Tatry jak miałem obie nogi to schodzone wszerz i wzdłuż. Najtrudniejsze szlaki również. Górale po górach nie chodzą. Tylko w większości cepry, takie jak ja. Byłem wtedy z pewną kobiałką, która w życiu po górach nie chodziła. Spodobało jej się. Zabierałem ją na coraz trudniejsze trasy. Tego dnia była ładna pogoda. Lato. Zabrałem ją ze Stawu Gąsienicowego i finalnie mieliśmy wejść na Świnicę. Jak byliśmy na Świnickiej przełęczy pogoda nagle się popsuła. Razem z nami szło jakieś małżeństwo. Powiedziałem, że nie idziemy dalej, bo robi się nieciekawie, a na Świnicy łańcuchy, a tu zbiera się na burzę. Kobiałka moja komentowała, że jak to. Ci państwo idą dalej. A my nie? Prawie, że za kark ją trzymając sprowadziłem ją na dół. Dwa dni się do mnie nie odzywała. Trzeciego dnia przyszła do mnie... spotkała to małżeństwo... mówili jej, że cudem przeżyli nawałnice piorunów na szczycie...
--