Pewnie jak każdy, myślę o lokowaniu kapitału, oszczędzaniu, bezpieczeństwie finansów itp.
Metod jest sporo, i naprawdę są niezłe. Różne kombinacje z IKE, IKZE, PPK, obligacje - są niezłe, bo i bez belkowego, i powyżej inflacji, tylko brać. Człowiek zawczasu czyta, analizuje, kalkuluje - i jakby nie było wychodzi na plus. I jest tylko jeden, jedyny, malutki minus.
Wśród tych oaz bezpiecznego oszczędzania jest tylko jedna kwestia: na ile w takich sprawach ufa się rządowi. I - niestety - za każdym razem odpowiedź jest negatywna.
Sorki, ale wolę włożyć w skarpetę albo wręcz władować w bitcoiny. Rząd nas zapewnia że pieniądze zainwestowane w rządowe pomysły są bezpieczne, nietykalne, gwarantowane i praw tych przestrzega Konstytucja. A historia jednak pokazuje, że jak rządowi robi się niebezpiecznie gorąco, to lekką ręką sięga po takie wirtualne portfele i nie stanowi problemy wydanie ustawy/decyzji/zarządzenia że pieniążki były ale już nie ma, z powodu że nie ma. I mało kto da głowę, że za rok-dwa-trzy ktoś nie połakomi się na kasę i IKE zostaną zlikwidowane, wypłaty z IKZE obarczone prowizją 80% a PPK zamrożone i przeliczone na ruble po średnim kursie Banku w Kambodży. Mati dziwi się ze ludzie z PPK się wypisują - skoro pomysły rządu codziennie zaskakują swoim oderwaniem od rzeczywistości, to jaką mam gwarancję że przez najbliższe 20 lat rząd nie zmieni reguł gry i nie wprowadzi dodatkowych opłat/prowizji/podatków/haraczy czy jakichś kosztów zarządzania?
Żeby na obligacje się rzucać? Przecież wystarczy że ktoś dopisze do ustawy "... oraz obligacji prywatnych", przegłosują to o godzinie 23.50 i ludzie znów się obudzą z ręką w nocniku.