Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Forum > Hyde Park V > Morskie ciekawostki: Pancerniki – Część II
Shameus
Shameus - Superbojownik · 4 lat temu
Część I: Link -> https://joemonster.org/phorum/read.php?f=15&t=2684538#2684693

Prapancerniki

W żargonie i literaturze naukowej nie znajdziecie takiego słowa. Nie szukajcie. Ale w historii pojawiły się jednostki, które bez obaw można by tak nazwać. Jednak, zanim, poznamy te prepancerniki, opowiem, skąd one się wzięły.

Przez stulecia główną bronią były armaty (w różnej wersji, pod różnymi nazwami – ale upraszczam), czyli działa miotające ładunek na określoną odległość. Ładunkiem mogła być kula, kartacz (takie kule lub inne ustrojstwa połączone łańcuchem – służyły do koszenia żagli oraz masztów lub uszczuplania stanu załóg), albo śrut (do dla tych, co nie lubili załogi – tylko bliski dystans). I generalnie chodziło o to, że trzeba było taki ładunek dostarczyć na jednostkę przeciwnika. Ot, niespodzianka – ale jaka wystrzałowa! I tu się problemy zaczynały – jak już pisałem, akcja – reakcja – aby dostarczyć ten ładunek, trzeba było być szybszym niż przeciwnik, inaczej plan poszedł w rozsypkę. W tej materii istotny był zasięg miotania ładunku. Im większy, tym lepiej – wystrzał salwy przed przeciwnikiem mógł ustawić pojedynek. I, ponownie, akcja-reakcja – ty zwiększasz zasięg dział, przeciwnik przyjdzie z lepszymi działami... i tak do usranej..., no, wiadomo, o co chodzi. Działa tego typu w pewnym momencie osiągnęły swoje maksimum efektywności. Ciężkie ładunki, określane wagowo w funtach, stawały się coraz częściej używane, bo grubość burt puchła. Te mniejsze armaty straciły swoją skuteczność, bo działały w taki sposób, jakby rzucić ping-pongiem w drzwi, w nadziei że je przebijemy. Więc cokolwiek wojacy-marynarze by nie wymyślili, zawsze pojawił się ktoś po drugiej stronie z pomysłem, jak sobie poradzić. W pewnym momencie bitwy morskie zaczynały wyglądać tak, że okręty waliły do siebie z dział, aż zabrakło amunicji. Normalnie impas, że weź.
Aż przyszedł czas, że kule armatnie zamieniono w granaty – małego kalibru (coś jak duży melon) i wybuchały w trakcie zderzenia z obiektem. Przed taką bronią nie było „zmiłuj” ponieważ wybuch ładunku, ba!, nawet iskra, była niepożądana na okręcie, i stało się to zagrożeniem. Co więcej, projektanci wydłużali lufy armat i zmniejszali średnice luf (tym samym wagę ładunku), co sprawiało, że taki granat był w stanie wybuchnąć „wewnątrz” pancerza. A to było groźne. Oczywiście, granaty same w sobie były okrutnie zawodne, nie mniej w połowie XIX wieku zaczęto je stosować na szeroką skalę.
W tamtym czasie francuskie okręty były naj, naj, najlepsze (w przeciwieństwie do ich załóg) i francuscy konstruktorzy pozwalali sobie na pewną awangardę (to nawet ich słowo!) – zbudowali fregatę „Glorie”, którą obłożyli żelaznymi płytami. Był to pierwszy okręt pancerny w pełni tego słowa znaczeniu. Jak już się domyślacie – wszelkie ładunki miotane były niczym, wobec nowej formy obrony. Trzeba było coś wydumać...

