To jest zwykła historia, coś do czego jeździmy i widzimy bardzo często. Z tego się nie wraca, więc zapnijcie pasy.
Stefan postanowił uczcić wieczór bez żony i dzieci. Pojechały do prababci na noc. Dopiero co wyszła ze szpitala. Mieszkała sama, ze swoją demencją i cukrzycą.
Niedawno udało nam się ją namówić na Dom Opieki Społecznej.
W pewnym momencie życia człowiek pozostaje sam. Wszystko co kiedykolwiek kochałeś porzuci cię albo umrze. Wszystko zaczyna się gdy psuje się głowa, potem psuje nam się organizm. Gnijemy jak owoc, jesteśmy obrzydliwi, śmierdzimy i nas wyrzucają, zostawiają, czasem stajemy się eksperymentem, czasami pożywką dla robaków.
Pradziadek który pił i bił wszystkich umarł, chlał jak pojebany, bo miał zepsutą głowę, niszczyła mu się trzustka i wątroba, Miał wrzody żołądka i wymiotował krwią. Potem dostał krwawej sraczki. Przyjechało pogotowie które strasznie krzyczało po pacjencie. Był obsrany, obrzygany, obsikany. Wszystko przez to że postanowił wypić ostatnią butelkę wódki w swoim życiu.
Żona płacze, Dzieci płaczą.
-Pomóżcie mu! - krzyczy córka
-Czy mąż był kiedyś w szpitalu? -Pyta się ratownik
-Był mamo, pamiętasz? -odpowiada córka
Ratownicy kładą mężczyznę na podłodze. Jeden zakłada pulsoksymetr na palec, zakłada ciśnieniomierz na ramię i pompuje.
Drugi ratownik siada na pufie, otwiera teczkę i wypisuje kartę.
-96 saturacji i 87 tętno -powiedział drugi ratownik
Słychać cichy syk.
-140/90
-Ma pani jakieś wypisy ze szpitala? I dowód osobisty, potrzebuję pesel. Długo mąż jest w ciągu?
-Całe życie- odpowiada żona.
-Kurwa on znów wymiotuje! Patrz jakie fusy - mówi ratownik
-Załóż wkłucie
-Już dawno mam, podłączam kroplówkę. Glikemia 189
-Dzięki. Ma pani te wypisy?
Córka otwiera teczkę i wyciąga ostatni wypis.
- Ooo! 3 tygodnie wyszedł ze szpitala. Co my tu mamy. Ostre ZZA, zapalenie trzustki, wrzody dwunastnicy, padaczka poalkoholowa. No to pięknie. Ile dziś wypił?
- Z tego jak śmierdzą jego rzygi to sporo. - Mówi drugi ratownik - Wali jakby walił jakąś brynę. Dobra, ma już 100/70
-Niech pani przygotuje jakiś koc, Leć po parciaki, albo daj mi kluczyki, pani i pani pomożecie nam go znieść, i od razu mówię, że nie wiem czy przeżyje? - ratownik wyszedł z mieszkania
Żona szukała koca, trzęsły jej się ręce i mała łzy w oczach. Miała 50 lat a wyglądała na bardzo wyniszczoną w obecnych czasach jakich żyjemy.
-Może być ten? - zawołał do ratownika wyciągając z szafy koc, który był czysty i puszysty. Bardzo ładnie pachniał płynem do płukania. Jedyna pachnąca chyba rzecz w tym mieszkaniu.
-Nie szkoda pani takiego koca? -Zapytał ratownik.
Stał nam brudnym, chudym mężczyzną. W mieszkaniu przeplatały się zapachy kału z przetrawioną krwią, wymiotów z krwią i alkoholem. Mieszkanie było przesiąknięte dymem papierosowym, jeśli papierosa można nazwać zwijanie tytoniu ze zebranych petów i zwinięciu go w gazetę. Do tego dochodził smród jego starych skarpet i niemytych nóg.
