Dwa tygodnie temu żona kolegi - pielęgniarka - przyniosła do domu pozytywny wynik testu na zarazę. Wszyscy u niego w domu na testy - pozytywni.
Jako że u nas zaczęły się lekkie objawy (albo autosugestia - tak się myslało) to też na testy.
Po kilku dniach nawet bez wyników było by wiadomo co to jest - objawy spadły jak młot, nagle :
- gorączka
- ból mięśni
- suchy kaszel
- saturacja chwilami na poziomie 92 %
- po następnych kilku dnia kompletny brak węchu, ale taki kompletny.
Normalnie nie do uwierzenia: człowiek wkładał nos do puszki z kawą i tej kawy nie czuł. Najgorsze jest to, że to całkowicie odbiera przyjemność jedzenia. Wszystko smakuje jak styropian. Robi się np. kanapki z pomidorem i cebulką, oczy czują cebulę, łzawią, a nos nic. Jakby styropian wąchać.
Właśnie jest przełom - po tygodniu jęczenia i wagonie tabletek. Nic nie boli, temperatura w normie, kaszel sporadycznie, saturacja 97%, węch wraca.
Chyba można odtrąbić zwycięstwo
herbatką z cytrynką - ależ ona pachnie
--
Booo :)