Hannibala Lectera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Szarmancki i wyrafinowany dżentelmen znany ze swojego zamiłowania do sztuki, muzyki i ludzkich wątróbek ze szparagami. Człowiek zły, zepsuty, bez jakichkolwiem wyrzutów sumienia. Lecz czy był taki zawsze? Nie... W takim razie dlaczego się taki stał? O tym właśnie opowiada "Hannibal Rising" - o wyrwaniu kręgosłupa moralnego Lectera.
Świat szczęśliwego młodziutkiego Hannibala żyjącego do tej pory w sielance wraz ze swoją bogatą rodzinką na Litwie zostaje zniszczony, gdy rozpoczyna się wojna, a wraz z nią wszelakiego rodzaju okrucieństwa. Jest on świadkiem śmierci swoich rodziców, a także bestialskiego morderstwa swojej siostry. Chęć pomszczenia jej śmierci staje się mechanizmem napędowym Hannibala, który na drodze do osiągnięcia swej zemsty przeistacza się w pozbawionego skrupułów potwora. W jego działaniach wspiera go pani Murasaki - żona jego zmarłego wuja, która staje się jego nauczycielką, współpracowniczką, a także obiektem jego uczuć... a może po prostu pożądania, bo czy taki człowiek jest zdolny do jakichkolwiek uczuć wyższych? To się dopiero okaże!
Patrząc obiektywnie: film dobry, ale nie bez szału macicy. Dobrze dobrany aktor grający Hannibala - umie pokazać w swoich ładnych oczkach mieszankę zła i szaleństwa. Może jest troszeczke za mało szarmancki, ale zakładam, że to dopiero początek i się jeszcze chłopak wyrobi. Cieszę się, że nie pokazali go jako zagubionego chłopczyka tylko jako zimną maszynę do zabijania - w końcu Lecter prezentuje sobą zło w czystej postaci. Sama treść - wszystko fajnie spójnie, brakuje może tylko jakiegoś przewrotnego zwrotu akcji. Jest punkt kulminacyjny , ale nie wprawia on widza w jakiś masakryczny zachwyt. Po prostu wiadomo, że Hannibal dokona swej zemsty, zastanawiamy się tylko kogo zlinczuje następnego.
Cóż mogę powiedzieć... ciężko wyczuć komu się ten film sposoba, a komu nie. "Milczenie owiec" wywarło na mnie duże wrażenie, "Hannibal Rising" przyjęłam bez jakiś większych emocji, szczęście moje natomiast obiema częściami było zachwycone. Widać więc - kwesia gustu.
Moja ocena: 4/6
Świat szczęśliwego młodziutkiego Hannibala żyjącego do tej pory w sielance wraz ze swoją bogatą rodzinką na Litwie zostaje zniszczony, gdy rozpoczyna się wojna, a wraz z nią wszelakiego rodzaju okrucieństwa. Jest on świadkiem śmierci swoich rodziców, a także bestialskiego morderstwa swojej siostry. Chęć pomszczenia jej śmierci staje się mechanizmem napędowym Hannibala, który na drodze do osiągnięcia swej zemsty przeistacza się w pozbawionego skrupułów potwora. W jego działaniach wspiera go pani Murasaki - żona jego zmarłego wuja, która staje się jego nauczycielką, współpracowniczką, a także obiektem jego uczuć... a może po prostu pożądania, bo czy taki człowiek jest zdolny do jakichkolwiek uczuć wyższych? To się dopiero okaże!
Patrząc obiektywnie: film dobry, ale nie bez szału macicy. Dobrze dobrany aktor grający Hannibala - umie pokazać w swoich ładnych oczkach mieszankę zła i szaleństwa. Może jest troszeczke za mało szarmancki, ale zakładam, że to dopiero początek i się jeszcze chłopak wyrobi. Cieszę się, że nie pokazali go jako zagubionego chłopczyka tylko jako zimną maszynę do zabijania - w końcu Lecter prezentuje sobą zło w czystej postaci. Sama treść - wszystko fajnie spójnie, brakuje może tylko jakiegoś przewrotnego zwrotu akcji. Jest punkt kulminacyjny , ale nie wprawia on widza w jakiś masakryczny zachwyt. Po prostu wiadomo, że Hannibal dokona swej zemsty, zastanawiamy się tylko kogo zlinczuje następnego.
Cóż mogę powiedzieć... ciężko wyczuć komu się ten film sposoba, a komu nie. "Milczenie owiec" wywarło na mnie duże wrażenie, "Hannibal Rising" przyjęłam bez jakiś większych emocji, szczęście moje natomiast obiema częściami było zachwycone. Widać więc - kwesia gustu.
Moja ocena: 4/6
--
Otworzył oczy, spojrzał w lustro i uznał, że polubi bycie kobietą...