@Maciej1988 wiem, śmieję się
tylko wiesz jak jest z kazaniami na wojnie
Mały oddział izraelskich sił specjalnych wracał z tajnej misji po palestyńskiej stronie. Odwrót wziął w dupę, pojawiło się mnóstwo zawoi na głowach (razem z głowami i resztą ciał), zaczęły wszędzie latać pestki i melony, zrobił się huk. Ale kilkugodzinny odwrót w kierunku Jordanu trwa. Podczas krótkiego postoju dowódca podchodzi do obecnego w odziale rabbiego i mówi, żeby coś powiedział i zmotywował żołnierzy na ostatnim odcinku przed przeprawą. Rabbi myśli i mówi, reszta dyszy, popijha wodę, zagryza batony.
- Dawno temu Mojżesz wyszedł z ludźmi z Egiptu i zmierzał nad Morze Czerwone. Wściekły, zawzięty i zły faraon zaczął go ścigać i dogonił nad brzegiem morza. Ale Mojżesz razem z dzielnymi wojownikami odskoczył na ostatnim odcinku, postawił ogień zaporowy nad brzegiem, zorganizował spokojną przeprawę pod ogniem, urządził przyczółek na drugim brzegu i wycofał tylną straż. I wtedy spuścił swoich wojowników z smyczy, rozgrzmiała się boska artyleria, aniołowie zagłady z nieba i duchy z szeolu spuścili gromy oraz wzburzyli wodę, niebo i ziemię i zatopili faraona z jego wojskiem.
Żołnierze ochoczo ruszyli w kierunku rzeki, pod ogniem przeprawili się, a będąc na drugim brzegu urządzili zagładę ścigającym oddziałom.
Po wszystkim kulejący dowódca (naciągnięte ścięgno gdzieś na jakimś kamieniu podczas biegu) podchodzi do rabbiego i mówi.
- Rabbi, Twoja przemowa była wspaniała i zagrzała chłopaków, ale nie wiem, mogę się mylić lecz w synagodze chyba nie słyszałem takiej historii o Mojżeszu...
- Izaak, to co jest w Księgach, a to czego potrzebowali usłyszeć chłopacy to dwie różne sprawy.