Niezawodny JERZY PILCH*: Jan Paweł II - jak powszechnie wiadomo - pierwszą zagraniczną podróż, na początku roku 1979, odbył do Meksyku. Pytany tam przez dziennikarzy, czy pojedzie do Polski - miał podobno powiedzieć: Ja do Polski nie pojadę - ja do Polski będę jeździł. (...) Bez względu na predyspozycje, talenty, awanse oraz wolę Pana Boga zostać papieżem to jest tragedia. Zostać papieżem po Wojtyle i wybrać się z pielgrzymką do Polski - to jest tragedia wielokrotna, paradoksalna i nieskończenie lustrzanie teatralna: główny aktor jest nieustannie i wyłącznie sprawdzany w roli dublera.
Sprostać jakiejkolwiek dublurze to jest, jak powszechnie wiadomo, trudność w zaraniu podwójna. A tu człowiek zostaje Papieżem Kościoła, Głową Państwa, Przywódcą Religijnym, rolę do zagrania ma główną i posłannictwo do spełnienia pierwsze, ale w polskim wymiarze ma tylko zastępstwo.
Nie: następstwo po naszym, ale właśnie zastępstwo, i to zastępstwo chwilowe, a nawet chwilami mniej niż zastępstwo, bo przecież nie jest tak, że nasz papież umarł, i nowy papież jest jego następcą ; nasz nie całkiem, a może w ogóle nie umarł, cały czas jest przy nas i przy nowym papieżu był bez przerwy, jak Duch Święty latał mu nad głową, był w Warszawie, był w Częstochowie, unosił się nad krakowskimi Błoniami; nie było pątnika, który by nie czuł jego obecności. (...) Czy będzie taki jak nasz? Żeby choć w połowie naszemu dorównał! Czy stanie w tych samych co nasz miejscach? Czy mówił będzie jak nasz? Czy jak nasz nawiąże z nami kontakt? Czy jak nasz będzie z nami śpiewał góralskie piosenki? Czy jak nasz będzie dowcipami sypał? Czy pokaże się w oknie? Niby jak nasz, ale trochę nie nasz. Stara się, bardzo się stara. Nie tak jak nasz, ale dobre chęci się liczą. Jak nasz? Skąd! Naszemu nikt nie dorówna, nie ma co próbować. On dobrze wie, że naszemu nie dorówna, i specjalnie skromnie próbuje. Skromny uśmiech, skromny chód, skromnie po polsku mówi. Jeszcze by tego brakowało, żeby nieskromny był! W Polsce jest! Tak czy nie! Skromny ma być! Pomodlić się i uszy po sobie! Kiedy to dobry Niemiec jest! Pierwszy raz w życiu dobrego Niemca widzę, ale widzę! Niemiec, ale nasz! Jak najbardziej nasz! Zostań z nami! Zostań z nami! Niech on nie zostaje, a jedzie, bo jeszcze na wieki zostanie! Ledwo zipie przecież, oczy podkrążone, głos słabnie. Nie to co nasz. Gdzie nasz! Nasz, póki zdrowie dopisywało, to ho ho ho! Pielgrzymka za pielgrzymką! Msza za mszą! Homilia za homilią! Kraj za krajem! Lotnisko za lotniskiem! Dziennikarze - chłopy nieraz jak dęby - przy naszym padali jak muchy! Nasz atleta, ten biała rączka. Nasz w Watykanie basen kazał postawić, ten fortepian sprowadził. Ale się stara. Choć nie nasz. Nie nasz, ale dobrze mu u nas. Młodnieje. W tłum całkiem jak nasz ruszył. Całkiem jak nasz to nie - prawie jak nasz. Prawie jak nasz. Prawie jak papież.
2006 rok.
* Jerzy Pilch, "Widok z mojego boksu", wydawnictwo Znak, Kraków 2019, s. 174-7.
Anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)