CZĘŚĆ I


- Długo jeszcze będziesz tu siedział? - zapytał Orbison, wchodząc do gabinetu.

Przy biurku siedział komisarz Hatter i kolejny raz wertował teczkę z dokumentami. Nadal nie mógł uwierzyć, że ma przed sobą autentyczne akta sprawy, a nie beletrystykę. Nie mieściło mu się w głowie, że ludzie są zdolni do takich rzeczy. Czy to w ogóle są ludzie?

- Nadal milczy? - spytał Orbisona.
- Tak. Jedyne, co udaje się z niej wyciągnąć to te bzdury o Heliosie - westchnął.

Hatter wstał powoli, zamknął teczkę i udał się w kierunki drzwi gabinetu, nie mówiąc ani słowa. Orbison podążył za nim do pokoju przesłuchań. Przy stole siedziała młoda dziewczyna o kruczoczarnych włosach, z ustami pomalowanymi ciemnobordową szminką. Z jej twarzy było można odczytać dziwne zadowolenie, jakby wiedziała, że nikt nic jej nie może zrobić, że jest nietykalna.
Hatter usiadł naprzeciwko niej i patrzył przez chwilę beznamiętnym wzrokiem. Orbison przyglądał się temu, stojąc w rogu pomieszczenia.

- Wiesz, co Ci grozi? Pójdziesz do więzienia, a gdy skończysz 18 lat wykonamy karę śmierci - powiedział spokojnie.
- Nie sądzę komisarzu.
- Och, znasz nasze prawo?
- Wasze prawo mnie nie dotyczy.
- Doprawdy? To interesujące - liczył, że za chwilę dowie się czegoś ciekawego - Czyżby Helios przybędzie Ci z pomocą, tak? Dobrze rozumiem? - odwrócił się z uśmiechem do Orbisona, który odpowiedział mu uśmiechem.

- Panie Hatter, to będzie jeszcze dzisiaj - odpowiedziała.
- Och to świetnie! Bo straciłem już 20 godzin na słuchanie Twoich bzdur - rzucił ironicznie.

Komisarz wstał i skinął głową w kierunku Orbisona, dając mu do zrozumienia, że idzie do toalety.

- Czekaj, idę z Tobą, tu i tak nic ciekawego się nie dzieje.

Wyszli obaj. W toalecie Hatter zapalił papierosa, zaczęli jakąś luźną rozmowę. Chwilę potem myjąc ręce, Hatter zauważył, coś dziwnego.

- Frank, masz krew na policzku.
- Faktycznie... dziwne... - przemył twarz wodą, ale po sekundzie krew pojawiła się znowu. Przemywał dalej, sądząc, że to skaleczenie i za moment ustąpi.
- Frank... - Hatter był mocno zaniepokojony, bo plamy krwi zaczęły się pojawiać także na czole i na dłoniach jego kolegi.
- Co jest do cholery?! - koszula Orbisona zaczęła przesiąkać krwią w okolicy klatki piersiowej, ale nie czuł jakiegokolwiek bólu.
- Stary, co tu się dzieje?? Wezwę pomoc.

Wybiegł na korytarz i zaczął krzyczeć, aby ktoś wezwał karetkę. Zrobił się szum i zaraz ktoś złapał za telefon.
Gdy po chwili komisarz wrócił do swojego kolegi ten z rozpaczą i przerażeniem w oczach obserwował, jak całe jego ciało krwawi. Umywalka i kafelki były już obficie pokryte czerwienią. Frank krzyczał głośno ze strachu i osuwał się na podłogę. Nie mógł się ruszać, jego ciało drgało w kałuży krwi, głos i oddech szybko słabły. W końcu stracił przytomność.
Hatter nie mógł nic zrobić, nawet nie wiedział jak się zachować. Nigdy czegoś takiego nie widział.

- Gdzie ta jebana karetka?! - wrzeszczał ze złością, jego oczy zaszkliły się. Klęczał przy najlepszym kumplu, który wyglądał teraz, jakby ktoś wylał na niego kubeł czerwonej farby. Był zrozpaczony i wściekły.
Trzy minuty później, gdy ratownicy dotarli na miejsce, było już za późno.

Po dwóch godzinach Hatter rozmawiał z lekarzem.

