@mika_p Opowiedz mi o tym...
Miałem dwutygodniowy urlop. Luźne były pierwsze dwa dni, bo w środę zadzwonili ze żłobka, że córka ma gorączkę – okazało się, że to trzydniówka. W czwartek znów zadzwonili ze żłobka, bo mają trzecią falę rotawirusa, więc czym prędzej zabierałem stamtąd syna (mamy bliźnięta).
Większość czasu to był płacz - córka czuła się źle, więc beczała. Synowi wychodziły trójki (wszystkie cztery), więc ryczał... W niedzielę zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy do Nałęczowa, gdzie mieliśmy wykupione kilka noclegów. Większość drogi w aucie był płacz - jak nie jedno, to drugie (chwilami równocześnie). Córka aż zachrypła od tego ryku.
Na miejscu okazało się, że parking zastawiony (bo na miejscu jest również restauracja), więc musiałem dygać z walizkami ostro pod górę...
Synowi nie spodobało się miejsce, chyba czuł się zagubiony, a trójki znacznie pogarszały mu nastrój – przepłakał pół nocy (dzień przed wyjazdem przepłakał prawie całą). Stwierdziliśmy, że wyjeżdżamy, bo to horror, a nie wypoczynek, szczególnie że ściany były na tyle cienkie, że sąsiedzi też się nasłuchali. A że wyjechaliśmy nagle, bez zapowiedzi, o zwrocie nie było mowy.
W międzyczasie jeszcze była adaptacja w nowym żłobku, a przez cały czas musiałem nadganiać z robotą.
Także ten...