Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Półmisek Literata > Śląskie opowieści cz.VII
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
zgred - Superbojownik · przed dinozaurami
Zamek w Sieradzu miał już mocno wyszczerbione mury, ale nadal bronił swoich mieszkańców. Wojska Wacława II, króla Czech, które oblegały Sieradz, nie mogły złamać desperackiej obrony, pomimo wielokrotnie ponawianych szturmów. Ludzie na murach mieli pogięte tarcze, powgniatane pancerze, wyszczerbione miecze i topory, ale oczy nadal czujne i ręce gotowe chwycić za broń przy lada podejrzanym hałasie. Nikt nie liczył już odpartych ataków, zwalonych drabin pełnych nacierających szaleńczo napastników, belek i głazów lecących dzień i noc z katapult, strzał z łuków i kusz. Śmiali się i żartowali nawet mimo desperackiego położenia, dokładnie wiedząc że nie mogą spodziewać się odsieczy znikąd. Przemysł II był daleko w Poznaniu i nie chciał zadzierać z potężnym królem Czech, zwłaszcza że rywalizował z Łokietkiem o władzę nad polskimi ziemiami. Możnowładcy i książęta większości tych ziem zostali lennikami Wacława, większość przez przekupstwo i zapewnienie przywilejów, reszta poddała się przewadze siły. Jedyni, na których mogli jeszcze liczyć, to byli książęta na dalekim Śląsku, ale czy oni wiedzieli o rozpaczliwym położeniu Sieradza? A może nawet nie dbali o to, szykując się do obrony własnych ziem przed Czechami i Niemcami, lub myśląc o poddaniu?
W głównej sali zamku w zapadającym zmroku rozjaśnionym jedynie ogniem w kominie, przy oknie stała odziana dostatnio niewielka postać, zerkając na obóz oblegających wojsk, doskonale widoczny w płomieniach licznych ognisk. Po kilku chwilach mężczyzna podszedł do stołu i usiadł w ozdobnym stolcu, pochylony z frasunku, podpierając czoło prawą dłonią, na której palcu można było dostrzec pierścień książęcy. Jednak nawet bez tych znaków można było łatwo rozpoznać Władysława zwanego Łokietkiem, przede wszystkim z powodu niskiego wzrostu, ale także z powodu szczególnej aury którą roztaczał wokół. Oczy miał bystre i przenikliwe, a ton głosu mocny i przywykły do rozkazywania. W polityce nie uznawał kompromisów i miał dar przewidywania przyszłych wydarzeń na podstawie nawet pozornie niewiele znaczącej informacji.
W tej chwili jednak milczał ponuro i zastanawiał się nad celowością dalszego oporu przeciwko Wacławowi, podtrzymywanego jedynie przez osobisty upór i głęboko ukrytą niechęć do poddania wszystkich polskich ziem Czechom. Wprawdzie lepsze to było niż poddanie się Niemcom, jednak co słowiańska natura to słowiańska natura, pocieszał się w chwilach szczególnego zwątpienia. Wacław chciał zjednoczyć wszystkie ziemie pod swoim berłem, ale jednocześnie czy można zaufać królowi Czech że będzie bronił polskich interesów na zewnątrz, kiedy jego własny teść, Rudolf Habsburg król Niemiec, otwarcie mówi o pocięciu wszystkich słowiańskich ziem? Przy potężnych naciskach ze strony dwóch monarchów, Przemysł II już zrzekł się był tytułu księcia krakowskiego...
Wielkie odrzwia sali otwarły się cicho. Łokietek drgnął i podnósł głowę, po czym uśmiechnął się poznając własnego brata, Kazimierza.
- Jużem myślał, że to rycerze Wacława wchodzą bez zaproszenia – rzekł z czarnym humorem.
- Jeszcze nie, jak długo mamy ludzi na murach – odrzekł Kazimierz – ale po prawdzie to nie przynoszę zbyt dobrych wieści. Żywność nam się kończy i nie myślę abyśmy mogli wytrzymać dłużej niż dwie, może trzy niedziele...
