Niedziela ósmego
Poszukiwanie pracy w czasach pandemii do najłatwiejszych nie należy. Przez ostatnie kilka lat odkładałem trochę, bo wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie moment, kiedy będę musiał żyć z oszczędności. Wsparcie od urzędu pracy również bardzo pomaga. Pierwszy miesiąc terapii opłaciłem pieniędzmi, które dostałem za mojego osiemnastoletniego złoma. Wtedy też pojawił się urząd pracy. Początkowo chodziło tylko o ubezpieczenie. Zeskanowałem wszystkie świadectwa pracy, dyplomy ukończenia studiów, dyplomy za ukończone kursów, prawo jazdy, dowód osobisty i na wszelki wypadek odnalazłem całą dokumentację medyczną. Wypełniłem wniosek przez internet, używając mojego profilu zaufanego i już kilka dni później zadzwoniła do mnie przemiła pani z urzędu pracy.
- No Pan to jest chyba niepoważny.
- Przepraszam, chodzi o mój wniosek?
- No a o co może chodzić? - Powiedziała z przekąsem, a ja wyobraziłem sobie jak teatralnie przewraca oczami i zerka na koleżankę siedzącą obok, po czym wskazuje palcem słuchawkę telefonu i bezgłośnie wypowiada “debil”.
- Rozumiem, że coś jest nie tak? - Zapytałem po chwili ciszy, kiedy to próbowałem wpaść na bardziej błyskotliwą wypowiedź, którą mógłbym podtrzymać naszą rozmowę.
- Gdyby było w porządku, to bym nie dzwoniła. - Szczerze mówiąc bardzo zaimponowała mi rzeczowość urzędniczki. Miała rację. Gdyby wszystko było w porządku, to by nie dzwoniła. Tym razem dałem się ponieść ciszy, która nastąpiła po ostatniej wypowiedzi mojej rozmówczyni. Nie znalazłem w sobie wystarczająco dużo chęci i motywacji, aby kontynuować. Pomyślałem w pewnym momencie, że nie zostanę wtajemniczony w procedury urzędowe i będę musiał pogodzić się z faktem, że na bezrobotnego też się nie nadaję. Na szczęście po jakimś czasie Pani po drugiej stronie telefonu uznała, że poziom mojego zakłopotania jest wystarczający.
- Na ostatnim świadectwie pracy nie podano powodu ustania stosunku pracy.
- Ponieważ stosunek pracy ustał samoistnie. Moja umowa dobiegła końca.
- Ale jeżeli nie ma tego na świadectwie, to znaczy, że Pan dalej tam pracuje.
- Jak mogę tam pracować, skoro nie mam podpisanej żadnej umowy?
- Ale na świadectwie pracy nie ma…
- Rozumiem, przepraszam. - Znowu cisza.
- Ehhh… Pan mi prześle mailem poprawione świadectwo. - Przez chwilę zastanawiałem się czy powinienem wziąć długopis i sam poprawić dokument i już miałem zapytać, gdy na szczęście z pomocą przybyła mi Pani specjalistka.
- Proszę zadzwonić do kadr i poprosić o wystawienie nowego świadectwa.
- To wszystko?
- Wszystko. Do widzenia.
Następnego dnia dostarczyłem poprawiony dokument dzięki uprzejmości kadrowej z mojego poprzedniego zakładu pracy. Przez długi czas starałem się utrzymywać z Panią Ewą zdrową relację, ponieważ wiedziałem, że kiedyś będę potrzebował jej pomocy. Miałem rację. Dzięki temu nie musiałem długo czekać na kolejny telefon z urzędu pracy.
- Dzień dobry, Pan Foch?
- Tak, dzień dobry, miło Panią znowu słyszeć.
- …
- Halo?
- Ale Pan ze mną nie rozmawiał. - Wtedy uświadomiłem sobie, że rzeczywiście głos w słuchawce brzmiał inaczej niż ostatnim razem.
- Przepraszam, mam problemy ze słuchem.
- A ma Pan na to zaświadczenie? - No i wtopa. Mogłem się domyślić, że takie stwierdzenie może pociągnąć za sobą kolejne pytania.
- Eeeee… nie.
- ...
- W czym mogę Pani pomóc?
- Kim Pan chciałby być?
- Kosmonautą. - Nawet przez sekundę nie zastanawiałem się nad odpowiedzią. Automatycznie odpowiedziałem na pytanie, które często słyszałem od dzieciaków w szkole. “A Pan kim chciał być jak był w naszym wieku?”. Zawsze mówiłem, że kosmonautą.
- Pan żartuje? Wpisał Pan przecież, że jest nauczycielem.
- Tak, przepraszam, jestem nauczycielem.
- Rozumiem, w takim razie dostaje Pan zasiłek dla bezrobotnych na rok.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- I nie muszę przychodzić do urzędu?
- Nie.
- I nie muszę iść na żaden kurs?
- Nie mamy żadnych kursów dla ludzi z Pańskim wykształceniem.
- A jakbym chciał na przykład zostać spawaczem?
- Mówił Pan, że chce być kosmonautą.
- Kosmonautą-spawaczem też można być.
- ...
- Przepraszam.
- Do widzenia.
Poszukiwanie pracy już takie proste nie jest. W piątek miałem rozmowę o pracę w formie online. To już kolejna, ale tym razem była w pełni zautomatyzowana. Trzeba było przygotować urządzenie z kamerą i mikrofonem, telefon ze słuchawkami w moim przypadku, być przygotowanym, aby urządzenie stało na płaskiej, nieruchomej powierzchni, w tym wypadku zastosowałem selfie-stick z funkcją statywu do telefonu, upewnić się, że światło pada na moją twarz, okno w moim przypadku, znaleźć ciche miejsce, zamknąłem okno i ubrać się jak na rozmowę o pracę. W ostatnim wypadku muszę przyznać, że trochę oszukałem. Wyprasowałem koszulę, której nie miałem na sobie od 10 miesięcy i założyłem marynarkę, której nie miałem na sobie od 14 miesięcy, ale celowo nie założyłem spodni, siedziałem w samych bokserkach. Zawsze chciałem to zrobić.
Rozmowa była nietypowa. Spodziewałem się, że na ekranie pojawią się pytania, na które będę musiał odpowiedzieć, a następnie nagrane odpowiedzi zostaną przesłane do rekrutera. Myliłem się. Najpierw na ekranie pojawił się Pan, który mówił po angielsku z hinduskim akcentem i opowiadał o korzyściach pracy w firmie, do której próbowałem się dostać. W tle słychać było wrzaski dzieci, dźwięk zacinał się co chwilę i od czasu do czasu obraz znikał. Nie chciałem przewijać, ponieważ wydawało mi się, że wtedy rekruter dostałby informację, że w dupie mam detale dotyczące firmy i jestem uprzedzony do ludzi innych ras i narodowości. Wysłuchałem zatem do końca. Następnie pojawiło się kilka pytań merytorycznych w formie testowej. Po krótkiej przerwie musiałem wykonać zadanie tłumaczeniowe, przez które przeleciałem w trymiga. W końcu, gdy już zacząłem się niepokoić, pojawiło się okienko służące do nagrywania odpowiedzi. Nad okienkiem widniały dwa pytania. “Dlaczego chcesz u nas pracować?” i “Jak radzisz sobie ze stresem?”. Na żadne z tych pytań nie znałem poprawnej odpowiedzi. “Bo kończą mi się pieniądze” i “Nie radzę sobie ze stresem” wydawały mi się złymi odpowiedziami. Powiedziałem zatem, że bardzo spodobały mi się projekty, w których do tej pory firma uczestniczyła (nie znam żadnych projektów) i moje życie jest wolne od stresu ze względu na moje praktyki religijne. Szach mat rekruterze, teraz nie możesz mnie odrzucić, żeby nie zostać posądzonym o rasizm i uprzedzenie do ludzi innych ras i narodowości. Myślę, że się uda. Szkoda tylko tych sześciuset złotych z urzędu.
Poszukiwanie pracy w czasach pandemii do najłatwiejszych nie należy. Przez ostatnie kilka lat odkładałem trochę, bo wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie moment, kiedy będę musiał żyć z oszczędności. Wsparcie od urzędu pracy również bardzo pomaga. Pierwszy miesiąc terapii opłaciłem pieniędzmi, które dostałem za mojego osiemnastoletniego złoma. Wtedy też pojawił się urząd pracy. Początkowo chodziło tylko o ubezpieczenie. Zeskanowałem wszystkie świadectwa pracy, dyplomy ukończenia studiów, dyplomy za ukończone kursów, prawo jazdy, dowód osobisty i na wszelki wypadek odnalazłem całą dokumentację medyczną. Wypełniłem wniosek przez internet, używając mojego profilu zaufanego i już kilka dni później zadzwoniła do mnie przemiła pani z urzędu pracy.
- No Pan to jest chyba niepoważny.
- Przepraszam, chodzi o mój wniosek?
- No a o co może chodzić? - Powiedziała z przekąsem, a ja wyobraziłem sobie jak teatralnie przewraca oczami i zerka na koleżankę siedzącą obok, po czym wskazuje palcem słuchawkę telefonu i bezgłośnie wypowiada “debil”.
- Rozumiem, że coś jest nie tak? - Zapytałem po chwili ciszy, kiedy to próbowałem wpaść na bardziej błyskotliwą wypowiedź, którą mógłbym podtrzymać naszą rozmowę.
- Gdyby było w porządku, to bym nie dzwoniła. - Szczerze mówiąc bardzo zaimponowała mi rzeczowość urzędniczki. Miała rację. Gdyby wszystko było w porządku, to by nie dzwoniła. Tym razem dałem się ponieść ciszy, która nastąpiła po ostatniej wypowiedzi mojej rozmówczyni. Nie znalazłem w sobie wystarczająco dużo chęci i motywacji, aby kontynuować. Pomyślałem w pewnym momencie, że nie zostanę wtajemniczony w procedury urzędowe i będę musiał pogodzić się z faktem, że na bezrobotnego też się nie nadaję. Na szczęście po jakimś czasie Pani po drugiej stronie telefonu uznała, że poziom mojego zakłopotania jest wystarczający.
- Na ostatnim świadectwie pracy nie podano powodu ustania stosunku pracy.
- Ponieważ stosunek pracy ustał samoistnie. Moja umowa dobiegła końca.
- Ale jeżeli nie ma tego na świadectwie, to znaczy, że Pan dalej tam pracuje.
- Jak mogę tam pracować, skoro nie mam podpisanej żadnej umowy?
- Ale na świadectwie pracy nie ma…
- Rozumiem, przepraszam. - Znowu cisza.
- Ehhh… Pan mi prześle mailem poprawione świadectwo. - Przez chwilę zastanawiałem się czy powinienem wziąć długopis i sam poprawić dokument i już miałem zapytać, gdy na szczęście z pomocą przybyła mi Pani specjalistka.
- Proszę zadzwonić do kadr i poprosić o wystawienie nowego świadectwa.
- To wszystko?
- Wszystko. Do widzenia.
Następnego dnia dostarczyłem poprawiony dokument dzięki uprzejmości kadrowej z mojego poprzedniego zakładu pracy. Przez długi czas starałem się utrzymywać z Panią Ewą zdrową relację, ponieważ wiedziałem, że kiedyś będę potrzebował jej pomocy. Miałem rację. Dzięki temu nie musiałem długo czekać na kolejny telefon z urzędu pracy.
- Dzień dobry, Pan Foch?
- Tak, dzień dobry, miło Panią znowu słyszeć.
- …
- Halo?
- Ale Pan ze mną nie rozmawiał. - Wtedy uświadomiłem sobie, że rzeczywiście głos w słuchawce brzmiał inaczej niż ostatnim razem.
- Przepraszam, mam problemy ze słuchem.
- A ma Pan na to zaświadczenie? - No i wtopa. Mogłem się domyślić, że takie stwierdzenie może pociągnąć za sobą kolejne pytania.
- Eeeee… nie.
- ...
- W czym mogę Pani pomóc?
- Kim Pan chciałby być?
- Kosmonautą. - Nawet przez sekundę nie zastanawiałem się nad odpowiedzią. Automatycznie odpowiedziałem na pytanie, które często słyszałem od dzieciaków w szkole. “A Pan kim chciał być jak był w naszym wieku?”. Zawsze mówiłem, że kosmonautą.
- Pan żartuje? Wpisał Pan przecież, że jest nauczycielem.
- Tak, przepraszam, jestem nauczycielem.
- Rozumiem, w takim razie dostaje Pan zasiłek dla bezrobotnych na rok.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- I nie muszę przychodzić do urzędu?
- Nie.
- I nie muszę iść na żaden kurs?
- Nie mamy żadnych kursów dla ludzi z Pańskim wykształceniem.
- A jakbym chciał na przykład zostać spawaczem?
- Mówił Pan, że chce być kosmonautą.
- Kosmonautą-spawaczem też można być.
- ...
- Przepraszam.
- Do widzenia.
Poszukiwanie pracy już takie proste nie jest. W piątek miałem rozmowę o pracę w formie online. To już kolejna, ale tym razem była w pełni zautomatyzowana. Trzeba było przygotować urządzenie z kamerą i mikrofonem, telefon ze słuchawkami w moim przypadku, być przygotowanym, aby urządzenie stało na płaskiej, nieruchomej powierzchni, w tym wypadku zastosowałem selfie-stick z funkcją statywu do telefonu, upewnić się, że światło pada na moją twarz, okno w moim przypadku, znaleźć ciche miejsce, zamknąłem okno i ubrać się jak na rozmowę o pracę. W ostatnim wypadku muszę przyznać, że trochę oszukałem. Wyprasowałem koszulę, której nie miałem na sobie od 10 miesięcy i założyłem marynarkę, której nie miałem na sobie od 14 miesięcy, ale celowo nie założyłem spodni, siedziałem w samych bokserkach. Zawsze chciałem to zrobić.
Rozmowa była nietypowa. Spodziewałem się, że na ekranie pojawią się pytania, na które będę musiał odpowiedzieć, a następnie nagrane odpowiedzi zostaną przesłane do rekrutera. Myliłem się. Najpierw na ekranie pojawił się Pan, który mówił po angielsku z hinduskim akcentem i opowiadał o korzyściach pracy w firmie, do której próbowałem się dostać. W tle słychać było wrzaski dzieci, dźwięk zacinał się co chwilę i od czasu do czasu obraz znikał. Nie chciałem przewijać, ponieważ wydawało mi się, że wtedy rekruter dostałby informację, że w dupie mam detale dotyczące firmy i jestem uprzedzony do ludzi innych ras i narodowości. Wysłuchałem zatem do końca. Następnie pojawiło się kilka pytań merytorycznych w formie testowej. Po krótkiej przerwie musiałem wykonać zadanie tłumaczeniowe, przez które przeleciałem w trymiga. W końcu, gdy już zacząłem się niepokoić, pojawiło się okienko służące do nagrywania odpowiedzi. Nad okienkiem widniały dwa pytania. “Dlaczego chcesz u nas pracować?” i “Jak radzisz sobie ze stresem?”. Na żadne z tych pytań nie znałem poprawnej odpowiedzi. “Bo kończą mi się pieniądze” i “Nie radzę sobie ze stresem” wydawały mi się złymi odpowiedziami. Powiedziałem zatem, że bardzo spodobały mi się projekty, w których do tej pory firma uczestniczyła (nie znam żadnych projektów) i moje życie jest wolne od stresu ze względu na moje praktyki religijne. Szach mat rekruterze, teraz nie możesz mnie odrzucić, żeby nie zostać posądzonym o rasizm i uprzedzenie do ludzi innych ras i narodowości. Myślę, że się uda. Szkoda tylko tych sześciuset złotych z urzędu.
Ostatnio edytowany:
2020-11-09 19:02:52