Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Książkoholicy > George R.R. Martin - "Pieśń lodu i ognia"
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.

Podsumowanie na początek: Saga, po prostu saga.


Nigdy nie przepadałem za sagami. Historiami, ciągnącymi się przez X tomów, których nie można czytać oddzielnie, bo nie stanowią odrębnych całości. W zasadzie zastrzeżenie miałem zawsze jedno – chronicznie wręcz nie znoszę, gdy przeczytam tom pierwszy, tom drugi, a potem okazuje się, że tomu trzeciego nie sposób nigdzie zdobyć. Dlatego, jeśli już się na jakąś sagę zdecyduję, najpierw staram się upewnić, że nie będę miał dużych trudności ze znalezieniem kolejnych części. Przy Tolkienie nie ma takiego problemu – po prostu wypożycza/kupuje się całość. Przy Pratchetcie również nie – każdą opowieść o Świecie Dysku można czytać oddzielnie. Lecz w innych przypadkach gdy widzę na okładce malutki napis „tom któryśtam”, staram się trzymać z daleka. Niestety, dwa razy mi się nie udało. Opiszę dziś pierwszy przypadek.

„Pieśń lodu i ognia” to epicka opowieść fantasy, napisana z niezwykłym rozmachem. Opisuje walkę o władzę nad Zachodnimi Krainami, wielkim terytorium, podzielonym na kilka znamienitych rodów, a zjednoczonych pod berłem króla Roberta Baratheona. Oczywiście nic nie jest takie proste, na jakie wygląda. Sam Robert uzyskał tron po wielkiej wojnie ze Smoczym Królem – Aerysem Targaryenem, szaleńcem, przeciwko któremu zbuntowali się jego wasale. Aerysowi niemal udało się przeżyć – niemal, gdyż znalazł śmierć z ręki zdrajcy o imieniu Jaime Lannister, członka własnej Gwardii Królewskiej, zwanego od tamtej pory Królobójcą. Generalnie czasy panowania Aerysa i wcześniejsze znamy z opowieści bohaterów i relacji narratora, gdyż sama akcja rozpoczyna się wiele lat po wojnie, gdy Baratheon ze wspaniałego wojownika zamienił się w nieco rozpitego i otyłego władcę, któremu całe to panowanie i polityka strasznie obrzydło. Sam mówi, że czasy wojny były o wiele prostsze – wystarczyło dobrze władać orężem, a teraz musi się męczyć z intrygami własnej żony, która go szczerze nienawidzi. Nie będę tutaj przytaczał całej historii, bo nie czas ani miejsce na to. W każdym razie Baratheon ginie (co było do przewidzenia) w nieco niejasnych okolicznościach, zaś rozpoczyna się walka o tron, pełna bitew i intryg. Tymczasem zbliża się wielka zima, jakiej nie widziano od lat. A wraz z nią zagrożenie, o którym krążą legendy i w które nikt nie chce wierzyć…

