Wpadłem na pomysł, by na kartach do głosowania, oprócz opcji "za" była też opcja "przeciw". Wyniki by się sumowało i kandydat z największą ilością "za" by wygrał. Dwie największe partie próbowałyby się wyzerować, a tu nagle prezydentem zostaje nie brany pod uwagę 3 kandydat. Może nie byłoby uczciwie, demokratycznie, ale przestałbym słyszeć pedolenia, że prezydenta wybrała większość
--
Chciałby nad poziomy człek, a tu ciągle niż. Nie uciągnie pusty łeb, ciężkiej dupy wzwyż