Jeden z członków najszlachetniejszej z możliwych organizacji zrzeszających śmietankę intelektualistów polskich, znaczy się Rady Rodziców, wystosował był pismo. W piśmie tym wyraził swój kategoryczny sprzeciw wobec uruchomienia masztu telefonii komórkowej. Stwierdził, iż maszt znajduje się zdecydowanie za blisko szkoły. Mało tego, jest tak blisko, że szkoła znajduje się w "strefie śmierci".
Długo guglałem, długo szukałem i nie znalazłem pojęcia "strefa śmierci" w kontekście masztu telefonii komórkowej / stacji bazowej / stacji przekaźnikowej, czy po prostu kuźwa jakiejkolwiek anteny.
Namawiałem żonę (również członkinię tej szlachetnej organizacji), aby wysłała e-mail z propozycją sfinansowania przez radę rodziców zapasów foli aluminiowej na czapeczki, ale wykazała absolutny brak poczcia humoru. Twierdzi, że gdybym tylko poczytał całą korespondencję rady rodziców, to dostałbym tzw. "pierdolca" i zacząłbym całkiem poważnie rozpatrywać pomysł zakupu broni czarnoprochowej. Podkreśliła również, że ona już tego doświadczyła, lecz przez nazbyt długą ekspozycję na radę rodziców, przerzuciła się na coś cięższego i przegląda ostatnio ogłoszenia z wojskowego demobilu.
Czy ktoś, cholera jasna, wie co to jest ta "strefa śmierci"?
--
Darmowe cycuszki!!! NOM NOM NOM!!!