Moja ŚP babcia, Henia, była osobą, którą za małolata zapamiętałem jako oschłą, drętwą i niemiłą osobę. Nigdy się nie uśmiechała, na wszystko mówiła „nie” i ogólnie, była wielce niemiła. Nie lubiłem jej. I dobrze byłoby powiedzieć, że jej nie rozumiałem. Ale przyszedł czas, kiedy dane było mi przejrzeć na oczka.
W 1999 roku do babci przyjechał jej przyjaciel, Helmut. Gość nie hablo po polsku, ani po engliszu ale był Niemcem, i gadał płynnie po niemiecku. Moja babcia też. Zdziwiłem się wtedy, bo babcia pochodziła ze Lwowa (Lwów to moje korzenie – tak bywa). I spędzali dużo czasu. Helmut podarował Babci marki niemieckie, czekolady, kakao. Siedzieli ze sobą niemal cały tydzień i Helmut musiał wyjechać. Wrócił do Niemiec. Babcia – przez tydzień pogodna, radosna – znów była posępną babinką, którą lepiej omijać.
I wtedy, jako dorosły, zrobiłem historyczny „research”. Podpytałem kogo się da, aż odkryłem dość surową prawdę. I teraz zaczyna się jazda...
W 1939 roku moja babcia przyjechała na studia do Warszawy. Rozpoczęła się wojna, stolica dość szybko przeszła w ręce Rzeszy i babcia trafiła do niewoli. Jako 19to latka została przemieszczona do Rzeszy do przymusowych prac i tam – wraz z grupą innych dziewczyn w jej wieku – pracowały w gospodarstwie Helmuta. Gościa, który na siłę zbierał „niewolników”. Pracowały tym w pocie czoła, pod protekcją Helmuta i włos nikomu z głowy nie spadł. Do roku 1945, do marca, kiedy nadeszła odsiecz wojsk Armii Czerwonej. Wówczas Helmut, jego żona oraz dzieci uciekli do wyzwolonej Francji, pozostawiając kilkadziesiąt kobiet samopas. W tym moją babcię, Henię.
Helmut ucieczkę przeżył, ale osobnicy z francuskiego oporu (a może sami niemcy) ubili mu całą rodzinę. Mimo tego, uratował ponad 60 dziewcząt... prawie....
Gdy na farmę przyszli czerownoarmiści, było wiadome, że zerżną każdą dziewczynę. A jak nie zerżną, to zabiją. I zabili 30 dziewczyn, zanim jedna nogi rozłożyła. Potem zabrali kolejną, koleżankę mojej babci. I wtedy ona sama – a była sama – wyszła na chłopów, wyciągnęła Ppshę, i zastrzeliła kolesi.
Skąd miała PPSH? Ano stąd, że rankiem – tego dnia – inny koleś przypałętał się i chciał zgwałcić moją babcię. Zarąbała kolesia siekierą i zabrała mu broń. Potem wszystkie dziewczęta chowały się w oborze, aż przyszło kilkunastu chłopa (jakaś drużyna – tak wnioskuję). I babcia, z PPSh pod kiecą, wyszła do nich, i jak zaczęli mordować kobiety, to babcia zaczęła strzelać. Ubiła kilkunastu chłopa, potem dziewczyny dobiły kto żyw. I po czystce uciekła na szlak, który wędrował do Berlina. Tam ponownie spotkała Helmuta. I ten facet obiecał jej, że zawsze zajmie się dziewczynami z farmy. Słowa dotrzymał.
Gdy babcia zmarła, zrozumiałem wiele rzeczy. Z Helmutem widziałem się w 2001 roku. Podziękowałem mu – odpowiedział, że żałuje, że tylko tyle zrobił.
W 1999 roku do babci przyjechał jej przyjaciel, Helmut. Gość nie hablo po polsku, ani po engliszu ale był Niemcem, i gadał płynnie po niemiecku. Moja babcia też. Zdziwiłem się wtedy, bo babcia pochodziła ze Lwowa (Lwów to moje korzenie – tak bywa). I spędzali dużo czasu. Helmut podarował Babci marki niemieckie, czekolady, kakao. Siedzieli ze sobą niemal cały tydzień i Helmut musiał wyjechać. Wrócił do Niemiec. Babcia – przez tydzień pogodna, radosna – znów była posępną babinką, którą lepiej omijać.
I wtedy, jako dorosły, zrobiłem historyczny „research”. Podpytałem kogo się da, aż odkryłem dość surową prawdę. I teraz zaczyna się jazda...
W 1939 roku moja babcia przyjechała na studia do Warszawy. Rozpoczęła się wojna, stolica dość szybko przeszła w ręce Rzeszy i babcia trafiła do niewoli. Jako 19to latka została przemieszczona do Rzeszy do przymusowych prac i tam – wraz z grupą innych dziewczyn w jej wieku – pracowały w gospodarstwie Helmuta. Gościa, który na siłę zbierał „niewolników”. Pracowały tym w pocie czoła, pod protekcją Helmuta i włos nikomu z głowy nie spadł. Do roku 1945, do marca, kiedy nadeszła odsiecz wojsk Armii Czerwonej. Wówczas Helmut, jego żona oraz dzieci uciekli do wyzwolonej Francji, pozostawiając kilkadziesiąt kobiet samopas. W tym moją babcię, Henię.
Helmut ucieczkę przeżył, ale osobnicy z francuskiego oporu (a może sami niemcy) ubili mu całą rodzinę. Mimo tego, uratował ponad 60 dziewcząt... prawie....
Gdy na farmę przyszli czerownoarmiści, było wiadome, że zerżną każdą dziewczynę. A jak nie zerżną, to zabiją. I zabili 30 dziewczyn, zanim jedna nogi rozłożyła. Potem zabrali kolejną, koleżankę mojej babci. I wtedy ona sama – a była sama – wyszła na chłopów, wyciągnęła Ppshę, i zastrzeliła kolesi.
Skąd miała PPSH? Ano stąd, że rankiem – tego dnia – inny koleś przypałętał się i chciał zgwałcić moją babcię. Zarąbała kolesia siekierą i zabrała mu broń. Potem wszystkie dziewczęta chowały się w oborze, aż przyszło kilkunastu chłopa (jakaś drużyna – tak wnioskuję). I babcia, z PPSh pod kiecą, wyszła do nich, i jak zaczęli mordować kobiety, to babcia zaczęła strzelać. Ubiła kilkunastu chłopa, potem dziewczyny dobiły kto żyw. I po czystce uciekła na szlak, który wędrował do Berlina. Tam ponownie spotkała Helmuta. I ten facet obiecał jej, że zawsze zajmie się dziewczynami z farmy. Słowa dotrzymał.
Gdy babcia zmarła, zrozumiałem wiele rzeczy. Z Helmutem widziałem się w 2001 roku. Podziękowałem mu – odpowiedział, że żałuje, że tylko tyle zrobił.
--
I am the law!