@Krzychpl , no jest raczej odwrotnie, a najbardziej narzekać mogą osoby spauperyzowane, którym niegdyś wyjątkowo żyło się dobrze. Nawet ostatnio rozmawiałem z jakimś gościem, który twierdził, że w okolicach 2000 roku to było życie, a teraz nie ma życia, bo najwyraźniej jemu zaczęło się gorzej powodzić.
Ja wiem, że nie powinienem oceniać po sobie i jednostkowo, bo oczywiste jest że pojedyncze osoby są w stanie się wybić ponad przeciętny stan majątkowy. Dlatego staram się oceniać innych. Jako dziecko wychowywałem się raczej w niedostatku, i te raczej to wynika nie z tego, że było dobrze, ale gorzej niż dzisiaj, tylko że było źle, ale lepiej niż u innych.
I tak np. w moim dość niedużym domu rodzinnym, który też swoje lata miał, była łazienka z bieżącą wodą no i ogólnie wyposażenie aspirujące do zwykłego domu - jakiś tam sprzęt AGD, płytki, panele itd. I ta wyliczanka może się dziś wydawać śmieszna, ale np. u jednego kolegi w kuchni było klepisko, meble kuchenne pozbijane z drewna, a do gotowania piec. Pokojów to nawet nie widziałem, z zewnątrz trochę zapadająca się wiejska chata. Inny koleś z klasy mieszkał w jakiejś socjalnej ruderze, gdzie z babcią, siostrą i matką mieszkali w jednej izbie, a za toaletę robiło wiadro. Jakaś część dzieciaków mieszkała chyba w adaptowanych budynkach gospodarskich. Dzieci z miasta częściej mieszkały w blokach, a tam pięcioosobowa rodzina na 30m2, albo dwie rodziny w jednym mieszkaniu. Kilka osób miało "lepiej" - np. ich rodzice pobudowali domy, ale od podstawówki do liceum to duża część tych domów była goła. Tylko jeden kolega miał bogatych rodziców przedsiębiorców, którzy wybudowali sobie wielki, nowoczesny dom, ale też pamiętam czasy jak siedzieli jeszcze z dziadkami w jednym domu. Jak na złość to akurat jego rodzice strasznie zbiednieli w ostatnich latach, bo biznesy które same żarły nagle stały się nieaktualne, a oni się nie zaadaptowali do nowych warunków. I pewnie z ich perspektywy straszne rzeczy się stały z tą krainą.
A dla odmiany u tych dzieciaków z biedy poziom życia jest dzisiaj diametralnie inny. Oczywiście nie każdemu się udało, ale poza patologią społeczną to w zasadzie każdy wiedzie dobre życie, czasem nawet bardzo ciekawe życie.
Nawet trudno pochylać się nad tezą, że poziom życia zjechał. Jeśli cokolwiek negatywnego się w tym zmieniło to może jedynie zwiększyło się niezadowolenie w związku z drastycznym wzrostem oczekiwań wobec życia. Jak ktoś dzisiaj mówi, że nie stać go na własne mieszkanie to z reguły nie ma na myśli lepianki na wsi. Tak samo "stać na posiadanie dzieci" to nie jest naruchać ich piątkę i karmić ryżem z cebulą.
Moim zdaniem wspominanie tamtych czasów jako dobrych to jest błąd poznawczy, wynikający z tego, że pojedyncze sukcesy rozszerza się na całe społeczeństwo. Bo np. mój kolega na studiach mówił, że jego ojciec w jego wieku wybudował duży dom. Ale czy każdy tak miał? Czy każdy mógł skorzystać albo skorzystał ze specyficznej sytuacji towarzyszącej transformacji ustrojowej. Ludzie pospłacali łatwo kredyty hipoteczne (i to też dotyczyło ułamka społeczeństwa), a dziś jest to argument, że było lepiej. Tak samo ktoś pracował zagranicą i przyjeżdżając do zbiedniałego społeczeństwa był bogaczem. Ach jak szkoda, że już tak nie ma.
Poza tym piszesz o chciwych korporacjach i banksterach, którzy zabonamentują wszystko i podnoszą ceny, a prawda jest taka, że ludzie sami to robią i jedyna inwestycja jaką znają to w mieszkanie. Przed pandemią kolega z niespłaconym kredytem mówił, że chce kupić dziecku mieszkanie w Warszawie na przyszłość

straszna korporacja. I tak x1000000