- To niedobrze, bardzo niedobrze... a jeśli ograniczymy racje?
- Już to zrobiłem i moje wyliczenie jest z ograniczonymi racjami. Jemy tylko śniadanie i obiad, kolację pozostawiając Wacławowi, oby się zatchnął własnym tłuszczem i jego armie razem z nim...
- Na kolację mamy zawsze kolejny szturm, i tak nie mamy czasu na jedzenie. Zmęczeniem i głodem chcą nas złamać, licząc że ludzie pousypiają na murach. Żadnych wiadomości z zewnątrz?
- Mysz się nie przeciśnie. A poza tym to na co liczysz, na cud? Sami zostaliśmy i sami szczeźniemy w tym zamku, chyba że się poddamy?
- O tym na razie nie myślę. Warunki, jakie postawił Wacław, są nie do przyjęcia, choć nasz honor ocalają.
- Co nam po honorze, jeżeli utracimy ziemie po ojcu i bracie?
- Tytuł książęcy zostanie... i pan, któremu cześć trzeba będzie oddawać... nigdy nie myślałem, że z niezależnego władcy, który już o tronie krakowskim myślał, spadnę do roli lennika i wasala...
- Twardą ręką rządziłeś, bracie, to i nie wszyscy to lubili.
- Nasz świętej pamięci brat, Leszek Czarny, który próbował zjednoczyć wszystkie ziemie polskie, w grobie się przewróci. Sposób jaki by znaleźć na wyjście z matni...
- Siła jedynie może przekonać Wacława, a tej nam brakuje.
W tym momencie odrzwia do komnaty otwarły się ponownie i stanął w nich zaufany sługa Łokietka.
- Miłościwy panie, mamy wieści od Przemysła! – zakrzyknął od progu
Zaraz za nim do komnaty wszedł obcy człek, cały na szaro odziany w długą opończę z kapturem, teraz odrzuconym na plecy. Siwawy już, ale o bystrych, inteligentnych oczach i energicznych ruchach.
Podszedł do obu braci i skłonił się nisko, jednocześnie wyciągając list spomiędzy fałd szaty. Kazimierz pochwycił go skwapliwie, ale Władysław rzucił tylko okiem na pieczęć i zapytał posłańca:
- Jak się tu dostaliście, panie, przez pierścień oblegających wojsk chyba tylko ptak przeleci?
- To było całkiem proste, po ostatnim szturmie przyłączyłem się do ludzi Wacława, zbierających zabitych i rannych pod murami. W ciemności moje szare ubranie trudno spostrzec, to i nikt nie zauważył jak dotarłem do samej bramy i zapukałem do furtki. Opowiedziałem się strażom ktom i zacz, no i jestem. Na imię mam Bogusław i jestem od lat w służbie mego pana, który ufa mi i powierza wszelkie trudniejsze misje.
- Nikt was nie zaczepiał w obozie? Mówicie może po czesku albo niemiecku?
- Nawet gdybym mówił tylko po polsku, nikt by mnie nie zaczepił. Armia Wacława składa się z wielu narodowości.
- Wiemy że jeszcze zeszłego roku książęta Mieszko cieszyński oraz Bolesław opolski złożyli hołd i zobowiązali się udzielać zbrojnej pomocy Czechom. Widzieliśmy chorągwie ich znaku pod murami. Odcięci od nowin jesteśmy, dobrych czy złych, kto jeszcze poddał się Wacławowi?
- Kraków padł wiele niedziel temu pod oblężeniem połączonych wojsk czeskich, raciborskich, cieszyńskich, bytomskich, opolskich i brandenburskich. Rządzi teraz w nim starosta w imieniu króla czeskiego.
- A co z Bolesławem, księciem płockim? Zawsze stał po naszej stronie?
- Oddał hołd i trzyma się z dala od konfliktów.
