Cztery lata. Już cztery cholerne lata minęły, odkąd rzuciłem robotę.
Myślałem, że będzie lepiej. Znajdę, jakąś inną, spokojną pracę, wynajmę małe mieszkanie, zajmę się zwykłym hobby i powoli doczekam się emerytury, pozostawiając swoją przeszłość daleko w tyle.
Myliłem się.
Czasem z historią nie można tak łatwo zerwać. Najgorsze jest to, że to moje aktualne życie jest po prostu diabelnie nudne. W 2012 byłem wysoce wykwalifikowanym specjalistą, ale byłem też tym wszystkim zmęczony. Chciałem zacząć życie od nowa, zmienić się. Dzisiaj wiem, że odmienić mnie mogłaby jedynie moja śmierć.
Potrzebuję tego potężnego kopa adrenaliny, jak podczas dawnych zleceń, jest dla mnie jak narkotyk. Cud, że wytrzymałem tak długo w normalnym życiu. Jeszcze większym cudem było to, że trafiła mi się znakomita okazja do Powrotu.
Zauważyłem go podczas wieczornego spaceru z pracy do domu. Spocony, z rozdartą marynarką, przepychał się z wysiłkiem przez tłum wychodzący z galerii. Gdy na chwilę mignęła mi przed oczami jego twarz, w jego źrenicach zobaczyłem najczystszy strach, bał się o swoje życie. Zdziwiło mnie tylko, że nie próbował wołać o pomoc. Tajemnica ta miała się odkryć dopiero później.
Przeczucie kazało mi za nim podążać, wiedząc też, że przed kimkolwiek ucieka, są gdzieś blisko. Jak zwykle się nie myliłem. Po chwili zauważyłem mocno wyróżniające się spośród tłumu osoby. Dwóch schludnie ubranych, lecz bynajmniej nie w garnitury, osiłków. To, że uciekał właśnie przed nimi, było oczywiste. Prawdopodobnie też było ich więcej. Także w tej kwestii, już po chwili, odkąd zacząłem śledzić całą trójkę, moje podejrzenia się sprawdziły. Trzeci domniemany napastnik wyszedł zza rogu próbując odciąć drogę ucieczki. Zrobił to jednak w złym momencie. Ścigany zdążył zawrócić i odbić w krótki przesmyk, na rogu galerii, jeszcze przed pojawieniem się wcześniejszej dwójki na zewnątrz budynku. Znalazł się na głównej ulicy i wykorzystując okazję skoczył przed nadjeżdżający tramwaj. Dzięki temu przebiegł na drugą stronę, zyskując kilka sekund i zwiększając tym samym swoje szanse na przeżycie. Po jakichś 100 metrach skręcił w boczną uliczkę. Próbował ich zgubić w dość gęstej siatce dróg. Mimo względnie małej ilości przechodniów, między którymi trudniej byłoby go wypatrzeć, wydawało się, że mu się udało. W zasięgu jego wzroku nie było już pościgu. Poczuł się zbyt pewnie, i to go zgubiło. Gdy, po dalszych kilku minutach, znalazł się w przejściu między budynkami, zauważył przed sobą dwie osoby. Obaj z wytłumionymi pistoletami w rękach. Wtedy zrozumiał swój błąd. Gdy się odwrócił, po drugiej stronie stał już trzeci z nich.
To trwało ledwie kilka sekund. Nie skończyło się jednak po myśli żadnej z dwóch stron. Ścigany przeze mnie człowiek nie wiedział o mojej obecności. Tak samo też, nie zdawali sobie z tego sprawy napastnicy. Pojawiłem się za plecami jednego z nich. Nóż, z dużą siłą, wszedł głęboko w jego nogę, grzęznąc w kości udowej. W tym samym momencie, drugą ręką, wykręciłem mu pistolet z dłoni i kopniakiem ściąłem go z nóg. W tej chwili dała o sobie znać czteroletnia przerwa, moje reakcje nie były wystarczająco szybkie, jeden z pozostałej dwójki strzelił wcześniej niż ja. Dwie kule, w krótkim odstępie czasu, przebiły serce i powaliły ciało na ziemię. Cel, za którym podążali, po chwili już nie żył. Ale tak samo skończyła para morderców. Gdy dźwięk pierwszych strzałów, przyciszony tłumikiem, rozbrzmiewał jeszcze w powietrzu, ja także wystrzeliłem dwa pociski. Drugi z zabójców, który dopiero podnosił broń, padł z przestrzeloną głową i sercem. Ostatni, nim przeniósł ogień w moją stronę, także skończył z dodatkową dziurą w czaszce. Walka była skończona.
Podszedłem jeszcze do ich ofiary. W lewej dłoni znajdował się prostokątny przedmiot, który okazał się metalowym pojemnikiem. Bez wahania wziąłem go ze sobą. Byłem pewny, że nie chodziło tylko o zabójstwo, ale też o to, co znajdowało się w środku. Przed jego śmiercią widziałem jak coś wyciąga spod marynarki. Najwyraźniej, widząc zbliżający się koniec, liczył jeszcze na to, że uda mu się wyrzucić kasetkę i napastnicy błędnie założą, że nie miał jej ze sobą. Być może zdawał sobie sprawę z tego, że przeszukają nie tylko miejsce zbrodni, ale też wcześniejszą drogę ucieczki, była to jednak jego jedyna, ostatnia szansa. Tak czy inaczej, nie udało mu się tego ukryć, ale dzięki jego działaniu teraz to ja byłem w posiadaniu pojemnika, a nie jego zabójcy. Na wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze kieszenie denata, lecz nic wartego uwagi w nich nie znalazłem. Upewniłem się też czy ktoś widział całą sytuację. Na szczęście okolica ta była rzadko uczęszczana przez ludzi, a jeśli ktoś słyszał strzały lub krzyki, to nawet nie próbował sprawdzić co się dzieje. Wspaniała dzielnica.
Oczywiście wiedziałem o nożu, pozostawionym w ciele pierwszego napastnika. Doskonale też sobie zdawałem sprawę z tego, że na tym nożu, jak i użytym przeze mnie pistolecie, są moje odciski palców. Trafią one najpewniej do zleceniodawcy zabójstwa. Tak samo jak mój portret pamięciowy zapamiętany przez niedoszłego mordercę, którego krzyki bólu nadal było słychać, gdy oddalałem się z tamtego miejsca.
Jedyne co mi teraz pozostało, to tylko czekać. Prawdziwa zabawa miała się dopiero rozpocząć…
2016.10.07-08
Ostatnio edytowany:
2017-03-15 15:03:07
--
guerra, guerra nunca cambia