Ponieważ katastrofy lotnicze są już niejako polską specjalnością, a odsetek ludności, która zna się na awiacji wzrósł z 0,12% do mniej więcej 98%, chciałbym Wam pokazać jak to się kiedyś samoloty strącało. Dziś trzeba spisku, sztucznej mgły i tym podobnych haniebnych i moralnie nagannych rzeczy. Kiedyś wszystko było prostsze.
Mamy sierpień, miesiąc wybuchu I wojny, więc obejrzyjmy zestaw zdjęć z tamtego okresu.
Zainteresowanych szczegółami zachęcam do kliknięcia w rozmiar oryginalny.
Różne rzeczy latały w powietrzu. Samoloty były nowością. Celem ułatwienia identyfikacji, by do minimum ograniczyć przypadki strzelania do własnych maszyn, posługiwano się albumami sylwetek samolotów.

Samolot hamował i czekał grzecznie aż go zidentyfikowano. Jeśli był swój, żołnierze machali mu radośnie na pożegnanie. Jeśli obcy, machał dowódca przeciwlotniczej baterii. Też na pożegnanie.

No a potem to już wszystko działo się dość schematycznie, jak w przypadku tego francuskiego Letorda5

lub Caudrona G. III

Rozbijano się o ziemię w zasadzie tak, jak dziś, ale patrząc na te konstrukcje trzeba przyznać, że aby latać na czymś takim, trzeba było mieć cojones.
Były lekkie i delikatne, po zderzeniu z ziemią pozostawała często tylko kupka nawet nie złomu, bo niektóre elementy były z drewna i ... impregnowanego płótna.
Strącony angielski DA5

też jakiś anglik, trudny do zidentyfikowania, niestety.

ten to RE8 (załoga obok)

Pamiętać wszakże należy, iż taki spadający samolot, to było niebezpieczeństwo, gdyż czasem miewał on na pokładzie zapas niezużytych jeszcze bomb. Tak jak ta karbonitowa.

Inne okazy:
Morane Saulnier N (zwróćcie uwagę na jego koła)

Dolphin, jeden z pierwszych, którego żebra były stalowe.

Niemiecki Rumpler C.I

Nieuport 16

włoski Voisin III spalony

A tu szczątki dwóch samolotów, które zderzyły się w powietrzu.

Z tym zdjęciem wiąże się zabawna historia. Przedstawia wrak francuskiego samolotu, to widać. Jednak człowiek, który zdjęcie odziedziczył, Anglik, długo zastanawiał się nad dwoma słowami widniejącymi na odwrocie. Przez pewien czas sądził nawet, że to nazwa typu samolotu.
Te dwa słowa to Jos. Nowak.

c.k. żołnierze przy wraku włoskiego SAML-S

Niemiecki Fokker. Spójrzcie na rozmiary samolotu w porównaniu z ludźmi i psem. One naprawdę były maleńkie.

Bajer, jak na ówczesne warunki. Roland C. II
Silnik Mercedesa, 120 koni, szybkość do 165km/h, zasięg 4000m.

Niemiecki DFW w charakterze ozdoby dachu

na koniec dwa wraki, wprawdzie nie wiem, jakich typów, ale za to z terenów Polski. Ten z Jabłonowa Pomorskiego

a ten z Nidzicy

Czasy się zmieniają. Dziś chyba nikt by nie wpadł na to, aby wysłać takie zdjęcie żonie. Kochana Helusiu, lata mi się świetnie, tylko czasem mocno wieje. Dobrze, że przysłałaś szaliczek, całuję, Ambroży.
No a oni wysyłali...
Te zdjęcia dostawały na odwrocie pieczątkę poczty polowej i szły, jako normalne widokówki.

Po otrzymaniu takiej pocztówki żona od razu czuła się lepiej.
Szerokiej chmurki... czy jakoś tak...

Mamy sierpień, miesiąc wybuchu I wojny, więc obejrzyjmy zestaw zdjęć z tamtego okresu.
Zainteresowanych szczegółami zachęcam do kliknięcia w rozmiar oryginalny.
Różne rzeczy latały w powietrzu. Samoloty były nowością. Celem ułatwienia identyfikacji, by do minimum ograniczyć przypadki strzelania do własnych maszyn, posługiwano się albumami sylwetek samolotów.

Samolot hamował i czekał grzecznie aż go zidentyfikowano. Jeśli był swój, żołnierze machali mu radośnie na pożegnanie. Jeśli obcy, machał dowódca przeciwlotniczej baterii. Też na pożegnanie.

No a potem to już wszystko działo się dość schematycznie, jak w przypadku tego francuskiego Letorda5

lub Caudrona G. III

Rozbijano się o ziemię w zasadzie tak, jak dziś, ale patrząc na te konstrukcje trzeba przyznać, że aby latać na czymś takim, trzeba było mieć cojones.
Były lekkie i delikatne, po zderzeniu z ziemią pozostawała często tylko kupka nawet nie złomu, bo niektóre elementy były z drewna i ... impregnowanego płótna.
Strącony angielski DA5

też jakiś anglik, trudny do zidentyfikowania, niestety.

ten to RE8 (załoga obok)

Pamiętać wszakże należy, iż taki spadający samolot, to było niebezpieczeństwo, gdyż czasem miewał on na pokładzie zapas niezużytych jeszcze bomb. Tak jak ta karbonitowa.

Inne okazy:
Morane Saulnier N (zwróćcie uwagę na jego koła)

Dolphin, jeden z pierwszych, którego żebra były stalowe.

Niemiecki Rumpler C.I

Nieuport 16

włoski Voisin III spalony

A tu szczątki dwóch samolotów, które zderzyły się w powietrzu.

Z tym zdjęciem wiąże się zabawna historia. Przedstawia wrak francuskiego samolotu, to widać. Jednak człowiek, który zdjęcie odziedziczył, Anglik, długo zastanawiał się nad dwoma słowami widniejącymi na odwrocie. Przez pewien czas sądził nawet, że to nazwa typu samolotu.
Te dwa słowa to Jos. Nowak.

c.k. żołnierze przy wraku włoskiego SAML-S

Niemiecki Fokker. Spójrzcie na rozmiary samolotu w porównaniu z ludźmi i psem. One naprawdę były maleńkie.

Bajer, jak na ówczesne warunki. Roland C. II
Silnik Mercedesa, 120 koni, szybkość do 165km/h, zasięg 4000m.

Niemiecki DFW w charakterze ozdoby dachu

na koniec dwa wraki, wprawdzie nie wiem, jakich typów, ale za to z terenów Polski. Ten z Jabłonowa Pomorskiego

a ten z Nidzicy

Czasy się zmieniają. Dziś chyba nikt by nie wpadł na to, aby wysłać takie zdjęcie żonie. Kochana Helusiu, lata mi się świetnie, tylko czasem mocno wieje. Dobrze, że przysłałaś szaliczek, całuję, Ambroży.
No a oni wysyłali...
Te zdjęcia dostawały na odwrocie pieczątkę poczty polowej i szły, jako normalne widokówki.

Po otrzymaniu takiej pocztówki żona od razu czuła się lepiej.
Szerokiej chmurki... czy jakoś tak...

--