- Żadnych urazów, żadnych ran. Podstawowe badania krwi nie wykazały niczego dziwnego. To pierwszy taki przypadek, z którym mam do czynienia. On się po prostu wykrwawił całym ciałem, bez znanej przyczyny. Musimy zrobić dodatkowe badania, ale to potrwa kilka dni.
- Dziękuję doktorze - odpowiedział sucho i odłożył słuchawkę.
Czuł, jak narasta w nim gniew. Jego myśli zaczęły się kłębić, aż do niewyobrażalnej gęstości. Przytłaczały go, niczym setki ton żelastwa. Przestawał nad sobą panować. W końcu dotarł do kresu swojej wytrzymałości.
Drzwi pokoju przesłuchań otworzyły się z głośnym hukiem, a do środka wpadł Hatter. Jego oczy zdawały się płonąć. Zaskoczona tym dziewczyna drgnęła na krześle. Komisarz natychmiast podbiegł do niej i wściekle chwycił za gardło, podnosząc ją z krzesła i przybił do ściany.

- Ty mała, głupia kurwo! Myślisz, że możesz sobie ze mną pogrywać?! - zaczęła się dusić i szamotać, usiłowała się uwolnić z uścisku.
W tym momencie do pokoju wpadło dwóch strażników. Jeden z nich pilnował wyjścia, drugi obserwował dziewczynę przez specjalne lustro. Natychmiast chwycili komisarza i odciągnęli go od podejrzanej. Walczył z nimi, ale mieli przewagę.
- Zajebię Cię gołymi rękami suko! - krzyczał jak szaleniec, podczas gdy strażnicy starali się go wyprowadzić z pomieszczenia - Ciebie i Twojego Heliosa! Słyszysz mnie dziwko?!

Drugiego dnia rano Hatter stawił się na wezwanie szefa wydziału.

- Matt, chyba nie muszę mówić, dlaczego Cię wezwałem. Rozumiem, że...
- Nic nie rozumiesz! - przerwał mu Hatter.
- Matt do cholery! Czy myślisz, że mnie to nie obeszło? Pracujemy tu wszyscy razem od lat, znamy się dobrze, jesteśmy prawie jak rodzina. Nie chrzań mi, jaki to jesteś rozbity, bo my wszyscy jesteśmy! Dlatego uwierz mi, że rozumiem, bardzo dobrze rozumiem sytuację. I pewnie zrobiłbym to samo, co Ty.
- Wylatuję? - spytał Matt retorycznie, bo wiedział, że nie ma innej możliwości.
- Jesteś zawieszony na pół roku, potem czeka Cię komisja weryfikacyjna - powiedział formalnym tonem - takie są procedury.
- Rozumiem - położył na biurku odznakę i broń, po czym wstał powoli i udał się do wyjścia.
- Gdybyś czegoś potrzebował... - rzucił jeszcze przed wyjściem do Hattera
- ... wiem, gdzie Cię szukać - dokończył Matt i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Resztę dnia spędził w barze. Stracił już kumpla, pracę, więc wizja straty znacznej sumy pieniędzy na alkohol nie robiła na nim wrażenia. Było mu wszystko jedno. Przed zamknięciem lokalu wziął jeszcze jedną butelkę na drogę i ruszył niespiesznie do domu.
Wszedł na klatkę schodową dość wiekowego już budynku i ruszył na górę. Po dotarciu na drugie piętro zauważył, że znowu ktoś ukradł żarówkę. Wyciągnął z kieszeni klucz do mieszkania i próbował umieścić go w zamku, gdy nagle usłyszał z głębi korytarza dziecięcy głos:

- Komisarzu - odwrócił głowę i zobaczył postać małego chłopca, było ciemno i nie widział dokładnie jego twarzy.
- To nie jest jego prawdziwe imię komisarzu - powiedział chłopiec.
- Nie mam nastroju na żarty mały, idź do domu, jest późno - odparł Matt i dalej siłował się z zamkiem i kluczem
- Helios to nie jest jego prawdziwe imię - tym razem Matt nie mógł być już obojętny na to, co usłyszał.
- Kim jesteś? - zapytał.

Chłopiec jednak nie odpowiedział. Zakreślił tylko w powietrzu liczbę "318" i cofnął się w mrok.

- Hej! Czekaj! - krzyknął za nim Matt i ruszył szybko w jego stronę.

Dobiegł do końca korytarza, ale nikogo tam nie znalazł.

--