Kobieta szlochnęła i pociągnęła nosem:
-Nie szkoda. Niech ten skurwysyn przynajmniej zdechnie godnych warunkach. Całe życie zęby zaciskałam, ten ostatni raz też zacisnę. Urodziłeś się posrany i posrany zdechniesz!
-Dobrze niech się pani uspokoi -mówi ratownik
Wydawało mu się że czas się zatrzymał, postanowił zadzwonić do drugiego ratownika.
-Gdzie jesteś?
-Na schodach, wyciągnąłem nosze , jestem już na trzecim piętrze...
-Dobra, bo kobieta zaczyna mi tu szaleć?
-Wezwać policję?
-Kurwa nie wiem, czekaj.
Ratownik jedną ręką trzyma kroplówkę, drugą w której trzyma telefon komórkowy przykłada do piersi.
-Dobra! Niech się pani uspokoi. I rozkłada koc na ziemi!
- Zostawcie go niech zdycha! - Mówi żona
-To po co pani wzywała Karetkę?
-Ja nie wzywałam, tylko ona! - kobieta wskazała palcem na kuchnię
Kuchnia to miejsce, które posiadało paletę kolejnych barw zapachowych. Stół pokryty starą, brudną , tłustą ceratą. brudne talerze, kieliszki, pety, . Na brudnym piecu garnek z jakimś starym żurem. Zlew zawalony starymi talerzami i garnkami. Ze zlewu unosiła się zapach starego moczu.
Przy stole siedziała dziewczyna która wyglądała jak tania kurewka, która płakała.
-No chodź tu pomóż podnieść obsranego tatusia. Pomóż mi ty szmato!
Wszedł własnie drugi ratownik:
-Dobra. Rozłożyć ten koc na ziemi. Kładziemy na niego pana, potem z kocem na parciaki.
Drugi ratownik zakręcił kroplówkę i położył ją na klatce piersiowej od pacjenta. Złapał go pod uda. Drugi złapał go pod ramiona i na trzy przenieśli go na koc. Następnie z kocem położyli go na parciakach.Pacjent na szczęście był lekki. Przerażająca wizja dla każdego ratownika to czwarte piętro.
Czwarte piętro jest dla każdego ratownika depresją w jego życiu. Od piątego zawsze jest winda, ale w blokach z windami chorują ludzie mieszkający na parterach. Ktoś kto projektował nasze domy nie myślał o tym jak ratować życie umierającej osobie. W życiu jest jak w totku. Masz 50/50 szanse na wygraną.
Wąskie klatki schodowe, strome schody, brak światła dochodzi do jednej z puli wygranych. Jeżeli w blokach są windy to spoko, o ile w niej zmieścimy się z pacjentem leżącym w sześciu w jednej windzie. Jak ci ludzie umeblowali sobie mieszkania i zrobili w nich remonty. Obrzydliwe jest to, jak zasmrodzili te mieszkania, żyjąc w nich jak karaluchy.
Tak więc jeśli inni mają więcej szczęścia, drudzy mają go mniej. Pacjent był znoszony z czwartego piętra w noszach parcianych. Jeden z ratowników trzymał parciane nosze przy nogach mężczyzny. Drugi ratownik i córka pacjenta trzymali nosze przy głowie.Chory, pijany mężczyzna darł się na całą klatkę schodowa. Darł się w pijackim amoku, albo z bólu. Jęknął głośno i puścił mokrego, krwawego bąka w czysty koc. Ratownicy ocierali się o ściany sapiąc i przeklinając pod nosem, ale są świadomi tego że może być jeszcze gorzej. Mogła by być deska, bo pacjent upadł w domu i złamał sobie kość udową, albo kręgosłup. Ale nawet wtedy wiesz że mogło być gorzej, bo mogłeś mieć dyżur na transporcie, a na transporcie nie dość że znosisz pacjentów do karetki, jedziesz z nimi na badania i musisz ich wnieść z powrotem do mieszkania na to czwarte piętro. Czwarte piętro niszczy kręgosłupy każdego ratownika, a najbardziej niszczy mu się kręgosłup moralny. Czwarte piętro potrafi wygasić naszą empatię do człowieka jak papierosa.
