Dzienna wachta na mostku była raczej nudna dla wszystkich. Stali na kotwicy, wokól panowała pustka, obserwowali radar raczej z przyzwyczajenia niż w nadziei na jakiś sygnał. Prognozy pogody nie zapowiadały nawet żadnego sztormu. Ponieważ Admirał (jak przypuszczali - kryjąc się przed politykami czy Prezydentem) zwykle także siedział na mostku, wachtowi udawali mocno zajętych obserwując horyzont przez lornetki, zerkając w sonar czy radar, czy też przeglądając zdezaktualizowane mapy.
Zand, który był dzisiaj dyżurnym oficerem, z nudów zaznaczał w służbowym notesie ile delfinów wyskoczyło z wody z bakburty a ile ze sterburty. Wachtowi obstawiali ciche zakłady, w tej chwili sterburta prowadziła o cztery punkty.

Ciamar nudził się na równi ze wszystkimi, choć próbował znaleźć sobie jakieś zajęcie aby zabić czas do południa, kiedy mógł pójść na co najmniej godzinny lunch. Trochę zazdrościł załodze pokładowej, która zwykle była bardziej zajęta, od czyszczenia relingów począwszy na podmalowywaniu kadłuba okrętu skończywszy - lecz do dyrygowania tymi pracami byli młodsi oficerowie; admirałowi nie wypadało zniżać się do ich poziomu. Bardziej z nudów niż potrzeby zamówił przez interkom kawę dla wszystkich. Czekając bębnił palcami po pulpicie i zastanawiał się kiedy znowu życie wróci do jakiej-takiej normalności. Przed oczami stanął mu zamglony obraz żony, lecz nie tęsknił za nią wcale; rozeszli się wiele lat temu i podczas gdy on żył, ona z pewnością zginęła w potopie razem ze swoim nowym mężem, pomyślał jak zwykle złośliwie.

Zapukano do drzwi i steward wniósł tacę z kubkami i dzbankiem gorącej kawy. Ponieważ Admirał siedział przy pulpicie sterowniczym, udał się najpierw w tym kierunku.
Marynarze mrugnęli do siebie i jeden z nich umiejętnie podhaczył stewarda… Taca poleciała naprzód i dzbanek wylądował prosto na plecach Ciamara, który zerwał się z rykiem, zdzierając z siebie gwałtownie marynarkę munduru! Zand i marynarze rzucili się z natychmiastową pomocą, jeden chlusnął butelką zimnej wody na dymiące plecy Admirała, a drugi wyszarpnął mundur z jego ręki, rozłożył na stole mapowym w kącie i począł suszyć papierowymi ręcznikami. Porucznik serwetkami ścierał kawę z pulpitu, a speszony steward zbierał szczątki dzbanka i kubków z podłogi…
-Ty idioto!! - mimo kojącego działania zimnej wody na poparzone plecy Ciamar gotował się wewnętrznie – Degraduję cię do… do... - urwał, bowiem zabrakło mu konceptu, do czego można by zdegradować zwykłego stewarda…
-Będziesz czyścił wszystkie sracze przez tydzień!! – wymyślił w końcu karę adekwatną do przewinienia
Steward mrucząc słowa przeprosin wycofywał się w kierunku wyjścia, jeden z marynarzy otworzył mu drzwi
-Nie martw się, zrobimy to za ciebie – szepnął i poklepał go po plecach na odchodne
Nieco uspokojony steward odszedł w kierunku kuchni. Marynarze i Zand mrugnęli do siebie porozumiewawczo…


Adam nie zasypiał gruszek w popiele. Marynarze szybko nauczyli go obsługi motorówki, porobił szczegółowe notatki i na lądzie uczył, na razie teorii, Antona i Ferda. Uczniowie byli pojętni i planowali zrobić małą przejażdżkę którejś nocy, gdy na statku będzie impreza.
-Nie dałoby się jakoś dostać na okręt bez pływnia? - Anton już miał dosyć moczenia się w zimnej wodzie
-Chyba nie ma jak – mruknął Adam – Jesteś naszym najlepszym pływakiem, musisz to przecierpieć…
-A jakby tak przebrać się za dziewczynę? – Ferdo miał niejaki pomysł – W ciemnościach nikt nie pozna, giganci chyba ich nie liczą przy łodziach?
-Pewnie że nie, oni po prostu przenoszą je do motorówek, jak leci – zapalił się do pomysłu Anton – Sam widziałem! Włożę blond perukę, doprawię sobie cycki…
-Taa, i co jeszcze – gasił go Ferdo – Jesteś za duży i za ciężki, najgłupszy kretyn się połapie. Ja natomiast jestem w sam raz!
-Pewnie, nawet fiutka nie będziesz musiał zbytnio ukrywać – dociął mu Anton – Założysz tylko damskie figi i po problemie!
Ferdo chciał już rzucić się na Antona, lecz Adam wkroczył zdecydowanie
-Spokojnie, panowie! Pomysł nie jest zły – odwrócił się do Ferda – Dasz radę?
-Bez najmniejszych problemów! – nadął się Ferdo
-Siądziesz w ostatniej ławce i kiedy dziewczyny będą wchodzić na statek i zrobi się chwilowe zamieszanie, ukryjesz się pod nią – Anton raczej pogodził się już z losem – Jest sporo miejsca jak na takiego kurdupla! – nie mógł się powstrzymać od końcowej złośliwości
-Mamy więc plan, pogadamy z dziewczynami, wracajmy na razie do lekcji – “Profesor” Adam przezornie stanął między nimi – Ta dźwignia na szkicu reguluje przepływ wody do chłodzenia silnika…


