05.07.2022
Siema!
Ostatnio, na Głównej, po czterech latach, powtórzyli takie moje pisanie o odwykaniu od chlania. Konkretnie, to to:
https://m.joemonster.org/art/43533/Tam_na_detoksie_nie_jest_tak_zle_moja_subiektywna_relacja_z_odwyku
...i się ktoś tam pytał, czy to ma jakąś kontynuację, czy jeszcze zipię, czy nie dałem ciała... Otóż, będę zmuszony znowu srogo rozczarować antyfanów (jeśli takowi tu są) - bo wszystko u mnie pod kontrolą. Mam się dobrze, idę sobie spokojnie tam, gdzie chcę i robię też to, co chcę. Tylko, że z głową. Wiem o swoich drobnych obostrzeniach, nie są mi one żadnym powodem do płakania. Nie piję i już, po prostu! I każdego dnia żyję sobie tak, żeby mieć z tego życia radochę... A odpisuję z chyba ponad tygodniowym poślizgiem, bo coś tak jakby zagonione mam - już od jakichś dwóch tygodni brykam se po kraju, w różnorakim składzie i łazimy sobie po Górach. Taki nowy nałóg, z którym bardzo mi po drodze . Przygoda ma się ku końcowi - był tydzień Bieszczadów, na chwilę góry Świętokrzyskie, jura krak-częstochowska... Był epizod Tatrzański; obecnie pozdrawiam Was spod pienińskich Trzech Koron, a jutro - po drodze do domu - wleziemy sobie pewnie jeszcze na gorczańskiego Turbacza - Dziołchy chciały nazbierać sobie jagód, a zdaje się, że tam było tego sporo... Wszystko jeżdżone i obozowane poczciwym Klamorkiem - jest cisza, spokój i bliskość natury. To sprzyja dobremu prowadzeniu się, więc bardzo jestem rad. Za kilka dni powrót na Niderlandy, gdzie - w pracy - w końcu sobie odpocznę...
Rzyć zmęczona, giry bolą, za to głowa naładowana tak mocną dawką dobrej energii, że wystarczy to znowu na dłuuuugi czas!
Kilka dni temu, wespół z włóczącą się też ze mną Frau Matką, sfinalizowaliśmy sobie też jedną, piękną i dość długo trwającą przygodę, o której dam tutaj bezczelne kopiuj/wklej z innego forumka... . Wędrówki i wycieczki często dzieją się w towarzystwie innych Trzeźwusków - bo górski szlak to idealne miejsce na oczyszczenie zbędności spod dekla i nabycie mocy na radzenie sobie z niby-problemami tu - na dolinach. Najbardziej rajcuje mnie, gdy na Górze jest trudno - wtedy satysfakcja z pokonania drogi jest jeszcze większa, a nagrody typu: ciepła micha w schronie, albo suche wyro i ciepły prysznic na fajrant - to są sprawy, które radują ryj najmocniej! Cieszmy się z drobnostek, nie?
Dużo by pisać, ale nie chcę zanudzać. Poszło to wszystko w stronę fajnych aktywności. Robią się jakieś coraz to dłuższe dystanse – po równym dziabnąłem ostatnio 72 kilometry spaceru, gdzieś tam, przy Rotterdamie; zeszłotygodniowa, górska pętelka na Tarnicę zamknęła się w maratońskich 42 i trochę. Ale wszystko bez napinki; bez biegania ani czasówek – za leniwy jestem na gonitwy. Tak, jak napisali w Desideratach: „Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu...” – i to jest dla mnie dobry plan
Choć niektórzy chcą mnie pożenić, to o zakładaniu jakichś stad raczej nie myślę, bo to już nie pora i - przede wszystkim - za mocno by mnie to ograniczyło - a jako niewąski egoista, po prostu nie mam na to ochoty. Praca jest, jest też dobry balans pomiędzy tym "być" a "mieć". Porządny, Górski etap zakończony; teraz mania pójdzie chyba w stronę wędrówek długodystansowych. Podniecają też ferraty.
