Że też musiałam się przelecieć na ojczyzny łono, żeby obejrzeć, bo w DUblinie ani widu, ani słychu 
Ale warto było!
Pokrótce: wzięty scenarzysta hollywoodzki, Gil, odwiedza Paryż w towarzystwie narzeczonej i przyszłych teściów. Młodzieniec cierpi na coś, co zwykłam nazywać "przedwczesnym kryzysem wieku średniego": nienawidzi swojej pracy (uważa, że odciąga jego uwagę od "prawdziwej literatury"), ma wątpliwości, czy ślub ma sens i generalnie jest totalnie odklejonym od rzeczywistości marzycielem, który chciałby żyć w innych czasach. Jego życzenie któregoś wieczoru się spełnia i oto Gil zostaje bywalcem u Gertrudy Stein (której podsuwa swoją wiecznie niedokończoną powieść), kompanem do wypitki Ernesta Hemingwaya, ramieniem do wypłakiwania się dla Zeldy Fitzgerald i odbija dziewczynę Pablo Picasso. Czy jest teraz szczęśliwy?
Podobał mi się bardzo. Pierwszy raz od dawna zdarzyło mi się po prostu wsiąknąć w film i chłonąć go bez reszty, nie myśląc o niczym innym. Aktorzy są świetni (zwłaszcza kobitki, Owen Wilson jako młodsza wersja Woody'ego Allena też daje radę), scenariusz i dialogi płyną gładko, zdjęcia i kostiumy oszałamiają itp.
ALE nie zgodzę się z tym, że to jego najlepszy film od lat. "O północy w Paryżu" to z grubsza "Purpurowa róża z Kairu" osadzona w pocztówkowym Paryżu, ale brakuje głębi, refleksji, prawdziwych emocji. Nawet sposób ukazania Paryża nie porywa, z resztą, jak nie-Francuz kręci film o tym mieście, to prawie nigdy nie jestem zadowolona. Reasumując: jest świetnie, ale nie najlepiej, jak tylko może być. "Vicky, Christina, Barcelona" i "Whatever works" podobały mi się dużo bardziej.

Ale warto było!
Pokrótce: wzięty scenarzysta hollywoodzki, Gil, odwiedza Paryż w towarzystwie narzeczonej i przyszłych teściów. Młodzieniec cierpi na coś, co zwykłam nazywać "przedwczesnym kryzysem wieku średniego": nienawidzi swojej pracy (uważa, że odciąga jego uwagę od "prawdziwej literatury"), ma wątpliwości, czy ślub ma sens i generalnie jest totalnie odklejonym od rzeczywistości marzycielem, który chciałby żyć w innych czasach. Jego życzenie któregoś wieczoru się spełnia i oto Gil zostaje bywalcem u Gertrudy Stein (której podsuwa swoją wiecznie niedokończoną powieść), kompanem do wypitki Ernesta Hemingwaya, ramieniem do wypłakiwania się dla Zeldy Fitzgerald i odbija dziewczynę Pablo Picasso. Czy jest teraz szczęśliwy?
Podobał mi się bardzo. Pierwszy raz od dawna zdarzyło mi się po prostu wsiąknąć w film i chłonąć go bez reszty, nie myśląc o niczym innym. Aktorzy są świetni (zwłaszcza kobitki, Owen Wilson jako młodsza wersja Woody'ego Allena też daje radę), scenariusz i dialogi płyną gładko, zdjęcia i kostiumy oszałamiają itp.
ALE nie zgodzę się z tym, że to jego najlepszy film od lat. "O północy w Paryżu" to z grubsza "Purpurowa róża z Kairu" osadzona w pocztówkowym Paryżu, ale brakuje głębi, refleksji, prawdziwych emocji. Nawet sposób ukazania Paryża nie porywa, z resztą, jak nie-Francuz kręci film o tym mieście, to prawie nigdy nie jestem zadowolona. Reasumując: jest świetnie, ale nie najlepiej, jak tylko może być. "Vicky, Christina, Barcelona" i "Whatever works" podobały mi się dużo bardziej.
--