:kocurbury
"Poza tym otrzymamy jeszcze uzupełnienie. Prawdopodobnie także ze dwustu „kesselringów”. Są to przeważnie młodzi chłopcy, głównie ze Śląska i z Poznańskiego. Dobrze wyszkoleni przez Niemców. Dostali się do niewoli na tym i na innych frontach. Anglicy ich przewieźli do Afryki i tam i byli szczegółowo weryfikowani. Obecnie przychodzą jako uzupełnienie. Podobno dobrzy żołnierze, ale z drugiej strony niektórzy ostrzegają, że mają kompleksy wobec Niemców. Może zresztą nieodpowiednio to określam. Po prostu boją się dostać do niewoli niemieckiej. Większość z nich w czasie walk w Afryce przeszła przy pierwszej okazji na stronę aliantów. Niemcy mają ich na listach dezerterów, dlatego do nas będą przychodzić pod przybranymi nazwiskami. Nie należy ich wypytywać ani o ich właściwe nazwiska, ani o miejsce zamieszkania rodziny.
Obawiam się, że upłynie dobrych parę miesięcy, zanim zżyją się z brygadą i przestaną się bać Niemców. Będziemy się starali jak najbardziej rozproszyć ich między naszymi. Dopiero wtedy staną się dla nas pełnowartościowi, gdy nasi starzy chłopcy z brygady uzyskają na nich zupełny wpływ.
(...)
Wróciłem do siebie. Następnego dnia, jak zwykle o tej porze roku we Włoszech, była piękna pogoda. Znajdowałem się w swej obórce i z Pytlem porządkowałem wykazy. Siedzieliśmy nachyleni nad stołem oświetlonym przez szeroko otwarte drzwi obórki.
Nagle coś nam przesłoniło światło i usłyszałem trzask. Obydwaj z Pytlem odruchowo nachyliliśmy się. Jednak na szczęście nie zrobiliśmy „padnij”. W drzwiach stało trzech strzelców ubranych w nowiutkie mundury. Wyglądali na tak przepisowo umundurowanych, byli tak wyprężeni i salutowali tak sprężyście, że otworzyłem usta ze zdziwienia. Szybko przeleciało mi przez głowę: Co za cholera, niby nasi, a nie nasi. I ten hałas?
To było trzaśnięcie kopytami jak w wojsku za świętej sanacji. Najstarszy strzelec z prawego skrzydła jeszcze raz trzasnął kopytami, podszedł, jak na paradzie, dwa kroki w moim kierunku i zameldował się z przydziałem do BPO.
Aha - odetchnąłem z ulgą - nowe uzupełnienie - „kesselringi”. Ależ Niemcy w nich wpoili dryl.
Zadałem kilka pytań i przyglądałem się im jednocześnie. Chociaż różnego wzrostu, stanowili trzy jednakowe egzemplarze idealnie, regulaminowo umundurowanych i zachowujących się żołnierzy. Przyzwyczajony do naszych raczej swobodnych zwyczajów wewnątrz batalionu, byłem z jednej strony zachwycony ich żołnierską postawą, ale z drugiej jakoś przykro uderzał mnie ten automatyzm w zachowaniu. Szef wyszedł z nimi, aby im przydzielić miejsca w namiotach. Za chwilę wrócił i powiedział:
- Ależ cudaki! Nie mogłem z nimi rozmawiać. Choć jestem tylko kapralem, na każde moje odezwanie się podskakiwali, jakby ich kto dźgał bagnetem w tyłek, i wołali: „Tak jest, panie szefie” albo: „Rozkaz, panie szefie”. Dobre to jest na musztrze czy na służbie, ale tak dwadzieścia cztery godziny na dobę to można by chyba zdurnieć. Mam nadzieję, że ich nasi ludzie szybko odzwyczają od tych szwabskich manier.
- Czy tak szybko, to wątpię, przecież już od paru miesięcy nie są w niemieckim wojsku. Przeszli przez angielskie obozy, a potem przez nasze i nie odzwyczaili się.
- Tak, to racja, byłem trzy dni temu w brygadzie i załatwiałem jedną sprawę w kancelarii, a tu wchodzi taki „kesselringowiec” z tupotem, wyciąga rękę do góry i krzyczy: „heil”! Nie zdążył dodać „Hitler”, bo wszystka wiara w kancelarii jak nie ryknie śmiechem. Biedaczek zaczerwienił się jak panna. Stanął wyprężony jak struna i nie wiedział, co ma mówić, łzy miał w oczach. Nie miał więcej jak dziewiętnaście lat. W końcu żal nam się go zrobiło. Kapitan do niego podszedł, poklepał go po plecach i powiedział:
- - Nie martw się, chłopie, to zejdzie z ciebie jak zła skóra z węża.
Po chwili Pytel dodał:
- Ależ też w nich te zwyczaje wbili. Szkopy specjalnie twardo ich szkolili, jako Polaków. Tresowali ich jak psy do polowania. Chodziło o to, żeby nic nie myśleli, a tylko odruchowo i bezwiednie wykonywali wszystkie rozkazy. Sam nie wiem, czy taki żołnierz jest rzeczywiście dobry. U nas przecież jest także dryl, a tam, gdzie trzeba, i dyscyplina także niezła, ale nie można z żołnierza robić nieświadomego automatu. Żyjemy w dwudziestym wieku."
A. Majewski "Wojna, ludzie i medycyna"