Łokietek zafrasował się. Zbyt wielu możnowładców przeszło bez jakiegokolwiek oporu na stronę przeciwnika... tylko za obietnice przywilejów i korzyści... Jak budować silne i niepodległe państwo, jeżeli rządzący patrzą tylko kto da im więcej? Gotowi są służyć każdemu, byle miał odpowiednią ilość złota w ręku... Żaden z nich nie myśli o krainie którą dostał we władanie, ważne jest jedynie napełnić kieszenie po brzegi i upajać się namiastką władzy jak najdłużej...
Potrząsnął głową i popatrzył na Kazimierza. Ten odwrócił się do Bogusława i zapytał:
- A co z książętami śląskimi?
- Jak dotychczas nie opowiedzieli się po żadnej stronie, kłócą się między sobą. Najgorsza waśń panuje między Henrykiem głogowskim a Henrykiem wrocławsko-legnickim, zwanym Brzuchatym. Mój pan w cichości ducha popiera Henryka głogowskiego, ale otwarcie nie chce protegować żadnego z nich.
- Czyli też nie można na nich liczyć. Jeżeli Wacław zdecyduje się najechać Śląsk, będzie miał ułatwione zadanie, bo żaden z nich nie stanie za drugiego.
- Raczej będą się cieszyli z jego biedy – krótko rzekł Bogusław
- Czyli twój pan w liście namawia nas do poddania? – spytał gorzko Łokietek
Bogusław spojrzał z namysłem w ciemne okno, potem ponownie na obu braci.
- W rzeczy samej... tak...
Obaj książęta podskoczyli jak ukłuci szpilką. Władysław wydarł list Kazimierzowi i zamierzył się aby go cisnąć w ogień.
- Miłościwy panie, stój! – zakrzyknął Bogusław w trwodze
Łokietek zatrzymał się w połowie ruchu i pytająco popatrzył na niego. Ten odetchnął głęboko z widoczną ulgą i rzekł:
- Namawia do poddania, ale też rękę do zgody podaje i wspólne plany przeciwko Wacławowemu panowaniu snuje...
Kazimierz podniósł się i zapalił od ognia w kominie kilka ozdobnych świeczników, po czym ustawił je na stole. Jasne, spokojne światło zalało blat.
Władysław niecierpliwie przełamał pieczęć, rozłożył pismo i czytał głośno:
„Wielce Nam Miłościwy Bracie, Książę Sieradzki, Brzesko-Kujawski, Sandomierski, etc. etc...” , to nieważne, same grzeczne tytuły i życzenia, musi jego pisarz nudził się słuchając... aha, tutaj „i do poddania zamku namawiam, jako i do złożenia hołdu lennego królowi Czech, Wacławowi, dzięki czemu ziemia sieradzka pod waszym panowaniem polska pozostanie. Jednocześnie kupi to nam czas potrzebny do zawiązania spisku przeciwko czeskiemu niedźwiedziowi, który apetyty ma większe niż jego trzewia pomieścić zdołają...” słusznie prawi, ja też to dostrzegłem „i przy poparciu króla niemieckiego Rudolfa, na króla Polski koronować się zamierza.” No tak, Przemysłowi grunt się pali pod nogami, bo i on ma apetyt na polską koronę. Trzeba mu było Kraków opuszczać? Ziemie polskie to nie tylko Wielkopolska z Gnieznem czy Poznaniem? Małopolska mu się teraz czkawką zaczyna odbijać! Świętej pamięci Henryk IV dobrze mawiał, że bez Krakowa Polska nie może istnieć i cała polityka książąt śląskich opierała się na tym!
- Czytaj dalej, bracie, to wszystko już wiemy – przerwał mu tyradę Kazimierz
Łokietek zmiarkował się, usiadł z powrotem, odsapnął i wrócił do listu.