Ratownicy dotarli już do trzeciego piętra. Zgasło światło.
-Światło! - Krzyknął ratownik. W blasku światła, bijącego z mieszkania, na ścianie półpiętra było widać cień żony.
-Światło kurwa! niech pani zaświeci nam światło na klatce! - Krzyknął ratownik
-Aha! Już. - ocknęła się z amoku kobieta
-I niech pani pilnuje.
Ratownicy wiedzą na jakich wizytach mogą sobie pozwolić przeklnąć, kiedy żartować, a kiedy nie. Pamiętaj, że gdy słyszysz że ratownik przeklina, obawiaj się o życie, albo się uspokój i ogarnij.
W szpitalu tez nie leży się wiecznie. teraz w szpitalach to się leży niecały tydzień. W tym momencie mógłbym się zamienić miejscami z odwozem szpitalnym. Spotykamy się na tym trzecim piętrze, z tym że idziemy z pacjentem do góry.
Do ilu kilogramów może nosić ratownik medyczny? Jeżeli przeciętny pacjent którego się znosi, wazy jakieś 80 kilogramów. Krzesełko wazy może z 15 -20 kilogramów. Pacjenta siedzącego na krzesełku znosi się generalnie na barkach, rękach, czujesz napiętą klatkę piersiową. Przy drugim piętrze pęka ci biceps, jeśli niesiesz z tyłu, bo jak z przodu i nie jesteś chujem , to boli się triceps. Niektórzy z przodu niosą na prostych rękach. To obciąża kręgosłup niosącego z tyłu. A wnoszenie na krzesełku jest jeszcze gorsze. Przestaje nas obchodzić że krzesełku wrzyna się pacjentowi w ciało, bo jest bardzo niewygodne. Ale jak mówią: "Lepiej źle siedzieć niż dobrze stać".
Drugie piętro
Drugie piętro to jest taki pstryczek w nos od zależności w co wierzycie.
Drugie piętro to jest 50/50. Albo będziemy zadowolenie z wizyty, albo nie. Może być wszystko to samo, ale już dwa pietra niżej. Jeden z ratowników pokonuje już trzeci dystans jej klatki schodowej
-W karetce podepniemy go jeszcze pod monitor i pojedziemy na sygnale.
Z pierwszego piętra pacjenci zawsze schodzą o własnych siłach, ale kończy się tak że ich potem po szpitalu wnoszą.
Ludzie z pierwszych pięter zawsze zawsze dzwonią w nieodpowiednich godzinach. Albo w środku nocy, albo wtedy kiedy się zmieniamy, sprawdzamy karetki.
Starajcie się nie dzwonić między 18:30 a 19:00 i 6:30, a 7:00, bo wtedy się zmieniamy. Ludzie do pracy przychodzą różnie. Ci fajniejsi są już o "wpół do" a pizdy przychodzą "za pięć". Chyba że jedzie z innej roboty. A pracujemy sporo, bo większość z nas pracuje na kontrakcie. Nie wiem. Wprowadzono do pogotowia kontrakty. Ratownikowi nie przedłużano pracy na etacie. proponowano aby założył własną działalność. Może brać więcej dyżurów, łączyć je w doby, czasem w 36h dyżurów. Niektórzy jeżdżąc z pracy robi 48h aby zarobić trochę kasy. Bo zarobek nie jest zły. Sami wystawiamy faktury za wypracowane godziny w miesiącu. Nie mamy urlopów, nie mamy L4, bo jak się jest na L4 to nie ma kasy, No bo ile wam da Zus jak pracujecie na rodzinę? na pewno mniej niż temu menelowi co leży na ich noszach.
Stefan postanowił uczcić wieczór bez żony i dzieci. Pojechały do prababci na noc. Dopiero co wyszła ze szpitala. Mieszkała sama, ze swoją demencją i cukrzycą.
Niedawno udało nam się ją namówić na Dom Opieki Społecznej.
W pewnym momencie życia człowiek pozostaje sam. Wszystko co kiedykolwiek kochałeś porzuci cię albo umrze. Wszystko zaczyna się gdy psuje się głowa, potem psuje nam się organizm. Gnijemy jak owoc, jesteśmy obrzydliwi, śmierdzimy i nas wyrzucają, zostawiają, czasem stajemy się eksperymentem, czasami pożywką dla robaków.
Pradziadek który pił i bił wszystkich umarł, chlał jak pojebany, bo miał zepsutą głowę, niszczyła mu się trzustka i wątroba, Miał wrzody żołądka i wymiotował krwią. Potem dostał krwawej sraczki. Przyjechało pogotowie które strasznie krzyczało po pacjencie. Był obsrany, obrzygany, obsikany. Wszystko przez to że postanowił wypić ostatnią butelkę wódki w swoim życiu.
Żona płacze, Dzieci płaczą.
-Pomóżcie mu! - krzyczy córka
-Czy mąż był kiedyś w szpitalu? -Pyta się ratownik
-Był mamo, pamiętasz? -odpowiada córka
Ratownicy kładą mężczyznę na podłodze. Jeden zakłada pulsoksymetr na palec, zakłada ciśnieniomierz na ramię i pompuje.
Drugi ratownik siada na pufie, otwiera teczkę i wypisuje kartę.
-96 saturacji i 87 tętno -powiedział drugi ratownik
Słychać cichy syk.
-140/90
-Ma pani jakieś wypisy ze szpitala? I dowód osobisty, potrzebuję pesel. Długo mąż jest w ciągu?
-Całe życie- odpowiada żona.
-Kurwa on znów wymiotuje! Patrz jakie fusy - mówi ratownik
-Załóż wkłucie
-Już dawno mam, podłączam kroplówkę. Glikemia 189
-Dzięki. Ma pani te wypisy?
Córka otwiera teczkę i wyciąga ostatni wypis.
- Ooo! 3 tygodnie wyszedł ze szpitala. Co my tu mamy. Ostre ZZA, zapalenie trzustki, wrzody dwunastnicy, padaczka poalkoholowa. No to pięknie. Ile dziś wypił?
- Z tego jak śmierdzą jego rzygi to sporo. - Mówi drugi ratownik - Wali jakby walił jakąś brynę. Dobra, ma już 100/70
-Niech pani przygotuje jakiś koc, Leć po parciaki, albo daj mi kluczyki, pani i pani pomożecie nam go znieść, i od razu mówię, że nie wiem czy przeżyje? - ratownik wyszedł z mieszkania
Żona szukała koca, trzęsły jej się ręce i mała łzy w oczach. Miała 50 lat a wyglądała na bardzo wyniszczoną w obecnych czasach jakich żyjemy.
-Może być ten? - zawołał do ratownika wyciągając z szafy koc, który był czysty i puszysty. Bardzo ładnie pachniał płynem do płukania. Jedyna pachnąca chyba rzecz w tym mieszkaniu.
-Nie szkoda pani takiego koca? -Zapytał ratownik.
Stał nam brudnym, chudym mężczyzną. W mieszkaniu przeplatały się zapachy kału z przetrawioną krwią, wymiotów z krwią i alkoholem. Mieszkanie było przesiąknięte dymem papierosowym, jeśli papierosa można nazwać zwijanie tytoniu ze zebranych petów i zwinięciu go w gazetę. Do tego dochodził smród jego starych skarpet i niemytych nóg.
