Jakoś w szpitalu zakaźnym żaden pacjent nie drze ryja, że covid nie istnieje. Za to proszą o "lek", niektórzy próbują dopłacić za "lepsze leczenie", jakby medycy nie robili co mogą. Nikt nie lubi, jak mu 10 pacjentów na dyżurze umiera, to koszmar.
Obecna fala (druga jeśli liczyć zapełnienie szpitali) jest gorsza od listopadowej. tam też umierali masowo ludzie, ale głównie osoby starsze, schorowane - tylko nie myślcie o 85 latku, który leży i czeka na śmierć. Starsze i schorowane, to wujek, który ma 70 (dopiero co przeszedł na emeryturę), na weselu u kuzyna wywijał do 3 i wlał w siebie tyle, ze być umarł. Owszem miał nadciśnienie, nie podniósł (chyba że wypił) 50 kg worka z węglem ,bo coś go strzyka, a kac morderca po owym weselu trzymał go dwa dni, bo już tak szybko się nie regenerował. Owszem miał choroby przewlekłe nadciśnienie, może lekka cukrzycę, brał wieczorem garść tabletek ,ale był zacny i sprawny herbatnik.
Teraz umierają ludzie od 35 lat, często z jakimiś problemami jak nadwaga (kto kurka nie ma brzuszka po 40?) i cukrzyca. Jak słyszycie choroby towarzyszące to często u młodszych jest to nadwaga. Co więcej umieralność jest paskudna, b oz reguły trafiają ludzie w ciężkim stanie, ale kiedyś 3-4 na 10 wychodziło, teraz 1-2.
Wiecie jak to ryje psychikę jak lekarz czy pielęgniarka wraca do pacjentów na kolejny dyżur po 2 dniach i połowa już nie żyje? Jak trzeba na dyżurze wypisać 10 czy 20 kart zgonu i poinformować Rodziny? Rodziny nie mogą odwiedzać chorych, więc wydaje im się, że przecież szedł "zdrowy tylko kaszlał" a tutaj dzwonią, że nie żyje. Nie widzieli pogorszenia stanu, nie oswoili się, nie pożegnali się - w swoim bólu często atakują lekarzy, robią awantury.
--
Ludzi nie należy dzielić, ze względu na narodowość, przynależność partyjną, czy też wyznawaną religię. Ludzi należy dzielić na mądrych i debili.
A debile dzielą się według narodowości, przynależności partyjnej i wyznawanej religii.