„... sojusz w imię utrzymania Polski jednoczącej wszystkie ziemie mówiące polskim językiem proponuję. Dla uprawomocnienia naszych żądań potrzeba nam krwi książęcej, a może i królewskiej w żyłach płynącej, jako też znalazłem sposób. Jadwiga, córka Bolesława Pobożnego, mojego stryja po którym władzę nad Wielkopolską przejąłem, dojrzałą niewiastą jest i jedność ziem polskich na sercu bardzo jej leży. Jako i wy, nadal pozostający w kawalerskim stanie, macie dobro ziem polskich na myśli, tak i węzłem małżeńskim powinniście umocnić to przymierze dla przyszłych pokoleń...” Przebóg, swat się odnalazł, bodaj go...
- Nie jest to zła myśl, mój bracie... – odezwał się Kazimierz z kpiącym uśmiechem – Pora już ci się ustatkować, wiek masz już po temu...
- Ja jej nawet na oczy nie widziałem, a już mam się żenić?!
- Zamów u nadwornego malarza jej portret, tylko wybierz zaufanego, bo inny ci ją tak upiększy, że dopiero w czasie nocy poślubnej...
Łokietek zgrzytnął zębami i uderzył pięścią w stół aż świeczniki podskoczyły i dłuższą chwilę migotały chwiejnie. Kazimierz przerwał kpiny i uważnie spojrzał na brata.
- Tym razem poważnie ci mówię, bracie. To jest przednia myśl i powinieneś się nad tym nie tylko zastanowić, ale i posłuchać jak najszybciej. Małżeństwo z Jadwigą daje ci prawo do ubiegania się o koronę Księcia Królestwa Polskiego i zjednoczenie większej części ziem polskich. Przemysł podsuwa ci całą Wielkopolskę, choć nie jest jeszcze zbyt wiekowy... niewiele on od ciebie starszy...
Władysław zignorował brata i udając całkowity spokój wrócił do czytania listu.
„W tajemnicy nasze przymierze musim trzymać do czasu pozyskania więcej książąt dla naszych planów. Proszę was o pchnięcie zaufanego posłańca do Henryka Brzuchatego, księcia na Legnicy i Wrocławiu, który mieni się być waszym przyjacielem. Ja ze swojej strony spróbuję przekonać Henryka, księcia na Głogowie, aby wyciągnął rękę na zgodę i zapomniał waśni w imię wspólnych celów.” No proszę, nic tylko poddać się Wacławowi, złożyć hołd, zapłacić okup i lenno, poczekać trochę, ożenić się, do diabła, wywołać wojnę domową i ogłosić wyprawę na Czechy, zostać księciem Królestwa... same drobnostki!
- Z tej twojej całej przemowy najciężej brzmi „ożenić się” – mruknął pod nosem Kazimierz, zerkając w rozłożony na stole list
- To dlaczego ty się z nią nie ożenisz?!
- Po pierwsze, bom młodszy niż ty, a po drugie, bo mnie o to nie poproszono – odrzekł brat i podnosząc pismo przeczytał:
„... jak też i prośbę Jadwigi spełniając, o wasz portret, choćby niewielki, proszę przez Bogusława, mojego zaufanego posłańca.”
- Mój portret? A skąd ja im go teraz wezmę tutaj, w oblężonym zamku? - Łokietek wzniósł oczy i ręce do nieba - Dałem się namalować dwa razy w życiu, pierwszy raz jak miałem osiem wiosen, a drugi jak kilkanaście... Przecie nie wożę ich ze sobą, a poza tym mniemam że ona chce mój portret pokazujący mnie w sile wieku!
- Mam ja niezłego szkicownika, szybciej pracuje niż malarz, mogę ci go dać. Zaproś go do łaźni, niech zrobi kilka obrazków, hmmm... w naturze i w sile wieku... może ci dodać kilka cali...
Łokietek spojrzał wilkiem na Kazimierza, ale powstrzymał się od komentarzy, nie chcąc prowokować brata do dalszych złośliwości. Dodać kilka cali!?
Bogusław siedział cicho w czasie czytania listu, ale teraz poruszył się niecierpliwie.
- Czy wasza miłość odpowie na ten list?
- Zaraz wezwiemy pisarza i podyktujemy mu odpowiedź. Zgadzam się na przymierze... i... i na małżeństwo... – usiadł ciężko i podparł głowę rękami – Pchnę też niezwłocznie parlamentarzystów do Wacława, aby omówili warunki kapitulacji – westchnął czując kamień w sercu.
- Wasza miłość dobrze robi, ja się na polityce trochę znam i będąc zaufanym mojego pana, wiem że dobro zjednoczonej Polski ma on na myśli i nad tym pracować zamierza. A jak to będzie z portretem dla księżniczki?
- Wezwę szkicownika i jutro po południu będzie gotowy – rzekł Łokietek rzucając ciężkie spojrzenie spode łba w kierunku Kazimierza
- Jeżeli wasza miłość daruje mi śmiałość... mogę poprosić księżniczkę o jej portret i za kilka niedziel dostarczyć go do zamku... wasza wysokość nie będzie żałował... mimo że nie będzie to portret z łaźni... – uśmiechnął się lekko Bogusław
- Zgoda, przywieźcie obraz. A tymczasem bądźcie gościem naszym do jutra wieczora, choć na wystawną ucztę nie liczcie. Zapasy nam się kończą.
- Wiem ci o tym, cały obóz Wacława idzie w zakłady czy przetrzymacie jeszcze miesiąc o głodzie.
- Skąd oni to wiedzą?! Musi jakiego szpiega mamy w murach, któren wiadomości do wroga przesyła!
- To możliwe, choć król czeski mógł znać wszystko o Sieradzu zanim rozpoczął oblężenie. Wielu miejscowych ma rodziny w Małopolsce, mógł kto na przyszpiegi przyjechać pod pretekstem odwiedzin, dobrze opłacony przez Wacława. Obce złoto dużo zła czyni w naszym kraju, ludzie się sprzedają za judaszowe srebrniki... Lub kupiec jaki czeski mógł szpiegiem być i wszystko przepatrzyć, dużo ich się po tych ziemiach kręci i do Pragi wraca.
- Może i macie rację. Nie chciałbym nikogo ze swoich ludzi podejrzewać, zresztą i tak mam zamiar pertraktować, więc to już nieważne.
Łokietek podniósł się ze stolca i podszedł do okna. W tej samej chwili krzyk wielki podnósł się na murach i zadźwięczały łuki i kusze. Kazimierz zerwał się bez słowa i pędem wypadł z komnaty.
- Wybaczcie, Bogusławie, ale i mnie pora na mury ruszyć. Zapowiada się dla mnie kolejna nie przespana noc, ale wy nie turbujcie się i spróbujcie nieco snu zaznać w bezpiecznych jeszcze podziemiach zamku, gdzie i nieco jedzenia możecie znaleźć.
- Jeśli dacie mi topór, hełm jaki zacny i parę blach na pierś, może i ja stare kości rozruszam i choć parę łbów na murach przerąbię?
Władysław zadzwonił na służbę i po chwili giermek wpadł do sali z półpancerzem i hełmem w ręku, a drugi niósł długi miecz.
- Znajdźcie jeszcze jedne blachy dla tego rycerza, hełm i topór słuszny, byle duchem, bo wróg nie czeka!
Chłopcy wypadli biegiem przez odrzwia i wrócili po kilku pacierzach niosąc blachy napierśne, naramienniki i iście katowski topór na długim stylisku. Zaczęli nakładać pancerze obu rycerzom, pośpiesznie, lecz starannie dociągając rzemienie.
Bogusław, który zrzucił już swą szarą opończę, przeciągnął się z chrupnięciem szerokich ramion. Górował o dobre półtora głowy nad Łokietkiem i w błyszczących blachach wyglądał na tęgiego rębajłę, budząc mimowolny szacunek u giermków. Pochwycił topór w rękę i zamachnął się kilkakrotnie bez widocznego wysiłku, ale powietrze zaszumiało głośno pod ostrzem i zmierzwiło chłopcom włosy. Ubrał hełm na głowę i zaciągnął rzemień pod brodą, po czym rozejrzał się wokoło.
- Tarcza jaka zdałaby się zacna, nawet i bez herbu rodowego, byle mocna...
- Tarcze weźmiemy spode muru, nie nosimy ich do komnat, bo ciężkie i nieporęczne. Dla was też się znajdzie, bo wielu ludzi już straciliśmy.
Energicznym krokiem obaj rycerze opuścili salę i powędrowali korytarzem w kierunku wyjścia na mury. Krzyki nie ustawały, chociaż nie było jeszcze słychać szczęku stali, jeno świst strzał donosił się przez ciemności. Od czasu do czasu drgnięcie masywnych murów i odgłos głuchego tąpnięcia oznaczały że kolejny głaz lub belka wyrzucone z katapulty znalazły swój cel. Znaczyło to także, że napastnicy jeszcze nie przystawili drabin do murów, czekając na zakończenie ostrzału.
Ciemność rozświetlana była jedynie przez rąbek księżyca i gwiazdy, ani na zamku, ani w obozie nikt nie palił ognia aby nie wskazywać celu kusznikom czy łucznikom. Oblegający mieli ułatwione zadanie widząc zarysy zamku na tle nieba, sami pozostając prawie niewidoczni na tle ziemi i w cieniu murów. Niosąc drabiny i osłaniając się tarczami, posuwali się ostrożnie, lecz nieustannie naprzód. Często wystrzelona na oślep strzała waliła któregoś z nich z jękiem na ziemię, ale pozostali parli uparcie w kierunku murów.
Katapulty czeskie nagle rozświetliły się ogniem i płonące beczułki smoły i oleju poleciały poza mury, co było umówionym sygnałem do bezpośredniego ataku. Napastnicy biegiem ruszyli przed siebie.
Broniący zamku co duchu podpalili beczki ze smołą i wysunęli na hakach poza blanki. Żółte, migoczące światło zalało podnóża murów i łucznicy zasypali napastników gradem strzał. Kto nie był na blankach, ten walczył ze smolnym ogniem z tyłu.
Łokietek i Bogusław chwycili tarcze i przycupnęli w załomie muru wśród innych zbrojnych. Jedynie kusznicy i łucznicy stali w szczelinach śląc strzałę za strzałą w dół. Co jakiś czas któryś z nich padał w tył, trafiony przez przeciwnika, ale pozostali nie zwracali na to uwagi i strzelali bez ustanku.
Nagły chrobot i zgrzyt metalu po kamieniu znaczyły że do muru przystawiona została drabina. Zaraz też można było usłyszeć wzdłuż blanków kilkadziesiąt zgrzytów więcej i skrzypienie wskazywało że napastnicy zaczęli się już na nie wspinać.
Łucznicy strzelali na ukos, ale ponieważ mury były grube, nie mogli dosięgnąć przeciwnika stojącego u ich podnóża. Dopóki mogli, strzelali więc w dalsze szeregi, a do blanków dopadli ludzie z długimi drągami, usiłując odepchnąć drabiny, których haki wpierały się twardo w kamień. Kilka z nich udało się odrzucić i padły z trzaskiem, a krzyki wskazywały że i napastnicy z nich spadający doznali uszczerbku. Natychmiastowa chmura strzał z dołu uniemożliwiła odepchnięcie pozostałych, ludzie z drągami padali ranni i zabici.
Obrońcy zaczęli więc spychać wzdłuż drabin przygotowane głazy i krzyki spadających wrogów znów podniosły się w niebo, ale jednocześnie też wystawiali się na strzały przeciwnika, toteż padali gęsto.
Rycerze ukryci dotychczas za murem popluli w dłonie, zatrzasnęli przyłbice i ścisnęli mocniej żelazo w garści, czekając na pierwszych wrogów na blankach.
Kilkudziesięciu napastników pojawiło się jednocześnie na szczycie. Przyczajeni obrońcy wyskoczyli na nich znienacka, dźwięknęły miecze, zadzwoniły tarcze i walka wręcz rozgorzała wzdłuż całej długości muru. Po chwili już kilku wrogów leciało w dół z wrzaskiem, ale ciągle przybywało nowych.
Łokietek i Bogusław wyskoczyli ze swego ukrycia i ramię w ramię z innymi rzucili się na przeciwnika.
Łokietek, będąc niewielkiego wzrostu lecz zręcznym i silnym nad miarę, kunsztem szermierczym zaskakiwał wrogów, którym wydawało się że mają przed sobą łatwą zdobycz. Miecz jego błyskał w świetle pochodni wijąc się jak srebrny wąż i znajdując drogę do ciał przeciwników zanim zdążyli podnieść broń czy osłonić się tarczą. Wślizgiwał się jak jadowita żmija pomiędzy szeregi napastników, a drogę jego znaczył rząd znieruchomiałych ciał na ziemi.
Bogusław łamał obronę za pomocą ciężaru swego oręża, równo podosząc i opuszczając ostrze, czasem osłaniając się przed ciosem wroga masywną tarczą. Ciężki topór warczał w powietrzu i nie było zbroi która mogłaby zatrzymać piorunowe uderzenie. Czasem który przeciwnik zdążył osłonić się tarczą, ale i ta pękała pod pierwszym ciosem, a drugi zwykle łamał miecz i rozłupywał w mgnieniu oka hełm. Bogusław kroczył naprzód jak warowna wieża i nikt nie mógł go powstrzymać.
Pozostali obrońcy walczyli niemniej dzielnie, widząc przykład swego księcia i nieznanego im rycerza. Buzdygany, topory i miecze zbierały krwawe żniwo, gdzieniegdzie jeszcze jaki łucznik szył z łuku na odległość kilku kroków, zanim sięgnął po żelazo rzucając się w wir walki, lub padając wcześniej od ciosu wroga. Krew zalała szczyty murów i ściekała w dół na kształt szkarłatnych wachlarzy...
Powoli, bardzo powoli obrońcom udało się wyprzeć atakujących w kierunku drabin, nie pozwalając rozwinąć szeregów do pełnego ataku. Używając drągów udało im się odepchnąć wszystkie drabiny, mimo świszczących w powietrzu grotów, których jednak było nieporównanie mniej niż na początku szturmu. Widać większość łuczników wystrzelała już wszystkie strzały, a część z nich z pewnością zginęła wspinając się na mury lub walcząc na ich szczycie.
Zdyszani rycerze stali wspierając się na krwawych toporach i mieczach, poustawiawszy tarcze pod blankami. Jęki rannych dobiegały zewsząd i służba zamkowa już rozpinała pancerze swoim wojom i starała się opatrzyć prowizorycznie rany. Rannych wrogów dobijano bez pardonu sztyletami i ciała wyrzucano za mury z okrzykami nienawiści.
Łokietek stał opierając się o mur i spoglądając w kierunku obozu czeskiego. Kolejno zapalały się tam ogniska, coraz więcej i więcej, i hałas podnosił się sięgając szczytu muru.
- Wielu ich nadal zostało – mruknął do najbliżej stojących
Bogusław podszedł bliżej i też zerknął w dół.
-Rannych i zabitych idą zbierać, jak codziennie. Powinienem do nich dołączyć skrycie i przez obóz się przedostać.
- Zostać mieliście do jutra w gościnie i na portret poczekac?
- Portret, rzeczywiście. Do jutra zatem poczekam i może wieczorem uda mi się wymknąć, chyba że rozejm już podpiszecie?
- Rozejm?! – zakrzyknęli bliżej stojący wojowie, którzy słyszeli każde słowo z ich rozmowy.
- Tak jest, rozejm. Ten oto rycerz jest wysłannikiem Przemysła wielkopolskiego i do poddania zamku nas namawia, jako i do złożenia hołdu Wacławowi.
