Admirał Ciamar był w rozterce. Był doświadczonym wilkiem morskim i tylko pod presją “prośby” Prezydenta zgodził się podpłynąć tak blisko niebezpiecznych płycizn. Czuł je wyraźnie po falowaniu powierzchni morza i polecił swojej załodze pomiary głębokości dwa razy dziennie. Właśnie jeden z załogi przybiegł ze złą wiadomością: dno okrętu znajdowało się tylko dwie stopy powyżej skalistego dna…
-Jeszcze dzień czy dwa i jesteśmy uwięzieni – mruknął zaniepokojony do swego Bosmana
-Mam pomysł – mrugnął okiem Bosman, w głębi duszy nie mniej przejęty powstałym problemem – Niech pan idzie spać zostawiając mnie na wachcie.
-No i co to miałoby dać? – zainteresował się Ciamar
-A ja po cichutku uruchomię silnik, podniosę kotwicę i odpłyniemy kapkę głębiej! Winę rano zrzuci pan na mnie z załogą albo na odpływ, do wyboru!
-Śruba to jeszcze, ale kotwicę po cichu? W tej głuszy postawisz w minutę cały okręt na nogi, na czele z Prezydentem! – Admirał był realistą
-No to odetniemy łańcuch i ostrożnie spuścimy do wody. Pal diabli kotwicę, mamy jeszcze zapasową!
-To by mogło zagrać… - Ciamar walczył z myślami
-No i co mi Prezydent może zrobić? Zdegradować? – Bosman uśmiechnął się chytrze – Czy w tej sytuacji jakiekolwiek szarże mają znaczenie? A bez załogi ten okręt nie popłynie nigdzie, czy może któryś z szanownych panów polityków raczy pobrudzić sobie rączki?
-No nie, masz rację… - w tej sytuacji Admirał musiał ulec z wypisaną na twarzy ulgą – Tylko naprawdę po cichutku!
-Zrobi się! – Bosman wyprostował się służbiście i odmaszerował pogadać z załogą

Ciamar czym prędzej pogonił do swej kajuty, starając się po drodze być widocznym dla maksymalnej liczby oficjeli, którzy jak zwykle pili kolację w salonie.
Nie upłynęło nawet pół godziny gdy wyczulonymi zmysłami zarejestrował lekką zmianę położenia okrętu. Śruba na minimalnych obrotach pracowała niedosłyszalnie, ostatecznie był to okręt podwodny przeznaczony do skrytego podchodzenia przeciwnika… Był pewien że nikt poza marynarzami nie spostrzeże niczego podejrzanego. Po kolejnej półgodzinie wszystko wróciło do poprzedniego stanu, lecz Admirał był pewien że unoszą się teraz na głębszej wodzie, kołysanie zmieniło rytm. Poza tym, ufał swemu Bosmanowi że kilkakrotnie wysondował dno zanim zatrzymał okręt.

Admirał pojawił się rano na pokładzie tuż za Prezydentem. Oczywiście, pierwsze co Prezydent zauważył było to, że okręt był znacznie dalej od brzegu niż wieczorem, więc wściekł się momentalnie. Ponieważ załoga oraz kilkunastu polityków zgromadzeni byli przy jednej burcie i rozmawiali burzliwie gestykulując, Prezydent pośpieszył w tamtym ierunku. Admirał deptał mu po piętach.
Z daleka już słyszeli jednego z wachtowych:
-To był megalodon! Olbrzymi megalodon! – marynarz powtarzał przejęty – Rzucił się na łańcuch kotwiczny i przegryzł go w oka mgnieniu!
-Na szczęście nie pociągnął nas za sobą! – drugi wachtowy był nie mniej przejęty – Kto wie co mogłoby się jeszcze stać!
-Dlaczego nikt mnie nie obudził!? – Ciamar dopchał się do centrum tłumku i udawał srogiego służbistę
-Nie zagrażało nam bezpośrednie niebezpieczeństwo – wtrącił stojący nieco na uboczu Bosman i mrugnął do Admirała dyskretnie – Ryba szybko odpłynęła i nie chcieliśmy niepokoić ani pana, ani, tym bardziej, drogiego Pana Prezydenta.
-Tym niemniej udzielam wam oficjalnie nagany, Bosmanie! – Ciamar popatrzył spod oka na Prezydenta, który skinął głowę z aprobatą – Powinienem wiedzieć natychmiast o wszystkim co dotyczy okrętu. Zwłaszcza, że bez kotwicy odpływ zniósł nas głębiej w morze!
-Musimy zainstalować nową kotwicę, będzie troche hałasu – Bosman wyglądał na zmartwionego naganą
-Wobec tego pozostaniemy w tym miejscu – zdecydował Admirał – Poza tym, jestem pewien że megalodon poluje na ryby bliżej brzegu, więc tutaj nie będzie nas niepokoił – zerknął na Prezydenta, ale najwyraźniej ten dał się podejść i rzekł tylko krótko:
-Odzyskać starą kotwicę.
-Zaraz wyślę dwie łodzie na poszukiwania – Ciamar wyprężył się służbiście i Prezydent uspokojony odszedł w swoim kierunku.
-Megalodon?! – Admirał nie posiadał się ze zdumienia – Co wam do łbów strzeliło? Przecież one wyginęły miliony lat temu!
-No i co z tego, widział Pan jak łyknęli tę historyjkę? – Bosman uśmiechał się szeroko – Przecież nie uwierzyliby że nawet największy rekin przegryzł łańcuch kotwiczny. Ale megalodon, nawet jeżeli nie istnieje, to jest coś! Wszyscy uwielbiają opowieści z dreszczykiem!
-No to w porządku. A teraz niech marynarze poszukają tej utopionej kotwicy, może uda się ją wyciągnąć.
-Zaraz poślę łodzie w kierunku brzegu. Zamocowaliśmy niewielką boję do uciętego łańcucha, powinniśmy odnaleźć ją szybko.
-Zróbcie też mały rekonesans na lądzie, niech załoga trochę rozprostuje kości w marszu, może odkryjecie jakieś ślady naszej cywilizacji?

Tremowie oraz Lobus wstali późno tego ranka, więc ominęła ich bezpośrednio historia z megalodonem. Co prawda dotarły do nich echa opowieści, ale jak to zwykle w plotkach, ryba urosła już niemal do długości okrętu, a w paszczy miała zęby wielkości człowieka…

Kończyli właśnie spóźnione śniadanie kiedy do ich uszu dotarł gwar z tylnego pokładu. Podekscytowani podążyli w tamtym kierunku.
Przybyli z lądu marynarze właśnie wyciągnęli z łodzi owinięty w koc pakunek i ostrożnie złożyli go na deskach. Z koca spoglądały dwie przerażone pary oczu…
-Małpoludy! Parka małpoludów! – wszyscy zaciekawieni cisnęli się aby zerknąć na pierwsze schwytane lądowe zwierzęta; nie było to może nic nadzwyczajnego, lecz stanowiło miłą odskocznię od monotonii życia okrętu.
-Może je trzeba zamknąć w klatce i nakarmić!
-Nie, raczej nakarmić i odwieźć z powrotem na ląd! – krzyżowały się okrzyki
-Skąd je wytrzasnęliście?! Dały się tak złapać? – zdumiony Tremo-ojciec przepchał się bezceremonialnie do środka okręgu
-Znaleźliśmy tę parkę w krzakach – roześmiał się jeden z marynarzy – “Pracowali” pilnie, hehehe, samiczka na nasz widok spanikowała i zakleszczyła samczyka w środku, hahaha!
Pozostali marynarze także wybuchnęli śmiechem.
-Nie mogli nawet się ruszyć, nie mówiąc już o ucieczce! Owinęliśmy oboje w koc i ostrożnie przynieśliśmy tutaj!
-Chyba nic im nie będzie, to młode osobniki – zauważył Tremo-ojciec - Zanieście ich do naszego laboratorium. Trzeba także szybko wezwać doktora aby dał samiczce zastrzyk rozluźniający!

Marynarze sprawnie zanieśli owinięte ciasno w koc małpoludy do “królestwa” Tremów. Wkrótce pojawił się powiadomiony lekarz niosąc podręczną torbę ze sprzętem medycznym.
-Nie bój się, mała – poklepał samiczkę po głowie, po czym zaczął przetrząsać swą torbę w poszukiwaniu jak najmniejszej igły – Zaraz wam ulżymy!
Sprawnie otworzył ampułkę z lekiem i napełnił strzykawkę.
-No, nadstawiaj ten chudy kuperek! – roześmiał się, po czym ostrożnie wbił igłę – Zrobione.

Po kilku minutach samczyk był w stanie uwolnić się z “pułapki”, odwinął się z koca i pobiegł do kąta oglądnąć swój ocalony “skarb”. Samiczka też usiadła i otuliła się szczelnie kocem, lecz po minach obu możnabyło poznać że nie ponieśli większego uszczerbku na zdrowiu. Poza tym zachowywali się całkiem spokojnie.

Doktor wyszedł po chwili, każąc wzywać się w razie jakiś komplikacji i Tremowie zostali sami z Lobusem.
-Myślę, że samiczka nam się nada – Tremo-syn oceniał obiektywnie wartość zdobyczy – Wygląda młodo i zdrowo, oczywiście zrobimy jej wszystkie badania przed zabiegiem. Samczyka można będzie wypuścić.
-Nie mamy żadnej klatki aby ich trzymać. Trzeba coś wykombinować jeszcze dziś – Lobus był praktyczny – Poza tym, lepiej przez jakiś czas trzymać oboje, łatwiej przeżyją pierwsze dni niewoli razem.
-Możemy zamknąć ich w kanciapie obok, ma solidne zamki w drzwiach i nic specjalnego do zniszczenia gdyby dostali szału, jak to czasami małpy potrafią – Tremo-syn miał niejakie doświadczenie w hodowli – Trzeba tylko wynieść z szafy nasze zapasy spirytusu.
-Eeee, chyba nie, nie chce mi się nosić – Lobus skrzywił się niechętnie – Szafa jest solidna, grube drewno, wystarczy założyć ciężką kłódkę i po kłopocie.
-Trzeba kuć żelazo póki gorące i postawić załodze kolejkę – Tremo-ojciec myślał przyszłościowo – Załatwili nam już jedną samiczkę, będą chcieli poszukać następnej! Nie musimy sami latać po górach!

Tremo-syn podniósł oba małpoludy za karki i wepchnął do pomieszczenia obok. Lobus przyniósł wielką kłódkę i zapiął na drzwiach szafy. Zauważył, że samczyk przygląda się tym manewrom z wielkim zaciekawieniem, więc postanowił pożartować ze zwierzakiem.
Tam! – pokazał palcem szafę z bimbrem – Nie, nie! – machał ręką - Ty wypić – prztyknął się palcem w grdykę – I fik-fik na ziemia! – pokazał podłogę palcem robiąc śmieszne miny. Malpolud zdawał się go rozumieć!
Rozbawiony zamknął drzwi i starannie przekręcił klucz w zamku dwa razy.