-Mam świetną “kryjówkę” dla waszej starszyzny – Bosman był z siebie zadowolony – Chcecie zobaczyć?
-Jasne! – zapalił się Adam, a Ewa skinęła głową
Przeszli kilka korytarzy i zeszli kilka poziomów po schodach, Bosman otworzył drzwi i weszli do pomieszczenia.
-Luksus! Jest tu nawet mała łazienka! – Ewa była mile zaskoczona otwierając kolejne drzwi
-Oczywiście! Będą mogli ukrywać się całymi dniami, a załodze już zapowiem aby nikt tu nie właził.
-Nie będzie to podejrzane że nikt tu nie zajrzy? – Adam zastanawiał się głośno – Marynarze sprzątają cały statek a pomijają to pomieszczenie?
-Może rzeczywiście – zafrasował się Bosman – Macie jakiś pomysł?
-Może wstawić tu kilka pustych skrzyń lub pudeł – Ewa dołączyła do konwersacji – Schowają się w razie czego, a porządkujący nie będzie przecież miał po co do nich zaglądać? Zamiecie wokół i to wszystko!
-Dobra myśl! – Bosman uśmiechnął się do Ewy – Ja bym nawet postawił je na najniższej półce tego regału, tym bardziej nie będzie podejrzane, że nikt ich nie ruszy!
-Dobra jest! – Adam zatarł ręce – Trzeba zawiadomić Mardusa i innych, że wielka akcja nadchodzi!


Ciamar uważnie obserwował załogę i szybko wyłapał subtelne sygnały kiedy będzie następna tajemnicza noc. Trzymał się w ryzach i nic nie dawał po sobie poznać, uprzejmie lecz obojętnie wydając kolejne rozkazy oficerowi, który tej nocy zostawał na wachcie. Porucznik służbiście wpisywał kolejne polecenia do książki rozkazów, lecz minę miał raczej skwaszoną. Czyżby też należał do spisku i wiedział wszystko?! Ciamar przez chwilę obracał w myślach te podejrzenia, lecz ostatecznie oficer to oficer… a może po prostu nie lubił nieprzespanych nocy? No ale w dzisiejszych czasach… nie, raczej nie… może dołożyć mu troche zajęcia na tę noc? Nie będzie się nudził na przykład czyszcząc radar i sprawdzając jego działanie czy też kalibrując sonar? Po namyśle jednak zrezygnował z tych nadprogramowych prac, jeżeli porucznik należał do spisku, natychmiast wzbudziłoby to jego podejrzenia! Lepiej udawać że wszystko jest jak co dzień, zgodnie z rutyną. O zwykłej porze zatem pożegnał wachtowych i opuścił mostek.

Admirał do drugiej wyprawy przygotował się staranniej. Po pierwsze nie włóczył się po pokładzie po kolacji, tylko od razu poszedł do swej kabiny, ziewając ostentacyjnie. Kawę dla niepoznaki przyniósł sobie już po obiedzie, czekała na stole. Zimna, ale słodka i mocna, powinna zapewnić mu wystarczający zapas energii na kilka godzin. Przyniósł też kilka sucharów.
Popijając kawę i pogryzając suchary doczekał niecierpliwie jedenastej trzydzieści. Doszedł do wniosku, że wystarczy czekania, teoretycznie wszyscy powinni już spać, więc zdecydował się ruszyć do akcji. Przebrał się w ciemne, nie krępujące ruchów drelichy, wzuł lekkie, ciche buty a latarkę zawiesił na szyi aby mieć wolne obie ręce.

Dla świętego spokoju poszedł sprawdzić czy i tym razem drzwi prowadzące do dolnych pomieszczeń są zamknięte. Przekradł się cicho przez korytarze i nacisnął ostrożnie klamkę. Były, tak jak poprzednio. Nie tracił już czasu na sprawdzenie pozostałych, lecz wrócił do swojej kajuty i zamknął od środka drzwi na klucz. Pora na prawdziwą wyprawę.

Podszedł do ściany. Jeden z ozdobnych paneli wyróżniał się nieco innym rysunkiem, szczegóły były ledwie widoczne dla nie wtajemniczonego oka, lecz wyraźne dla niego. Rozłożył szeroko ręce i jednocześnie wcisnął palcami dwa symetryczne ornamenty przy obu krawędziach panelu. Ustąpiły z lekkim kliknięciem i płyta uchyliła się nieco. Wyjął ją ze ściany i oparł obok. Ukazał się ciemny i wąski korytarz, który z pewnością nie zachęcał do wędrówki osób z klaustofobią. Zapalił latarkę i odważnie zagłębił się w trzewia okrętu.

Korytarz prowadził do kapsuł ratunkowych. Okręt posiadał trzy kapsuły ratownicze, o których nie wiedzieli ani niżsi oficerowie ani załoga. Każda kapsuła przeznaczona była dla trzech osób: pierwsza dla Prezydenta z obstawą, druga dla Admirała, Ministra Obrony i Sekretarza Stanu. Trzecia była zapasowa, w razie gdyby któraś z pierwszych dwóch uległa zniszczeniu. Ciamar, jeszcze jako kapitan, wiedział o kapsułach i wcale nie zamierzał iść honorowo na dno razem z okrętem, jakby przyszło co do czego, więc dawno już w myślach przydzielił sobie tę trzecią. Teraz, jako Admirał, był oczywiście pewien ratunku w którejkolwiek z nich.
Kapsuły były odporne na wielkie ciśnienia, po wejściu do nich należało odpalić niewielkie ładunki wybuchowe, które odrzucały je od kadłuba statku i pozwalały wypłynąć na powierzchnię. Zapasy wody i żywności oraz środki łączności zapewniały przeżycie i ratunek.

W tej chwili jednakże Ciamar przeszedł obok nich obojętnie, choć odruchowo sprawdził czy wszystko jest z nimi w porządku. Minął wąskie schody prowadzące do kabin Prezydenta oraz pozostałych dygnitarzy i dotarł do samego końca korytarza. W wodoodpornej grodzi znajdowały się tu wąskie, choć masywne drzwi, za którymi kolejne, ukryte korytarze prowadziły do zbrojowni i maszynowni. To był plan Admirała jak przechytrzyć załogę i przekonać się osobiście co działo się nocami w dole okrętu!
Obiema rękami przekręcił koło blokujące grube sworznie i mocno pchnął drzwi. Mimo iż dawno nie otwierane, z cichym cmoknięciem uszczelek ustąpiły lekko na dobrze nasmarowanych zawiasach. Zostawił je szeroko otwarte aby nie mocować się z nimi w powrotnej drodze, wszedł w korytarz prowadzący do maszynowni i pokonał kilka poziomów schodów w dół. Znalazł się na dnie okrętu.

Drzwi do maszynowni były oczywiście też zamaskowane od zewnątrz jako metalowy panel ścienny za osłoną reaktora. Ciamar przyłożył ucho do panelu i czujnie nasłuchiwał przez kilka minut. Dochodził tu lekki poszum pomp chłodzących reaktor i dużo głośniejszy gwizd turbiny napędzającej samotny generator elektryczny, poza tym cisza. Panel od środka dał się łatwo otworzyć, wyjął go ze ściany i cicho wślizgnął się do pomieszczenia. Przyczaił się w ciasnawej przestrzeni za reaktorem i ostrożnie wyjrzał do maszynowni. Nikogo. Po krótkim namyśle zamontował panel z powrotem, nie chciał by jakiś przypadek pozwolił marynarzom odkryć ukryte korytarze.

W nocy pobór prądu był minimalny, więc generatory oprócz jednego milczały przyczajone w ciemnościach ledwo rozświetlanych przez nieliczne żarówki. Oba główne silniki wznosiły się pośrodku maszynowni jak dwie stalowoszare, wyoblone góry przedzielone wąską doliną podestu obsługi.

Zdecydował się wędrować raczej wzdłuż ścian niż najkrótszą drogą między silnikami; łatwiej było się ukryć między maszynami w ciemności. Ruszył ostrożnie naprzód, gotowy w każdej chwili do uskoku w mrok.
Macając od czasu do czasu ręką ścianę posuwał się powoli w kierunku kabiny kontroli maszynowni. Nie ryzykował zapalenia latarki nie chcąc zdradzić swej obecności i omijał maszyny i instalacje rozróżniając różne odcienie szarości w mrocznym otoczeniu. W końcu dotarł do końca hali i zamajaczyła nad nim kabina kontroli. Przeszklone pomieszczenie górowało nad całą maszynownią i powinno zapewnić chwilowe schronienie.