Po rozpoczęciu pierwszego tomu doceniłem fakt, że we wstępie autor wymienił wszystkie „osoby dramatu”. Bez tego naprawdę można się pogubić. Mamy kilka wielkich rodów, a wiele postaci ma podobne imiona. Dopiero po mniej więcej 200 – 300 stronach rozróżniałem mniej więcej wszystkich bohaterów. A warto ich dobrze poznać, bo tak doskonale opisanych i wielowymiarowych postaci nie spotkałem jeszcze w żadnej powieści. Wiele razy złapiemy się na tym, że postać, której nienawidziliśmy od samego początku, jak na przykład wzmiankowany powyżej Jaime Lannister, pokazuje się nam z zupełnie innej strony i staje naszym faworytem. Natomiast postać, którą uważaliśmy za pozytywną, okazuje się być czarnym charakterem. Te osoby są po prostu ludzkie, mają mocne strony i słabostki, nie są czarno-białe, jak np. u Tolkiena, gdzie w zasadzie prócz Boromira i Golluma niemal wszyscy byli albo „ci dobrzy”, albo „ci źli”. Tu nie jest tak łatwo. Poza tym oni umierają – nie tylko postacie poboczne czy statyści, ale pierwszoplanowi bohaterowie, którzy najczęściej w podobnych powieściach mogliby być – z uzasadnionych powodów – podejrzewani o nieśmiertelność…
Co zwróciło moją uwagę – niby jest to saga fantasy, ale czarów tam praktycznie nie uświadczymy. Nie ma mowy o kulach ognia, niszczących miasta i armie. Magia jest mroczna i budzi uzasadniony strach, straszy się nią dzieci w domu i towarzyszy przy ognisku. Gdy natomiast z przy pomocy mrocznych rytuałów udaje się zgładzić jednego z bohaterów, budzi się w nas bunt: „Jak to tak? To nie fair!” Bitwy wygrywa się podstępem i siłą oręża, a nie plutonem facetów w spiczastych czapkach. Same walki i bitwy opisane są fenomenalnie, warsztatowi Martina nie można nic zarzucić. Czytając sagę można mieć złudzenie, że czyta się kronikę wydarzeń, które mogły mieć miejsce, gdzieś, kiedyś. Choć oczywiście nie jest to kronika dokumentalna. Autor zastosował bardzo ciekawy chwyt – w kolejnych rozdziałach pokazuje wydarzenia z punktu widzenia innych bohaterów, stojących często po przeciwnych stronach tej samej barykady. Dzięki temu lepiej ich poznajemy – ich motywacje, słabości, cele. Poznajemy wydarzenia z diametralnie różnych stron, przez co trudno czasami z całą pewnością powiedzieć, że ta postać zrobiła dobrze, a ta źle. Każdy czyn ma uzasadnienie, które często jest niewidoczne dla pozostałych bohaterów. Jest jak w życiu – postacie osądzają innych i są przez nich osądzane, często pochopnie, bez wiedzy o wszystkich faktach, towarzyszących danemu wydarzeniu. Martin potrafi wzbudzać w czytelniku emocje, co nie każdemu autorowi się udaje. A to duży plus.

Można by tak pisać i pisać, ale i tak się za bardzo rozpędziłem. Na koniec więc trochę faktów technicznych. Cykl „Pieśń lodu i ognia” składa się – jak dotąd – z trzech części, lecz zawartej w czterech książkach. Są to „Gra o tron”, „Starcie królów” oraz dwuczęściowa „Nawałnica mieczy”. Przyznam, że same gabaryty tych dzieł mnie trochę przerażały, ale i pociągały – ich grubość waha się od 574 do 920 stron. Pierwszy tom jest trochę ciężki (nie tylko wagowo), gdyż czytelnik nie bardzo jeszcze wie o co tak w ogóle chodzi. Dopiero w miarę przewracania kolejnych kartek wyłaniają się misternie utkane pajęcze sieci intrygi, oplatające wszystkich dokoła. Niestety, część czwarta jeszcze się nie ukazała (tytuł jej ma brzmieć „A Feast of Crows” ), nad czym bardzo ubolewam. Dlatego właśnie nie cierpię sag! ;)

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
LSD79 - Superbojownik · przed dinozaurami
Najlepsza saga jaką czytałem. Tylko to czekanie na następne tomy mnie wk.....

Haveloc
Haveloc - Superbojownik · przed dinozaurami
Hmm...a ja tak z innej beczki - kojarzycie może planszówkę "Game of Thrones"? Własnie na podstawie tej sagi Martina powstała świetna gra planszowa, kóra wciąga na długie godziny...Gra się w pięciu graczy, z których kazdy reprezentuje jeden ród: Lannisterów, Baratheonów, Starków, Tyrellów i Greyjoyów. Podczas starć ma to szczególne znaczenie, gdyżkażdy z domów ma 7 generałów, z których kazdy ma inne zdolności...Po prostu świetne. Jedyną wadsą jest cena - ok. 250 zł, i stosunkowo małą dostępnosć w Polsce, tym niemniej polecam gorąco na długie popołudnia z kumplami...A sam po rozegraniu kilku partii stwierdziłem, ze z chęcią sobie wspomnianąsagę przeczytam

--
"Do not think of yourself as an ugly person. Think of yourself as a beautiful monkey."

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
partyboy - Superbojownik · przed dinozaurami
saga świetna - czekam tylko na czwartą część... "Feast of crows" - znaczy więcej akcji za Murem będzie --> jeśli dobrze dedukuję to szykuje się najlepsza część
Forum > Książkoholicy > George R.R. Martin - "Pieśń lodu i ognia"
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj