Obaj Tremowie wkrótce znaleźli się w swoim laboratorium gdzie niecierpliwie oczekiwał ich kuzyn Lobus.
-Jak poszło?! – rzucił się do nich z butelką rozcieńczonego spirytusu w ręce – Kupił pomysł?
-Łyknął jak karmna gęś – Tremo-syn sięgnął po szkło do szafki – Mówiłem, że grunt to dobra gadka! – polał sobie pół szklanki
- Musiałem mu tylko obiecać że zostanie bogiem! – Tremo-ojciec wyciągnął rękę po butelkę. Wszyscy trzej roześmiali się, poklepując nawzajem po plecach
-Teraz musimy wymyśleć sposób aby złapać kilka samic, nie chcemy przecież do nich strzelać. Macie już może jakiś pomysł? – Tremo-ojciec pociagnął prosto z gwintu
-Zastanawiałem się już nad tym – Lobus poszedł po drugą flaszkę – Musimy wykorzystać ich naturalną ciekawość, wiecie że kradną wszystko spod ręki, jak leci!
-Prawda! W tym są nawet lepsi od małp, a kiedyś czytałem artykuł że im bardziej rozwinięty mózg, tym większa chęć posiadania różnych przedmiotów, choćby bezużytecznych – Tremo-ojciec kończył już pierwszą, cały czas z gwinta
-Czytałem że gdzieś “obrobiły” nawet magazyn wojskowy! Przysiągłbym, że nauczyły się otwierać zamki i kłódki oraz rozbrajać systemy alarmowe! – Tremo-syn rechotał głośno
-No! Pamiętam, jak jeszcze przed potopem jakimś sposobem dostały nam się do biura! Wszystko wyniosły, nawet mój portfel i laptop! – przypomniał sobie Lobus
-Pewnie potem ich “wódz” siedział w laptopie jak na tronie! – Tremo-syn pociągnął kolejny łyk – A małpując ludzi, pieniędzmi się podcierał w krzaczkach! - wszyscy trzej ryknęli śmiechem
-Przydałoby się kilka lusterek albo kosmetyków, zaraz byśmy pewnie przywabili kilka samic – Lobus próbował rozpracować problem praktycznie
-Kosmetyków dla kobiet nie mamy – przypomniał dla porządku Tremo-syn – Ale lusterka powinny się znaleźć…
-A gdybyśmy zostawili gdzieś kilka butelek bimbru? – Lobus kombinował dalej
-Zamiast samic mielibyśmy kilku zalanych i chrapiących samców – Tremo-syn machnął lekceważąco ręką
-Ale może samice przyszłyby za nimi? To gromadne stworzenia – Lobus nie poddawał się
-Gdyby też wypiły, byłoby łatwiej je złapać. Myślę, że lusterka będą jednak lepsze. Trzeba jutro wyjść na rekonesans, przyda nam się mały spacer! – Tremo-ojciec zakończył dyskusję

Lobus otworzył drugą butelkę i rozlał w szkła, sprawnie rozstawił na stole zagrychę. Zostawmy więc naszych chwilowo odprężonych naukowców przy ich zajęciach, przenieśmy się na moment na brzeg i z czystej ciekawości zobaczmy co dzieje się z małpoludami.

Na tę chwilę cała grupa wędruje w ciszy, pośpiesznie oddalając się w kierunku wyżej położonego terenu.
Po niedługim czasie odnaleźli wejście do ukrytej kotlinki i sprawnie kolejno przecisnęli się między skałami.

Zdumiałby się postronny obserwator, lecz pośrodku kotliny stała grupa wojskowych namiotów w maskujących barwach. Między namiotami płonęły niskim płomieniem dwa ogniska a kilka postaci kręciło się wokół. Na widok nowo przybyłych rzucili się ku nim.
-Macie jedzenie? Udało wam się coś zdobyć? – pytania krzyżowały się w powietrzu
Zdziwiliby się giganci na okręcie gdyby usłyszeli mowę tych - zwanych przez nich “małpoludami” stworzeń - całkiem niepodobną do pomruków wydawanych przez małpy czy inne zwierzęta…
-Tylko tyle co dziewczęta zdążyły uzbierać, trochę jajek i jadalnych roślin – odrzekł pośpiesznie przywódca grupy – Mamy za to złą wiadomość, gdzie jest starszyzna?
Poły najbliższego namiotu rozsunęły się i kilku posiwiałych osobników zbliżyło się do rozmawiających. Choć nie poruszali się tak rześko jak młodsi, sylwetkom ich nie można było odmówić godności a oczom inteligencji.
-Co się stało, Antor? Zła wiadomość, powiadasz? – odezwał się jeden z nich
-Bardzo zła. Garść gigantów przeżyła katastrofę, przypłynęli na pokładzie okrętu podwodnego! – Antor był zaniepokojony
-Ilu ich? – krótko rzucił kolejny ze starszyzny
-Naliczyłem około czterdziestu, sami mężczyźni. Kobiety i dzieci mogły być pod pokładem, nie widziałem.
-Uzbrojeni?
-Dwóch miało pistolety. Ale to wojskowy okręt Klasy-C, więc na pewno mają broń w magazynie pod pokładem.
-Klasy-C powiadasz… napęd atomowy… może miesiącami przebywać pod wodą…
-Pewnie dlatego przetrwał kataklizm, kryjąc się w głębinach – Antor wziął głębszy oddech – Ale z wojskowych widziałem tylko generalskie szarże, wszyscy w starszym wieku, na oko 700-800 lat. Tylko troche załogi młodszej.
-Nie zapomnij, że oni mogą żyć i tysiąc lat… mogą stanowić problem dla wielu naszych pokoleń.
-Czyli plan naszych myślicieli zawiódł niemal w całości – nie odmówił sobie uszczypliwości Antor – Mówiłem, że zbyt optymistycznie ocenili plany wojenne gigantów!
-Mieli wykończyć się wzajemnie w kilku większych wojnach światowych! – odrzekł oburzony jeden ze starszyzny– Nie na darmo przekazywaliśmy jednym co drudzy opracowywali, w obie strony aby zachować równowagę sił!
-A Ty, Mardusie, głosowałeś oczywiście jak inni “eksperci”, za przyśpieszeniem wojny – Antor był zły jak osa
-I tak by wybuchła, potrzeba było tylko iskry na prochy!
-No i giganci coraz bardziej rujnowali Ziemię! – drugi ze starszyzny zabrał głos – Kopalnie, ciężki przemysł, chemia i niszczenie przyrody! Trzeba było to przerwać, dopóki było czym oddychać!
-W rezultacie nie jesteśmy wcale lepsi od nich, Stes! – zaatakował nieubłaganie drugi z młodszych – Cała nasza nizinna populacja zginęła, cały przemysł gigantów który mieliśmy przejąć, zniszczony! Co znaczy te kilka naszych obozów w górach?! Zostaliśmy z tym co mamy na grzbietach! A nasza broń to dzidy!
-Nikt nie mógł przewidzieć, Ferdo, że znajdzie się kretyn który naciśnie guzik Wielkiej Zagłady… – Mardus oklapł widocznie
-Pewnie! Myśliciele od siedmiu boleści – sarkastycznie prychnął Ferdo – W ten sposób pomogliście cofnąć Ziemię do epoki kamienia łupanego! I my mienimy się “Nowymi Ludźmi”?!
-Powtarzacie tę kłótnię od wielu miesięcy – wtrącił uspokajająco trzeci ze starszyzny – Nic to dobrego nie przynosi. Zamiast tego, trzeba skontaktować się z naszymi innymi grupami i ustalić jakiś plan działania.
-Łączność tylko kablowa, przypominam. Skoro giganci przeżyli, na pewno są na stałym nasłuchu radiowym – ostrzegł Stes
-I tak by nas nie zrozumieli – machnął lekceważąco ręką Antor – najwyżej pomyśleliby że jakaś małpa dorwała się do znalezionego radia i naciska dla zabawy guziki…
-Tak czy siak, ostrożność nie zawadzi. Prąd z akumulatorów, nie uruchamiajcie agregatu bo mogą nas usłyszeć.
-Nie tylko to, słabo z paliwem, trzeba oszczędzać jak się da…

Wszyscy rozeszli się do swoich zadań. Szybki posiłek był raczej skromny, ale nikt nie narzekał rozumiejąc powagę sytuacji.
W namiocie łącznościowiec starał się zorganizować konferencję kilku grup naraz, koło niego, powściągając niecierpliwość, czekała starszyzna. Łączność kablowa nie miała zalet radia i pozwalała niestety na rozmowę tylko z dwoma sąsiednimi obozami, które przekazywały z kolei informacje dalej. Centrala nie istniała po potopie…

Wiadomość o ocalałej grupie gigantów zrobiła duże i raczej niemiłe wrażenie na członkach pozostałych grup. Wszyscy pogodzili się już z losem i próbowali po prostu przeżyć. Co zrozumiałe, łatwiej było to zrobić w mniejszych grupach z powodu ograniczonej ilości pożywienia na danym obszarze. Drapieżników na szczęście pozostało niewiele i trzymały się z daleka od nawet tak mizernie uzbrojonych ludzi.
Opadające wody otwierały nowe przestrzenie a roślinność w ciepłym i wilgotnym klimacie rosła szybko, przynosząc nadzieję na wystarczającą ilość jedzenia dla wszystkich, jakkolwiek do uprawy roli było jeszcze daleko... Niewiele ocalałych lądowych zwierząt “nowi ludzie” ochraniali jak mogli, natomiast mnogość rozmaitych ptaków chociaż częściowo wynagradzała poważne braki w faunie Ziemi. Oprócz tego, nie niepokojony świat morskich stworzeń szybko uzupełnił wyrządzone uprzednio przez cywilizację gigantów szkody, całe ławice ryb buszowały swobodnie po wszystkich akwenach i nawet skromne umiejętności rybackie wystarczyły do jako-takiego wyżywienia przetrzebionych mieszkańców suchego lądu.

Szybko osiągnięto porozumienie że potrzebna jest narada przywódców wszystkich grup. Termin wspólnego spotkania wyznaczono za dwa dni oraz polecono z ukrycia, lecz bacznie obserwować okręt gigantów przez okrągłą dobę.
Na spotkanie przybyło kilku ważnych w społeczności “nowych ludzi” mężczyzn. Oczywiście ulegli ciekawości aby z ukrycia zerknąć na okręt podwodny gigantów; wywarł na nich wrażenie niezdobytej twierdzy z nieprzebranymi zapasami wszystkiego czego potrzeba rozwojowi ludzkości, przynajmniej w teorii. Zauważyli oczywiście, że załogę stanowili wyłącznie mężczyźni, miejscowi zwiadowcy potwierdzili brak kobiet i dzieci. Broń, oczywiście, była w oczach zgromadzonych mężczyzn priorytetem; zawczasu już planowali kolejne wojny…

Wieczorem w największym namiocie zgromadziła się przybyła z innych obozów starszyzna oraz miejscowi mężczyźni. Należało szybko podjąć jakąś decyzję i Mardus nie zwlekał z rozpoczęciem narady.
-Po pierwsze i najważniejsze, czy uciekamy z tej okolicy i czekamy w ukryciu aż giganci odpłyną?
-Pytanie, czy odpłyną… - mruknął Musa, jeden z przybyłych
-Nic interesującego tu nie znajdą, opuścimy to miejsce i zatrzemy jakiekolwiek ślady naszego pobytu – Stes myślał praktycznie – Rekonesans w głąb lądu nie wniesie nic nowego do ich sytuacji, więc powinni popłynąć dalej, szukając śladów swoich pobratymców!
-To możliwe – Musa podrapał się po nosie – Ale ten piękny okręt…
Niemal wszyscy mieli tę samą myśl w głowach…
-Siedzą na płyciźnie. Jeżeli będą głupi i pozostaną w tym miejscu przez 5-6 dni, wody opadną na tyle, że osiądą na dnie. A wtedy są nasi! – wyrwał się Ferdo
-Nie damy im rady jeżeli zamkną się w środku! Czym chcesz przebić pancerz okrętu, dzidą!? – żachnął się Mardus
-Weźmiemy ich głodem i pragnieniem! Ile, jak myślicie, mogą wytrzymać bez uzupełnienia zapasów? Pół roku? Rok?
-To wielki i z pewnością dobrze zaopatrzony okręt, a gigantów jest niewielu. Ten rudy przygłup co się wydzierał przez megafon “Ja wódz wszystki człowiek” wyglądał na co najmniej premiera, a może i prezydenta? Tacy lubią wszelkie wygody oraz uciechy stołu. Myślę, że mogą wytrzymać dłużej, niestety… - Antor był sceptycznie nastawiony do pomysłu
-A jakaś dywersja od środka? Dostać się tam po cichu gdy włazy są otwarte, poczekać do północy… - Czuper, następny przybyły na naradę gość miał interesujący pomysł
-Zauważą nas na wodzie lub na gołym pokładzie w biały dzień, załoga ciągle coś czyści lub roznosi napoje, starzy dużo się kręcą obserwując brzeg czy morze, nie ma siły. A w nocy wszystko trzymają zamknięte na głucho – Antor był jednym z tych, którzy obserwowali poczynania gigantów.
-Spróbować stary numer “na małpoluda”, może kogoś wezmą na maskotkę! – roześmieli się wszyscy z pomysłu Ferdo
-Myślcie, panowie, myślcie intensywnie, musi być jakiś sposób – Czuper ponaglał zebranych

W tym momencie rozległ się tupot pośpiesznych kroków i do namiotu wpadł jeden ze zwiadowców:
-Giganci odpływają! Uruchomili śrubę i odpływają!
– Taki piękny okręt! - jęknęli wszyscy zebrani…

c.d.n.

--
No good deed goes unpunished...