Kobieta szlochnęła i pociągnęła nosem:
-Nie szkoda. Niech ten skurwysyn przynajmniej zdechnie godnych warunkach. Całe życie zęby zaciskałam, ten ostatni raz też zacisnę. Urodziłeś się posrany i posrany zdechniesz!
-Dobrze niech się pani uspokoi -mówi ratownik
Wydawało mu się że czas się zatrzymał, postanowił zadzwonić do drugiego ratownika.
-Gdzie jesteś?
-Na schodach, wyciągnąłem nosze , jestem już na trzecim piętrze...
-Dobra, bo kobieta zaczyna mi tu szaleć?
-Wezwać policję?
-Kurwa nie wiem, czekaj.
Ratownik jedną ręką trzyma kroplówkę, drugą w której trzyma telefon komórkowy przykłada do piersi.
-Dobra! Niech się pani uspokoi. I rozkłada koc na ziemi!
- Zostawcie go niech zdycha! - Mówi żona
-To po co pani wzywała Karetkę?
-Ja nie wzywałam, tylko ona! - kobieta wskazała palcem na kuchnię
Kuchnia to miejsce, które posiadało paletę kolejnych barw zapachowych. Stół pokryty starą, brudną , tłustą ceratą. brudne talerze, kieliszki, pety, . Na brudnym piecu garnek z jakimś starym żurem. Zlew zawalony starymi talerzami i garnkami. Ze zlewu unosiła się zapach starego moczu.
Przy stole siedziała dziewczyna która wyglądała jak tania kurewka, która płakała.
-No chodź tu pomóż podnieść obsranego tatusia. Pomóż mi ty szmato!
Wszedł własnie drugi ratownik:
-Dobra. Rozłożyć ten koc na ziemi. Kładziemy na niego pana, potem z kocem na parciaki.
Drugi ratownik zakręcił kroplówkę i położył ją na klatce piersiowej od pacjenta. Złapał go pod uda. Drugi złapał go pod ramiona i na trzy przenieśli go na koc. Następnie z kocem położyli go na parciakach.Pacjent na szczęście był lekki. Przerażająca wizja dla każdego ratownika to czwarte piętro.
Czwarte piętro jest dla każdego ratownika depresją w jego życiu. Od piątego zawsze jest winda, ale w blokach z windami chorują ludzie mieszkający na parterach. Ktoś kto projektował nasze domy nie myślał o tym jak ratować życie umierającej osobie. W życiu jest jak w totku. Masz 50/50 szanse na wygraną.
Wąskie klatki schodowe, strome schody, brak światła dochodzi do jednej z puli wygranych. Jeżeli w blokach są windy to spoko, o ile w niej zmieścimy się z pacjentem leżącym w sześciu w jednej windzie. Jak ci ludzie umeblowali sobie mieszkania i zrobili w nich remonty. Obrzydliwe jest to, jak zasmrodzili te mieszkania, żyjąc w nich jak karaluchy.
Tak więc jeśli inni mają więcej szczęścia, drudzy mają go mniej. Pacjent był znoszony z czwartego piętra w noszach parcianych. Jeden z ratowników trzymał parciane nosze przy nogach mężczyzny. Drugi ratownik i córka pacjenta trzymali nosze przy głowie.Chory, pijany mężczyzna darł się na całą klatkę schodowa. Darł się w pijackim amoku, albo z bólu. Jęknął głośno i puścił mokrego, krwawego bąka w czysty koc. Ratownicy ocierali się o ściany sapiąc i przeklinając pod nosem, ale są świadomi tego że może być jeszcze gorzej. Mogła by być deska, bo pacjent upadł w domu i złamał sobie kość udową, albo kręgosłup. Ale nawet wtedy wiesz że mogło być gorzej, bo mogłeś mieć dyżur na transporcie, a na transporcie nie dość że znosisz pacjentów do karetki, jedziesz z nimi na badania i musisz ich wnieść z powrotem do mieszkania na to czwarte piętro. Czwarte piętro niszczy kręgosłupy każdego ratownika, a najbardziej niszczy mu się kręgosłup moralny. Czwarte piętro potrafi wygasić naszą empatię do człowieka jak papierosa.