Mam respekt do Gór, bo nawet na niskich mikruskach brawura może doprowadzić do głupich i niepotrzebnych komplikacji. "Góry uczą pokory" - i jest to szczera prawda. Ale i wzmacniają - no, tylko, że najpierw trzeba wyjść z tej swojej strefy komfortu i zacząć działać. Bo żadna Góra sama się nie "wylezie" - jak nie działasz, to gówno osiągniesz. Analogicznie jest z trzeźwieniem.
Żyjcie sobie jak tam chcecie - nie będę nikomu prawił kazań ani nikogo uczył, bo nie mam ku temu żadnych kompetencji. Mogę tylko dać trochę wiary w to, że nie trzeba się załamywać, i choć czasami to wszystko bywa na chuj i sytuacje zdają się być beznadziejne, to prawie zawsze jest jakieś wyjście! Wyrzucić wybujałe ego w śmietnik, iść po pomoc do Fachowców, wziąć na klatę niewygodne fakty i zacząć działać! I wtedy granice niemożliwości prawie przestają istnieć, a gówniana wegetacja może z powrotem być ŻYCIEM, i to na pełnych obrotach!
No, to jeszcze tylko obiecany przedruk o naszych ostatnich, Górskich zdarzeniach - bo to, że wszystko znalazło swój piękny finał - cieszy mnie niesamowicie! Bywajcie!
„Z rynsztoka na sam szczyt...”
Cześć!
Przedwczoraj (2.07.2022), wleźliśmy z Frau Matką na Rysy (SK-SK). Na wszystkie Góry wchodzę z Mamusią – jak każdy Nieudacznik...
Aha... Wczoraj, z Kumpelą, sprawdziłem też, jak wygląda wejście od polskiej strony... (tranzyt PL-SK) Codziennie na Rysach, nuda...
Górami zaraziłem się trochę przez przypadek, ze 2-3 lata temu. Wcześniej nie było czasu - były inne „hobby", dużo bardziej destrukcyjne. O KGP powiedział mi Kumpel, zorganizowałem więc sobie Książeczkę i zacząłem zbierać pierwsze pieczęcie. Frau Matka załapała wędrowniczego bakcyla, toteż na Jej 60-te urodziny sprezentowałem Jej jej własną, prywatną Książeczkę KGP.
Zaczęliśmy wędrówki od nowa; wspólne zbieractwo zaczęło się jakoś pod koniec lipca 2021, od bieszczadzkiej Tarnicy... Dwa konkretne, około 10-dniowe wyjazdy (strona „karpacka"; strona „sudecka"; plus ze 2-3 weekendy) dały dobry plon; książeczki wesoło zbierały tusz... Odskok na „boczną" Łysicę uskuteczniliśmy sobie kilka dni temu; aktualnie, już po wszystkim, machamy do Państwa - przeszczęśliwi i trochę jeszcze czujący w nóżkach ostatnie Rysy - spod podnóża Tatr...
Góry ciekawe albo te, co po blisku – np. taki Diablak, Skrzyczne, Tarnica czy inne Czuple - były odwiedzane dosyć często. Ogółem, tych podejść „rankingowych” było pewnie więcej jak 40 .
P.S.: Cztery lata temu osiągnąłem swoje, prywatne dno - wszystkie plany zalane były hektolitrami gorzały; przejście 900 metrów trasy do baru („z buta" i po prostym) powodowało palpitacje serca, a jedynym marzeniem było to, żeby w końcu męka się przerwała i żeby zdechnąć, najlepiej na spaniu. Dziś ŻYJĘ i nie żałuję żadnego momentu z przeszłości. Pomogła terapia i kurewsko wielka chęć przerwania starego koszmaru...
Bo jakieś nałogi to chyba wypadałoby mieć – warto tylko zamienić je na takie, które (być może) nie tak szybko Cię zabiją!
Wszystko się da!
Dziękuję za wszystko, udanego życia!!!
Marek, "niepraktykujący" Alkoholik .”
Rysy z Frau Matką, 02.07.2022:
Rysy z Iwoną, 03.07.2022:
Wszystkiego pomyślnego!
Siema!