Cicho wdrapał się po stalowych schodkach i zerknął do środka przez szybę w drzwiach. Różnokolorowe kontrolki jarzące się na pulpitach wraz z podświetlonymi na zielono tarczami zegarów dawały wystarczająco światła aby stwierdzić, że kabina jest pusta. Położył rękę na klamce i nacisnął zdecydowanie. Ustąpiła lekko, więc pchnął drzwi i już był gotowy wślizgnąć się do wewnątrz, gdy zamarł w połowie ruchu. Nagły wzrost poziomu hałasu w maszynowni zatrzymał go w progu! Nadstawił pilnie uszu. Drugi generator obudził się do życia, rozpędzająca się turbina śpiewała w coraz wyższych tonacjach gdy jej obroty rosły. Wskoczył pośpiesznie do kabiny i rzucił okiem na znajome zegary. Kilka pomieszczeń dolnej sekcji okrętu wskazywało nagły skok zużycia prądu i automatyka zdecydowała się uruchomić następny generator aby sprostać zapotrzebowaniu!

Admirał w rozterce podrapał się po brodzie. Najwyraźniej nocne działania załogi wymagały pełnego oświetlenia zamiast pozostawać w dyskretnym zaciemnieniu! Nic nie pasowało do jego dotychczasowych teorii, może jedynie kasyno, choć i to nie za bardzo… Poza tym, światła z pewnością utrudnią mu przekradanie się niezauważenie przez pomieszczenia, ktoś podniesie alarm i fiasko zamiast sukcesu w śledztwie…

No trudno, trzeba zaryzykować. Pozostawanie tutaj z pewnością nie rozwiąże zagadki, powinien ruszyć w kierunku pomieszczeń załogi.
Wyślizgnął się z kabiny kontroli i skierował w głąb okrętu. Powoli otworzył drzwi korytarza prowadzącego do klatki schodowej. Nikogo. Kilka żarówek mdło oświetlało schody co bardzo mu odpowiadało w dalszej potajemnej wspinaczce. Drzwi na następnym poziomie prowadziły do magazynu części zapasowych oraz narzędziowni. Otworzył je ostrożnie i szybko spenetrował wzrokiem ciemnawe pomieszczenia. Półki regałów były pełne posegregowanych pudeł, a lśniące lakierem obudowy kilku maszyn do obróbki metalu połyskiwały w świetle nielicznych żarówek w głębi małej hali, lecz nie było widać żadnego ruchu i panowała tu cisza. Już miał zamknąć drzwi gdy nagle usłyszał hałas piętro wyżej i ktoś wkroczył na schody!

Ciamar spanikował! W pośpiechu wskoczył do magazynu i przymknął drzwi za sobą zostawiając niewielką szparę; bał się że szczęk zamka zwróci uwagę marynarza. Schował się w ciemnym kącie za najbliższym regałem i przytaił oddech. Usłyszał kroki dwóch osób na schodach, lecz zatrzymały się one po chwili na podeście półpiętra… Zapadła na dłuższą chwilę cisza i Admirał był zdezorientowany. Czyżby ktoś odkrył jego obecność i teraz czekał cierpliwie aż się sam ujawni?

Raz kozie śmierć! Podkradł się do drzwi i ciekawie zerknął przez szparę. Zobaczył barczyste plecy marynarza, lecz na nich poruszały się dwie małe dłonie, głaszcząc je pieszczotliwie! Co u diabła?! Para obróciła się nieco… Ciamar nagle poczuł mdłości... Marynarz całował się z małpą! A małpa oddawała mu pocałunki! Tffuu!! Gwałtownie zbierało mu się na wymioty, przykucnął i pośpiesznie zakrył usta dłonią, odwracając wzrok i starając się myśleć o czymś obojętnym. Co za zboczeniec! Żołądek buntował się konwulsyjnie i zapewne skończyło by to się gigantyczną fontanną, gdyby nagle małpa nie roześmiała się dźwięcznie i nie rzekła “A widziałeś jego głupią minę?” ciepłym altem… Admirał zamarł z otwartymi ustami. Para obróciła się na pięcie, roześmiany marynarz objął “małpę”(?!) ramieniem i wtuleni w siebie odeszli w górę schodów, rozmawiając cicho… Ciamar nadal stał na czworakach, mdłości przeszły mu powoli, lecz jeszcze umysł buntował się przeciwko oczom! Halucynacje?! Przecież nic nie pił dzisiaj! A może coś było w kawie?! Chciał się już podnieść na nogi, lecz nagle o mało nie krzyknął ze strachu! Ktoś położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
-Dobry wieczór, Admirale!

--
No good deed goes unpunished...