Wracamy do dyskusji która wynikła pomiędzy Peppone, wish-nu i mną pod artykułem o debacie i wypowiedzi kandydata Żółtko o małżeństwach, przywilejach i motywacjach różnych grup społecznych.
Generalnie nie ma i nie będzie jednego słusznego i sprawiedliwego systemu polityczno-społecznego. Bo nie ma też jednego słusznego i sprawiedliwego ekosystemu i jednej słusznej strategii ewolucyjnej. Zawsze znajdą się pasożyty, zawsze jakaś grupa będzie mocniejsza i będzie korzystała z zasobów bardziej, będą też (najliczniejsi) przeciętniacy, jak również Ci, którzy ledwie wegetują (albo i nie). Problem polega na tym że powoli zbliżamy się (populacyjnie) do granic wydolności zarówno planety/środowiska/habitatu jak również systemów społeczno-ekonomiczno-politycznych. Postęp technologiczny dramatycznie wyprzedził postęp społeczny. A ciśnienie społeczne wynikające z kurczenia się oraz dysproporcji w dostępności zasobów w połączeniu z dostępną technologią może doprowadzić do dramatycznego załamania globalnej cywilizacji.
Skrajnościami, szczególnie wyjętymi z kontekstu łatwo się obrazuje i manipuluje. Swoje racje ma zarówno pracownik, pracodawca jak i państwo. Łatwo się marginalizuje tych o mniejszym sukcesie (także ewolucyjnym), ale zapomina się że ich mniejszy sukces to też wynik umowy społecznej, tego że niektórzy z wyboru, a inni zmuszeni przez wspomnianą umowę ograniczają swoje "apetyty" dając miejsce tym o nienasyconych "apetytach", którzy często niesłusznie wychwalani są za inteligencję, pracowitość i przedsiębiorczość, kiedy całe ich zasługi polegają na tym że mieli takich rodziców, dziadków albo politycznych sprzymierzeńców. Kapitał zachowuje się trochę jak masa i też ma swoją grawitację. I tak jak masa może się finalnie zapaść pod własnym ciężarem.
Jeśli chcemy przetrwać najbliższe 200 lat jako spójna, globalna cywilizacja, uważam że niezbędne będzie doprowadzenie do jakiejś formy z jednej strony globalnej unifikacji, a z drugiej strony odpornej na korupcję i manipulację demokracji bezpośredniej. Drogi pośredniej pomiędzy indywidualizmem a kolektywizmem. Stanu trwałej i samopodtrzymywalnej homeostazy pomiędzy państwem, biznesem i jednostką/mikrowspólnotą. Inaczej wojna, którą pewnie możni i potężni wygrają, ale nie sposób przewidzieć jakim kosztem i czy zwycięstwo nie będzie pyrrusowe.
Ostatnio edytowany:
2020-05-24 09:28:28
--
Kłamstwo obiegnie cały świat, zanim prawda zdąży włożyć buty.
Terry Pratchett - Prawda