Rycerze, rzucając nieprzyjazne spojrzenia na Bogusława, otoczyli obu ciasnym kołem. Łokietek wietrząc niezadowolenie, kontynuował:
- Polityczny to rozejm i czas na spisek przeciwko Czechom nam zapewnia. Książęta polscy już się zbierają i nad scaleniem ziem radzą, ale to na razie powinno zostać między nami. Wróg nie może się o tym pod żadnym pozorem dowiedzieć, ufam że waszmościowie potraficie tajemnicy dotrzymac?
Książę rozejrzał się o otaczających go twarzach i uśmiech zagościł na jego obliczu. Powszechny pomruk był jedyną odpowiedzią.
- Czas na krótki spoczynek, nad ranem jeszcze jeden atak z pewnością nas czeka. Przeciwnik liczy na nasze znużenie, lecz się srodze zawiedzie, jak co nocy. Gdzie mój brat?
- Jestem, jestem – odpowiedział Kazimierz, podpierając się mieczem i kuśtykając w jego kierunku – maczugą dostałem w nogę, ale cyrulik już mnie opatrzył i twierdzi, że kości mam całe. Łyk wina przydałby się na frasunek i zapomnienie bólu.
- Każę beczułkę wytoczyć na dziedziniec, każdemu oprócz straży przed snem się kielich należy, byle szybko. Nie mamy czasu na zmarnowanie dla przyjemności, wróg jeszcze pod murami stoi.
Łokietek odwrócił się i odszedł wydać stosowne rozkazy. Kazimierz ruszył powoli wraz z Bogusławem i pozostałymi rycerzami na wewnętrzny dziedziniec, gdzie wkrótce rozległ się turkot beczki po bruku i brzęk przez slużbę napełnianych cynowych kielichów. Gwar rozmów podniósł się wokół, każdy chciał opowiedzieć swoje wrażenia z potyczki i ocenić liczbę zabitych, zarówno po swojej jak i wroga stronie. Wielu pytało o przyjaciół, ranny czy, nie daj Bóg, zabity? Cisza panowała jedynie na blankach, gdzie czuwała straż dając baczenie na obóz nieprzyjaciela.
Bogusław chodził wokół, stukając się kielichem i ściskając żylaste prawice, zaznajamiając się z załogą zamku. Wojowie, którzy widzieli go w boju, kłaniali mu się lub poklepywali go po ramieniu i przepijali jego zdrowie.
Łokietek stanął pośrodku dziedzińca i podniósł kielich.
- Piję za naszych zabitych przyjaciół, którzy zginęli walcząc dzielnie i zabierając ze sobą wielu wrogów. Piję także za naszą przyszłość, oby nasze plany powiodły się i pozwoliły na wygnanie obcych z naszych ziem!
Stuknął się pucharem z najbliżej stojącymi rycerzami. Wszyscy na dziedzińcu podnieśli kielichy do ust i opróżnili je do dna.
Bogusław, stojący obok Kazimierza, zerknął na niego bokiem i cicho zapytał:
- Ciekawym, czy Wacław nie dowie się już wkrótce o tych planach i nie zacznie działać przeciwko...
- Załogi zamku jestem pewien jak siebie samego – odrzekł równie cicho Kazimierz, lecz w jego głosie dało się słyszeć pewne wahanie...

c.d.n.
© by Zgred

--
No good deed goes unpunished...

Gulliwer
- piękna saga, odcięte ręce i inne takie prosimy pozbierać i odnieść do rekwizytorni.... P.S. wiecej ketchupu na następny odcinek....

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona

czarny_pietrek
moje uznanie, naprawdę dobry opis walki
no i czekam na C.D.

kozmat
kozmat - Superbojownik · przed dinozaurami
i blagam, nie kaz czekac zbyt dlugo

--
Ostrożny człowiek lokuje się zawsze przed koniem, za armatą i możliwie daleko od swoich przełożonych

romysz
romysz - Superbojownik · przed dinozaurami
Dawaj dalej.
Forum > Półmisek Literata > Śląskie opowieści cz.VII
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj