Uwaga! Będę generalizować.
Jakiś czas temu w lokalnej gazecie przeczytałam felieton. Redaktor wspominał w nim, że jego krakowscy goście śmieli się z zielonogórzanek, bo niby wszystkie wyglądają tak samo (źle ubrane, kompletnie bez gustu itp), a jak w Krakowie spotykali ten typ dziewczny, to żartowali: "patrz, zielonogórzanka".
Czytając ten felieton oburzyłam się, bo uważałam, że to nieprawda. Z liceum przyzwyczaiłam się do metali, punków, hippisów, indie (chociaż wtedy to nie było zbyt popularna nazwa, a przynajmniej ja się z nią spotkałam dopiero niedawno) albo po prostu ludzie ubierali się w swoim własnym stylu, którego nie da się zakwalifikować do żadnej grupy. Plastiki też się zdarzały, jak wszędzie, ale były to dzieci tzw. śmietanki, więc zazwyczaj chodziły w ciuchach jakościowo dobrych.
Jakiś czas temu wróciłam z powrotem z Poznania do Zielonej Góry. Jak poszłam na spacer po deptaku, to się przeraziłam. Wszystko, co było w tym felietonie, było prawdą.
Wszystkie dziewczyny wyglądają tak samo - tandetne ciuchy z jakościowo fatalnych materiałów. Wszystko z jakiś tanich sklepów, których wszędzie pełno, z takimi pseudomodnymi ubraniami. Jakieś takie błyszczące paski, buty, torebki z przyklejony plastikowymi szkiełkami albo innymi duperelami. Dużo jest też torebek od Lui Witą czy Gucziego z bazaru za 10zł. Poza tym za dużo solarium. Fryzury - długie proste włosy, często z grzywką. Kolor włosów, jeśli nie naturalny, to oczywiście przefarbowany na blond albo czarny.
Nie powiem, dziewczyny, które mają własny styl też się zdarzają, ale te klony są po prostu wszędzie i najbardziej rzucają się w oczy. To naprawdę jest przerażające.
Władze miejskie dążą do jakiejś wielkomiejskości, ale niestety mentalność części mieszkańców wciąż jest małomiasteczkowa.
Ostrzegałam, że będę generalizować.
PS. O kurczę, ale się rozpisałam, widzicie - potrafię napisać coś więcej od rotfla.
Jakiś czas temu w lokalnej gazecie przeczytałam felieton. Redaktor wspominał w nim, że jego krakowscy goście śmieli się z zielonogórzanek, bo niby wszystkie wyglądają tak samo (źle ubrane, kompletnie bez gustu itp), a jak w Krakowie spotykali ten typ dziewczny, to żartowali: "patrz, zielonogórzanka".
Czytając ten felieton oburzyłam się, bo uważałam, że to nieprawda. Z liceum przyzwyczaiłam się do metali, punków, hippisów, indie (chociaż wtedy to nie było zbyt popularna nazwa, a przynajmniej ja się z nią spotkałam dopiero niedawno) albo po prostu ludzie ubierali się w swoim własnym stylu, którego nie da się zakwalifikować do żadnej grupy. Plastiki też się zdarzały, jak wszędzie, ale były to dzieci tzw. śmietanki, więc zazwyczaj chodziły w ciuchach jakościowo dobrych.
Jakiś czas temu wróciłam z powrotem z Poznania do Zielonej Góry. Jak poszłam na spacer po deptaku, to się przeraziłam. Wszystko, co było w tym felietonie, było prawdą.
Wszystkie dziewczyny wyglądają tak samo - tandetne ciuchy z jakościowo fatalnych materiałów. Wszystko z jakiś tanich sklepów, których wszędzie pełno, z takimi pseudomodnymi ubraniami. Jakieś takie błyszczące paski, buty, torebki z przyklejony plastikowymi szkiełkami albo innymi duperelami. Dużo jest też torebek od Lui Witą czy Gucziego z bazaru za 10zł. Poza tym za dużo solarium. Fryzury - długie proste włosy, często z grzywką. Kolor włosów, jeśli nie naturalny, to oczywiście przefarbowany na blond albo czarny.
Nie powiem, dziewczyny, które mają własny styl też się zdarzają, ale te klony są po prostu wszędzie i najbardziej rzucają się w oczy. To naprawdę jest przerażające.
Władze miejskie dążą do jakiejś wielkomiejskości, ale niestety mentalność części mieszkańców wciąż jest małomiasteczkowa.
Ostrzegałam, że będę generalizować.
PS. O kurczę, ale się rozpisałam, widzicie - potrafię napisać coś więcej od rotfla.