Ratownicy dotarli już do trzeciego piętra. Zgasło światło.
-Światło! - Krzyknął ratownik. W blasku światła, bijącego z mieszkania, na ścianie półpiętra było widać cień żony.
-Światło kurwa! niech pani zaświeci nam światło na klatce! - Krzyknął ratownik
-Aha! Już. - ocknęła się z amoku kobieta
-I niech pani pilnuje.
Ratownicy wiedzą na jakich wizytach mogą sobie pozwolić przeklnąć, kiedy żartować, a kiedy nie. Pamiętaj, że gdy słyszysz że ratownik przeklina, obawiaj się o życie, albo się uspokój i ogarnij.
W szpitalu tez nie leży się wiecznie. teraz w szpitalach to się leży niecały tydzień. W tym momencie mógłbym się zamienić miejscami z odwozem szpitalnym. Spotykamy się na tym trzecim piętrze, z tym że idziemy z pacjentem do góry.
Do ilu kilogramów może nosić ratownik medyczny? Jeżeli przeciętny pacjent którego się znosi, wazy jakieś 80 kilogramów. Krzesełko wazy może z 15 -20 kilogramów. Pacjenta siedzącego na krzesełku znosi się generalnie na barkach, rękach, czujesz napiętą klatkę piersiową. Przy drugim piętrze pęka ci biceps, jeśli niesiesz z tyłu, bo jak z przodu i nie jesteś chujem , to boli się triceps. Niektórzy z przodu niosą na prostych rękach. To obciąża kręgosłup niosącego z tyłu. A wnoszenie na krzesełku jest jeszcze gorsze. Przestaje nas obchodzić że krzesełku wrzyna się pacjentowi w ciało, bo jest bardzo niewygodne. Ale jak mówią: "Lepiej źle siedzieć niż dobrze stać".
Drugie piętro
Drugie piętro to jest taki pstryczek w nos od zależności w co wierzycie.
Drugie piętro to jest 50/50. Albo będziemy zadowolenie z wizyty, albo nie. Może być wszystko to samo, ale już dwa pietra niżej. Jeden z ratowników pokonuje już trzeci dystans jej klatki schodowej
-W karetce podepniemy go jeszcze pod monitor i pojedziemy na sygnale.
Z pierwszego piętra pacjenci zawsze schodzą o własnych siłach, ale kończy się tak że ich potem po szpitalu wnoszą.
Ludzie z pierwszych pięter zawsze zawsze dzwonią w nieodpowiednich godzinach. Albo w środku nocy, albo wtedy kiedy się zmieniamy, sprawdzamy karetki.
Starajcie się nie dzwonić między 18:30 a 19:00 i 6:30, a 7:00, bo wtedy się zmieniamy. Ludzie do pracy przychodzą różnie. Ci fajniejsi są już o "wpół do" a pizdy przychodzą "za pięć". Chyba że jedzie z innej roboty. A pracujemy sporo, bo większość z nas pracuje na kontrakcie. Nie wiem. Wprowadzono do pogotowia kontrakty. Ratownikowi nie przedłużano pracy na etacie. proponowano aby założył własną działalność. Może brać więcej dyżurów, łączyć je w doby, czasem w 36h dyżurów. Niektórzy jeżdżąc z pracy robi 48h aby zarobić trochę kasy. Bo zarobek nie jest zły. Sami wystawiamy faktury za wypracowane godziny w miesiącu. Nie mamy urlopów, nie mamy L4, bo jak się jest na L4 to nie ma kasy, No bo ile wam da Zus jak pracujecie na rodzinę? na pewno mniej niż temu menelowi co leży na ich noszach.