Ja miałam przyjemność na początku kwietnia złapać coś, co mnie stawiało w pierwszym rzędzie podejrzanych o koronę. Najpierw ból pleców w okolicy nerki, przeszedł po 6 godzinach i środkach przeciwbólowych. Ale pojawiła się gorączka. Przez 3 dni temp sinusoidą tańczyła kilka razy w ciągu doby 37,5 - 39,5. Przy wartościach niższych dreszcze ponad godzinę, brak możliwości ogrzania się pomimo 3 warstw ubrań, koca, kołdry, termofora i kotów. Przy wyższej uczucie że płonę i lód na czoło. Jadłowstręt, za to ciągle pić mi się chciało. Drugiego dnia takiego cyrku kontakt z przychodnią (Luxmed), oczywiście teleporada. Opisałam objawy i uprzedziłam, że w domu nikt oprócz mnie nie ma takich objawów, a ponadto w ostatnim czasie miałam sporo stresu. Lekarka zawyrokowała- paracetamol, WALERIANA i optymistycznie patrzeć w przyszłość...
Nie polepszyło się od takich zaleceń, a intuicja podpowiadała, że to coś poważnego. Następnego dnia udało mi się załatwić wizytę osobistą. Oczywiście z uwagi na gorączkę przyjęcie w izolatce, skafandry itp. Lekarka się wczuła, zmacała, opukała, badanie krwi zleciła i dała antybiotyk, który miał działać wszechstronnie. Podejrzenie - zapalenie nerki lub nieokreślony stan zapalny w jamie brzusznej. Następnego dnia telefon z przychodni, że CRP ponad 250 i mam natychmiast jechać na SOR. Tam mnie prześwietlili w różnych miejscach, potwierdzili że to odmiedniczkowe zapalenie nerki, ale mogę kontynuować leczenie w domu, nie muszę zostawać w szpitalu, zwłaszcza że w domu bezpieczniej z uwagi na koronę. Przy okazji dowiedziałam się, że CRP ponad 250 dla lekarza pierwszego kontaktu to prawie że zagrożenie życia. A na SORze to jakaś 5 kolejność odśnieżania. I się im nie dziwię
żeby nie było- lekarze w szpitalu byli super. Na poziomie, empatyczni, kulturalni, kontaktowi. Prawie jak z Leśnej Góry
Także teleporada o walerianie była genialna, na szczęście jej nie posłuchałam