Ostatnio, na Głównej, po czterech latach, powtórzyli takie moje pisanie o odwykaniu od chlania. Konkretnie, to to:
https://m.joemonster.org/art/43533/Tam_na_detoksie_nie_jest_tak_zle_moja_subiektywna_relacja_z_odwyku
...i się ktoś tam pytał, czy to ma jakąś kontynuację, czy jeszcze zipię, czy nie dałem ciała... Otóż, będę zmuszony znowu srogo rozczarować antyfanów (jeśli takowi tu są) - bo wszystko u mnie pod kontrolą. Mam się dobrze, idę sobie spokojnie tam, gdzie chcę i robię też to, co chcę. Tylko, że z głową. Wiem o swoich drobnych obostrzeniach, nie są mi one żadnym powodem do płakania. Nie piję i już, po prostu! I każdego dnia żyję sobie tak, żeby mieć z tego życia radochę... A odpisuję z chyba ponad tygodniowym poślizgiem, bo coś tak jakby zagonione mam - już od jakichś dwóch tygodni brykam se po kraju, w różnorakim składzie i łazimy sobie po Górach. Taki nowy nałóg, z którym bardzo mi po drodze . Przygoda ma się ku końcowi - był tydzień Bieszczadów, na chwilę góry Świętokrzyskie, jura krak-częstochowska... Był epizod Tatrzański; obecnie pozdrawiam Was spod pienińskich Trzech Koron, a jutro - po drodze do domu - wleziemy sobie pewnie jeszcze na gorczańskiego Turbacza - Dziołchy chciały nazbierać sobie jagód, a zdaje się, że tam było tego sporo... Wszystko jeżdżone i obozowane poczciwym Klamorkiem - jest cisza, spokój i bliskość natury. To sprzyja dobremu prowadzeniu się, więc bardzo jestem rad. Za kilka dni powrót na Niderlandy, gdzie - w pracy - w końcu sobie odpocznę...
Rzyć zmęczona, giry bolą, za to głowa naładowana tak mocną dawką dobrej energii, że wystarczy to znowu na dłuuuugi czas!
Kilka dni temu, wespół z włóczącą się też ze mną Frau Matką, sfinalizowaliśmy sobie też jedną, piękną i dość długo trwającą przygodę, o której dam tutaj bezczelne kopiuj/wklej z innego forumka... . Wędrówki i wycieczki często dzieją się w towarzystwie innych Trzeźwusków - bo górski szlak to idealne miejsce na oczyszczenie zbędności spod dekla i nabycie mocy na radzenie sobie z niby-problemami tu - na dolinach. Najbardziej rajcuje mnie, gdy na Górze jest trudno - wtedy satysfakcja z pokonania drogi jest jeszcze większa, a nagrody typu: ciepła micha w schronie, albo suche wyro i ciepły prysznic na fajrant - to są sprawy, które radują ryj najmocniej! Cieszmy się z drobnostek, nie?
Dużo by pisać, ale nie chcę zanudzać. Poszło to wszystko w stronę fajnych aktywności. Robią się jakieś coraz to dłuższe dystanse – po równym dziabnąłem ostatnio 72 kilometry spaceru, gdzieś tam, przy Rotterdamie; zeszłotygodniowa, górska pętelka na Tarnicę zamknęła się w maratońskich 42 i trochę. Ale wszystko bez napinki; bez biegania ani czasówek – za leniwy jestem na gonitwy. Tak, jak napisali w Desideratach: „Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu...” – i to jest dla mnie dobry plan
Choć niektórzy chcą mnie pożenić, to o zakładaniu jakichś stad raczej nie myślę, bo to już nie pora i - przede wszystkim - za mocno by mnie to ograniczyło - a jako niewąski egoista, po prostu nie mam na to ochoty. Praca jest, jest też dobry balans pomiędzy tym "być" a "mieć". Porządny, Górski etap zakończony; teraz mania pójdzie chyba w stronę wędrówek długodystansowych. Podniecają też ferraty.
Mam respekt do Gór, bo nawet na niskich mikruskach brawura może doprowadzić do głupich i niepotrzebnych komplikacji. "Góry uczą pokory" - i jest to szczera prawda. Ale i wzmacniają - no, tylko, że najpierw trzeba wyjść z tej swojej strefy komfortu i zacząć działać. Bo żadna Góra sama się nie "wylezie" - jak nie działasz, to gówno osiągniesz. Analogicznie jest z trzeźwieniem.
Żyjcie sobie jak tam chcecie - nie będę nikomu prawił kazań ani nikogo uczył, bo nie mam ku temu żadnych kompetencji. Mogę tylko dać trochę wiary w to, że nie trzeba się załamywać, i choć czasami to wszystko bywa na chuj i sytuacje zdają się być beznadziejne, to prawie zawsze jest jakieś wyjście! Wyrzucić wybujałe ego w śmietnik, iść po pomoc do Fachowców, wziąć na klatę niewygodne fakty i zacząć działać! I wtedy granice niemożliwości prawie przestają istnieć, a gówniana wegetacja może z powrotem być ŻYCIEM, i to na pełnych obrotach!
No, to jeszcze tylko obiecany przedruk o naszych ostatnich, Górskich zdarzeniach - bo to, że wszystko znalazło swój piękny finał - cieszy mnie niesamowicie! Bywajcie!
„Z rynsztoka na sam szczyt...”
Cześć!
Przedwczoraj (2.07.2022), wleźliśmy z Frau Matką na Rysy (SK-SK). Na wszystkie Góry wchodzę z Mamusią – jak każdy Nieudacznik...
Aha... Wczoraj, z Kumpelą, sprawdziłem też, jak wygląda wejście od polskiej strony... (tranzyt PL-SK) Codziennie na Rysach, nuda...
Górami zaraziłem się trochę przez przypadek, ze 2-3 lata temu. Wcześniej nie było czasu - były inne „hobby", dużo bardziej destrukcyjne. O KGP powiedział mi Kumpel, zorganizowałem więc sobie Książeczkę i zacząłem zbierać pierwsze pieczęcie. Frau Matka załapała wędrowniczego bakcyla, toteż na Jej 60-te urodziny sprezentowałem Jej jej własną, prywatną Książeczkę KGP.
Zaczęliśmy wędrówki od nowa; wspólne zbieractwo zaczęło się jakoś pod koniec lipca 2021, od bieszczadzkiej Tarnicy... Dwa konkretne, około 10-dniowe wyjazdy (strona „karpacka"; strona „sudecka"; plus ze 2-3 weekendy) dały dobry plon; książeczki wesoło zbierały tusz... Odskok na „boczną" Łysicę uskuteczniliśmy sobie kilka dni temu; aktualnie, już po wszystkim, machamy do Państwa - przeszczęśliwi i trochę jeszcze czujący w nóżkach ostatnie Rysy - spod podnóża Tatr...
Góry ciekawe albo te, co po blisku – np. taki Diablak, Skrzyczne, Tarnica czy inne Czuple - były odwiedzane dosyć często. Ogółem, tych podejść „rankingowych” było pewnie więcej jak 40 .
P.S.: Cztery lata temu osiągnąłem swoje, prywatne dno - wszystkie plany zalane były hektolitrami gorzały; przejście 900 metrów trasy do baru („z buta" i po prostym) powodowało palpitacje serca, a jedynym marzeniem było to, żeby w końcu męka się przerwała i żeby zdechnąć, najlepiej na spaniu. Dziś ŻYJĘ i nie żałuję żadnego momentu z przeszłości. Pomogła terapia i kurewsko wielka chęć przerwania starego koszmaru...
Bo jakieś nałogi to chyba wypadałoby mieć – warto tylko zamienić je na takie, które (być może) nie tak szybko Cię zabiją!
Wszystko się da!
Dziękuję za wszystko, udanego życia!!!
Marek, "niepraktykujący" Alkoholik .”
Rysy z Frau Matką, 02.07.2022:
Rysy z Iwoną, 03.07.2022:
Wszystkiego pomyślnego!
--
Z bycia osłem - już wyrosłem. :)