Pozostawione sobie “małpoludy” odczekały aż ucichł ostatni odgłos kroków i samiczka rzuciła się w kierunku drzwi. Samczyk natomiast z wielkim skupieniem oglądał kłódkę przy szafie…
-Adam, odczep się od tej szafy i spróbuj otworzyć drzwi!
-Zaraz, zaraz – zbywał ją machnięciem ręki Adam i pilnie rozglądał się wokół w poszukiwaniu materiału na wytrych – Najpierw szafa!
Znalazł odpowiedni kawałek drutu i po chwili dłubania kłódka poddała się ze szczęknięciem.
-O rany, ale zapas! – Adam był wniebowzięty i z nabożeństwem wpatrywał się w butelki
-Zostaw to wszystko i bierz się za drzwi! Trzeba stąd wiać!
-Ewa, zlituj się, nie miałem alkoholu w ustach od prawie roku! Tylko jeden kieliszeczek!
-Ja też nie, a poza tym wyszło Ci to tylko na zdrowie!
Adam miał już butelkę w ręku.
-No tak, Tobie to tylko dwie rzeczy w głowie! – rozdrażniona Ewa wzięła się pod boki – Poza tym, od Ciebie to oni nic nie chcą, ja jestem im potrzebna do jakiegoś “zabiegu”, a Ty wcale o mnie nie myślisz!
-Caly czas, cały czas – Adam mocował się z zakrętką – Ja tylko jeden kieliszeczek!

Lobus chwiejnie wędrował korytarzem w kierunku laboratorium, goniony poczuciem obowiązku.
-Biedne małpeczki nie dostały jedzonka, będzie im smutno iść spać na głodno – mruczał do siebie – Trzeba im przecież uprzyjemnić jakoś niewolę… - stanął pod drzwiami i przetrząsał kieszenie w poszukiwaniu klucza.
Po dłuższej chwili manewrów trafił w końcu kluczem w dziurkę, otworzył drzwi i zamarł w zdumieniu!
Malpoludy siedziały na krzesłach przy stole, podłożywszy kilka grubych książek pod tyłki aby dosięgnąć blatu! Otwarta flaszka, najmniejsze kieliszki jakie mogli znaleźć i zagrycha dopełniały obrazu kolacji!
-No i czego się gapisz, palancie? – Ewa łyknęła kieliszek i zagryzła śledziem – Siadaj i rozgość się! Czuj się jak u siebie! – Ewa i Adam roześmiali się razem, po czym Adam polał kolejkę
Cholera, ale mam odlot! – stojący w progu Lobus raczej beztrosko chwiał się na nogach – Nie dosyć że widzę pijące małpy, to jeszcze do mnie gadają! A niech to szlag!
-Siadaj, nie marudź! – Adam podniósł się i wyciągnął z szafki menzurkę – Dla spóźnialskich większy karniak! – polał do pełna. Zauważył przy tym że butelka zaczyna świecić dnem, więc powędrował do zapasów, wyciągnął flaszkę spirytusu i lejek, dolał do połowy i sprawnie uzupełnił wodą z kranu.
Lobus klapnął na krzesło i potrząsał głową w zdumieniu! Gdy Adam zajął miejsce przy stole, wyciągnął rękę i poklepał go po głowie.
-Dobra małpeczka, dobra – zamruczał czule – Ale mam zwidy, kurdebalans! A jakby jeszcze małpeczka podała talerz z kiełbasą, co?
Adam podsunął mu talerz i Lobus chlusnął menzurkę po czym zagryzł kilkoma plasterkami kiełbasy.
-Jak wam się udało otworzyć kłódkę na szafie i drzwi na dodatek? – spytał z pełnymi ustami
-Nie rozśmieszaj mnie tymi prymitywnymi zamkami, następna kolejeczka? – Adam już miał butelkę w ręku
-Małą chwileczkę – Lobus czknął dystyngowanie – Zwykle nie piję z nieznajomymi. Ale dzisiaj mam niezły sen, a we śnie wszystko mi wolno, no nie?
-Oczywiście! – zgodzili się obydwoje
-Wobec tego proponuję brudzia! – Lobus usiłował niezgrabnie powstać – Z panienką najpierw, damy mają pierwszeństwo, zwłaszcza we śnie!
Adam szybko rozlał w kieliszki i podsunął bliżej zagrychę. Lobus i Ewa, która stanęła na krześle aby zniwelować znaczną różnicę wzrostu, zapletli się łokciami, chlapnęli fachowo i dali sobie trzy całusy w policzki.
-Lobus – przedstawił się Lobus
-Mów mi Ewa!
-Cała przyjemność po mojej stronie poznać tak dystyngowaną osobę – Lobus ciągnął szarmancko, starając się utrzymać równowagę
-Teraz moja kolej! – przypomniał o sobie Adam i polał w szkło.
Obaj zapletli się łokciami i wlali w korpus. Ucałowali się na męską modłę, z rozmachem “na niedźwiadka”.
-Lobus.
-Adam.
Lobus osunął się na krzesło i nawet na siedząco miał problem z równowagą. Tempo polewania mogło wykończyć nawet giganta…
-Ja tylko na chwilkę… – mruknął i położył się głową na stole

W tym momencie rozwarły się drzwi i w progu stanęli obaj Tremowie. Obaj urwali się nieco wcześniej z imprezy chcąc obgadać jeszcze kilka szczegółów, więc nawet nie wlali w siebie zbyt wiele. Zdumienie odebrało im na moment mowę! Pierwszy odzyskał rezon Tremo-syn.
-Z małpoludami chlejesz?! –nie mógł opanować zdumienia oraz niejakiego obrzydzenia – Zgłupiałeś do ich poziomu? A może chcesz zostać Małpim Królem, ty kretynie?
-Kogo uważasz za małpę!? Popatrz no Lobus, znalazł się “ętelegęt” jeden, a jedzie od niego bimbrem jak z gorzelni – Adam jak mógł wyprostował się na krześle
– A poza tym, nie obrażaj damy! – Lobus otworzył oko
-Jakiej damy!? – Tremo-syn jeszcze nie opanował całej sytuacji z powodu nieco opóźnionej alkoholem reakcji
-Tej. Tutaj. Przy stole. – Tremo-ojciec był praktycznie trzeźwy, a oczy błyszczały mu niezdrową naukową ciekawością
-No. Mojej dobrej przyjaciółki, Ewy! – Lobus podniósł się na łokciu, a podpita Ewa pomachała mu dłonią – Wypiliśmy brudzia!
-Więc uważaj na słowa, ty przerośnięta kreaturo! – Adam po pijanemu był w bojowym nastroju
-Ja chyba śnię…- Tremo-syn ciągle nie mógł połapać się w rzeczywistości - Ja przecież kłócę się z małpą… -
-Ty też?! – ucieszył się Lobus
-Ja mu chyba przywalę czymś ciężkim! – Adam usiłował podnieść się z krzesła, lecz nogi odmawiały mu posłuszeństwa
-Daj mu spokój, Adam – Lobus był w pokojowym nastroju – Przecież to tylko sen, kapujesz?
-To nie sen, bynajmniej – Tremo-ojciec z naciskiem rzekł do syna i Lobusa – Oni znają naszą mowę i nie wątpię w ich inteligencję…
-Dobrze mówi, dać mu wódki! Brudzia? – Ewa usiłowała polać kolejkę, lecz nie mogła trafić w kieliszek. Tremo-ojciec wyjął jej z ręki butelkę i uważnie napełnił szkło.
-No to chlup w ten małpi dziób! – Lobus z wysiłkiem wzniósł się nad poziom błądzącego w oparach intelektu oraz stołu (niepijącego) i wszyscy golnęli z chuchnięciem.

Lobus, Ewa i Adam mieli już dość. Leżeli bezwładnie na blacie, pochrapując w trzech różnych tonacjach.
-Chyba mają dość – stwierdził oczywisty fakt Tremo-syn
-Na to liczyłem. Teraz Lobusa do łóżka, a tych dwoje…, albo nie, poczekaj. –Tremo-ojciec wydawał rozkazy - Wszystkich troje kulturalnie do łóżek, koce oraz miski obok jakby chcieli puścić pawia. Butelki z wodą na szafki nocne. Nocne światło żeby trafili do toalety jakby co, chociaż w tym stanie to wątpię czy któreś się ruszy do rana… A rano już sobie pogadamy!
Szybko i sprawnie wykonali powyższe czynności, chociaż Lobus był nieco przyciężki, po czym sami w ulgą wyciągnęli się w pościeli.

--
No good deed goes unpunished...