Tak prawdę mówiąc - nie ma czym się przejmować, wbrew pozorom.
Nie znam się, ale podejrzewam że każde państwo można najechać i zdobyć szybko. Nie wyobrażam sobie, aby był jakiś opór skoro agresor gromadzi siły i środki a potem naciera impulsem, mając zaskoczonego przeciwnika i plany pochowane w sejfach. Minimum po dwóch dniach wojsko by się ogarnęło, ale też nie wiadomo w jakim stanie. Jako agresor zaatakowałbym drogi, elektrownie, lotnisko - i dla hecy fabrykę fortepianów - i dosyć ciężko byłoby zorganizować zorganizowaną obronę. Do tego jeszcze odłączyć od internetu, no i 5 dni to nie sztuka.
Ale nie jest poruszana inna kwestia - co dalej? Tak jak z jutuberem czy gwiazdą na lodzie: dosyć łatwo się wspiąć na szczyt popularności, ale sztuką jest tam się utrzymać. Więc taki agresor podejdzie pod Warszawę, a tu już zrobi się cieplutko. Bo raz że walczy na obcym terenie, logistykę musi ciągnąć za sobą a dwa - przeciwnik już się zmobilizował, ma świeże zapasy i co najważniejsze: jak się powie "biją naszych!" to szybko się zmobilizujemy. I choćby miała to być partyzantka, to przeciwnikowi nie zazdroszczę