czyli kulisy srebrnego ekranu.
Doładowałem sobie komórkę na 10 euro bo mi się całkiem pierwotny wkład zużył. I jak surfowałem po necie szukając pracki trafiłem na ogłoszenie związane z branżą filmową. Napisz do nas, podaj maila i numer komórki a bedziesz dostawał informacje o castingach, zrobimy Ci profesjonalne portfolio i tak dalej. Podałem. Na komorkę dostałem SMSa, na maila pina, wysyłając SMS zwrotny podałem pina z maila i sruuu, 4euro poszło. Zapieniłem się cokolwiek, za chwile dostaję kolejnego SMSa i kolejne 4 euro poszło w cholerę. Na wszelki wypadek komorki już nie ładowałem. Kompletnie wściekły dostałem po paru dniach maila, że w hotelu Westbury na Graftonie jest organizowana sesja zdjęciowa, koszt sesji 30 euro. Pomyślałem, że niedoczekanie ich , żebym zapłacił, ale popatrzeć można.

Pogoda bla piękna, pojechałem, przed hotelem omnika Phila Lynotta – tego od Thin Lizzy, sam hotel – niczego sobie, w stylu Marriotta mniej więcej, westybule, fikusy, fagasy, filodendrony...
Pytam o sesję, kierują mnie do sali B i wszystko jasne. We filmie to zawsze specyficzne ludzie robią, więc oczywiście w obsłudze męskie mniejszości seksualne, wśród klienteli – wypindrzone piczółki. Nonszalancko wchodzę, każą mi się zarejestrować, wypisuje jakieś blankiety i czekam, kiedy się zacznie. Zaczęło się już po chwili, pytają o 30 euro, idę w zaparte i mówię, że wpadłem sprawdzić jak to jest bo kasy nie mam ale przyjdę za miesiąc z kasą. Koleś się roześmiał, mówi że jak zwykle, kurczę, przychodzą tacy i że oni potrzebują nowych twarzy teraz a nie za miesiąc, machnął ręką i kazał iść na sesję. Wykłócać mi się nie chciało, poszedłem, sesja trwała z 15 minut, uśmiecham się, wyginam śmiało moje ciało i tak dalej. Dziękujemy, następny proszę. Rzeczywiście facetów było mało, wyszedłem i było po sesji. Oczywiście, natychmiast uzupełniłem swoje konto w movieextras o zdjęcia i na tym się skończyło.

Życie potoczyło się dalej, aż w pewnym momencie, po 3tygodniach SMS – czy mogę wziąć udział w kręceniu? Odpowiedziałem, że tak, w końcu zawsze cokolwiek kręcę, za dwa dni miałem się
stawić w Bray, w Ardmore Studios. Początkowo godzina była wyznaczona na 7.15 – dość wcześnie, dopiero – jak to w filmie o 22.00 w przeddzień zmienili na 11.30. To już było spokojnie. Miałem zabrać ze sobą dwa sety ubrań, w których mógłbym pójść z kobitką do „trendy and toshy restaurant”. Dojazd do Bray jest przepiękny, jedzie się DARTem – kolejką wzdłuż zatoki.

Na miejscu – mały spacer do Herbert Street – 25 minutek i już wchodzę na teren studia. Inspekcja ciuchów, instrukcja w co się ubrać, instrukcja, jak się zachować na planie, krótkie objaśnienie roli – w największym skrócie: morda w knajpie. Rola pasowała mi jak ulał, i się zaczęło – wejście, zajęcie miejsc, akcja, obejrzeć się, napić soku jabłkowego który wino udawał. Koniec ujęcia, wyjść,
odczekać aż ekipa zrobi swoje, wejść, usiąść, akcja i tak dalej. No cóż – produkcja filmowa dla TV wszędzie jest taka sama, wszystkie ujęcia robione z jednej kamery, mnóstwo kolesiów lata dookoła i coś tam robi, kamerzysta mierzy metrówką odległość do miejsca akcji, inny koleś nakleja paski gdzie aktor ma stanąć, jeden trzyma mikrofon na kiju, paru gmera przy światłach. W sumie skończyło się o 16.15, w przerwach kawa i ciastka gratis, do tego ekstra lunch za który zwracali kasę. Jak dla mnie bomba, tyle tylko ze niepotrzebnie żarłem ten lunch, jak ktoś nie żarł to i tak dostawał zwrot, 12 euro, wamać... Dostałem kwitek i teraz czekam, kiedy zapłacą. I czy mi potrącą za ta sesję czy nie, najgorsza jest ta niepewność.... No i czekam na następnego SMSa, bo podobno ostatnio dużo kręcą i co dwa tygodnie potrzebują...

A poniżej – reportażowo, z planu
Produkcja się nazywała RAW II, klaps

Moje urocze vis -a-vis

Chłopaki z kamerą

Knajpa

Studio

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona