Książka ta została wydana w Polsce przez Wydawnictwo Literackie MUZA, a jej tłumaczeniem z francuskiego zajęła się Grażyna Majcher.

I to właśnie od końca, czyli od tłumaczenia, chciałbym zacząć. Woła ono o pomstę do nieba. Nawet nie znając oryginału można znaleść wiele błedów w tłumaczeniu - i być może to spowodowało, że książka mi się nie spodobała.

Ale przejdźmy do rzeczy. Zgodnie z przeczytaną recenzją książka ta miała opowiadać o sporach Hutu (chłopstwa) i Tutsi (szlachty) z lat 90. XX wieku w Ruandzie, a także o braku reakcji białych mieszkańców tejże na zbliżającą się nieuchronną masakrę.

W rzeczywistości tematy te zostały prawie nieopisane, a skupiono się na życiu seksualnym Ruandyjczyków. Na pewno spotka się to z aprobatą wielu bojowników, ale jak dla mnie - co za dużo to niezdrowo Seks przewija się bez przerwy, gdzie tylko by książki nie otworzyć, tam można spotkać mniej lub bardziej szczegółowe opisy życia nocnego.

Trochę fabuły: ambitny pracownik kanadyjskiej telewizji, Valcourt, wysłany do Ruandy w celu rozkręcenia tamtejszej telewizji jest zrozpaczony tym, że tamtejszy reżim nie pozwala mu mówić prawdy o AIDS. Z niesmakiem obserwuje życie białych zamieszkujących hotel drugiej kategorii w Kigali(stolicy kraju), a także postępujące zubożenie swoich ciemnoskórych przyjaciół. Jego życie zmienia się, gdy poznaje młodą i piękną Gentile. Ta Ruandyjka wprowadza do jego życia nową jakość.
Więcej nie zdradzam, żeby nie psuć nikomu zabawy

Książka jest jaka jest - ja nie polecam.

P.S. Dodatkiem i wstępem zarazem jest świetny "wykład o Ruandzie" Kapuścińskiego.

--
Dream as if you were to live forever, live as if you were to die today.