Akurat w tamtym czasie nie wiele się działo na akwenach – Francuzi i Brytyjczycy skończyli jatkę o Amerykę Północną, a na dalekim Wschodzie też nie specjalnie się lali gdziekolwiek, więc nowy wynalazek w postaci okrętu pancernego nie miał zbyt dużej szansy wykazać się w boju. Prawdziwe testy nadeszły w trakcie wojny, w której były najmniej spodziewane. We wspomnianej Ameryce, a dokładnie w Stanach Zjednoczonych. W 1861 roku komuś tam w Bostonie nie pasował transport herbaty i zaczął się dym. Wyszło tak, że swoi swoich lali i mniejsza o poglądy, ale znalazł się tam moment, że marynarka wojenna obu stron odegrała kluczową rolę – i, wbrew wszelkim prawom logiki - zdefiniowała kierunek rozwoju oręża morskiego. Ale od początku. Rozpoczęcie Wojny Secesyjnej, czyli Secesji Stanów Południowych głównie polegało na potyczkach lądowych – jednakże Południe jak i Północ posiadały ogromne floty rzeczne, przybrzeżne i morskie. Sprawa polegała na tym, że flota Południa była dość „nie w formie” w stosunku do floty Północy i „niebiescy” bardzo szybko zablokowali szlaki handlowe Południa. Impas trwał niemal przez całą wojnę, ale w pewnym momencie, w 1862 roku, pojawiło się światełko nadziei. Oczywiście, znów z genialnym pomysłem przyszli ludzie z morza. Wydumali oni, całkiem słusznie, że aby przełamać blokady, należy wystawić okręt o niespotykanej odporności. Stworzyli więc projekt CSS Virginia, bazujący na spalonej fregacie parowej – w sumie był to wrak z działającym kotłem i silnikiem przebudowali tak, że był pływającą fortecą o skośnych burtach. Projekt zawierał wszystko, co najnowsze – silnik parowy, zamykane i pancerne kazamaty oraz dalmierz (!). Dalmierz sam w sobie nie był potrzebny, ponieważ zasięg dział w ów czasie wynosił w porywach 800 metrów, ale był to wynalazek ponadczasowy. Jednostka ta była groźna na papierze i zabójcza w walce, o czym dowiedzieli się szpiedzy i przekazali na w czas informację do Północy. Ci natomiast, wiedząc co się kroi, słusznie zresztą, przekazali informacje dalej i Północ zaczęła przygotowywać kontruderzenie. Plany Południa znali doskonale – i mieli na ten temat swój pogląd. Ponownie zadziałała akcja-reakcja. Wiem, że powtarzam ten zwrot bardzo często, ale całkiem poważnie, w orężu morskim było to piekielnie ważne (później uzasadnię, dlaczego kapitanowie to byli całkiem mądrzy goście...). Znając plany Południowców, wiedzieli że nie wystawią lepszych dział, bo ich nie mieli, i że nie zrobią nic coby wymanewrowało Virginię. Zbudowali okręt niemal w pełni zanurzony, aby zminimalizować siłę uderzenia dział przeciwnika – nie wiedzieli bowiem, czym Virginia będzie w nich naparzać. I tak powstał „Monitor”, okręt który dał nazwę w późniejszym okresie klasie jednostek. Czym chcieli zaskoczyć jego konstruktorzy? Tym, że niemal cały kadłub jednostki znajdował się w wodzie, a linia nawodna znajdowała się tuż nad lustrem wody, zaś całym, wystającym elementem, była obrotowa wieżyczka mieszcząca armaty. Okręty te, bez zaskoczenia, spotkały się w walce w bitwie w zatocie Hampton Roads i po bardzo długiej, wyczerpującej walce, odniosły remis nie osiągając rezultatu. Czyli żaden nie posłał żadnego na dno. Zaskoczenie? Nie – obie jednostki pancerne spełniły swoją rolę i nie były w stanie pokonać przeciwnika przy użyciu ówczesnych dział. Projekt Monitor odniósł większy sukces, ale komercyjny – ponieważ jednostka posiadała niskie zanurzenie, szeroki kadłub oraz niską linię nawodną, stała się protoplastą jednostek rzecznych używanych we flotach śródlądowych. Nawet Polska Marynarka Wojenna posiadała jednostki typu „Monitor Rzeczny”, potocznie zwanymi Monitorami.

Nowa broń – działo!

W sytuacji, kiedy okręt wypluwa kule we wrogą jednostkę i nic się jej nie dzieje, można załamać ręce. Ale nie zrobili tego ludzie z morza. Zabrali się za rzecz wprost z lądu – gdy Colt stworzył pocisk scalony, przenieśli ten pomysł do dział na okrętach. I tu pojawił się szereg problemów..., bo NIC to nie dało! Otóż, pierwsze prototypy dział z pociskami scalonymi, które pojawiły się do testów zapewniały nieziemskie fajerwerki – wybuchały w trakcie odpalenia. Nie pomogło zmniejszenie masy ładunku miotającego ani pocisku (który nie był już kulą, lecz miał zaokrągloną końcówkę i płaską podstawę). Zastosowanie większego kalibru, czyli zwiększenie średnicy pocisku też przysparzało kłopotów, ponieważ pocisk z rzadka opuszczał lufę. No, nie dało się i już. Wymyślono inną rzecz – stworzenie trzystopniowego ładunku, który składał się z pocisku (granatu ze spłonką kontaktową), wytłumienia (chroniącego pocisk) i ładunku miotającego. Taki zestaw miał same zalety – mimo średnicy, był łatwy do załadowania, jakość i ilość ładunku miotającego pozwalała regulować zasięg, natomiast „przybitka” zawsze chroniła pocisk. A ponieważ była przybitka, to ładunek miotający można było mocno podkręcać, co zwiększało znacząco prędkość początkową pocisku, a tym samym jego zasięg i zdolność przebijania pancerza. I o to chodziło! Nagle te nietykalne, pancerne okręty, zaczęły być całkiem „tykalne”.

Tutaj pojawił się spory problem. Jakkolwiek by pomyśleć, że rozwiązanie jest „spoko”, to nagle okazało się, że zasięg dział z 800 metrów wzrósł do 2000, a nawet do 3000. Pomyślisz, spoko, nie? Tylko traf jakąś tam łajbę, która ma wielkość pchły na horyzoncie, malutką kulką. Nie lada sztuka. Optyka w tamtym czasie była szalenie rozwinięta – do tego stopnia, że oglądano Księżyc i odkrywano kolejne planety oraz gwiazdy, nie mniej „szczelanie” na takie odległości było „bessensu”. Jak już pisałem, zasięg dział i pierwsza salwa były zawsze kluczowe, jednak na taką odległość, skąd wiedzieć, że „to już”? Działa, choć miały zasięg, stały się bezużyteczne. Na krótko...

--
I am the law!

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · 4 lat temu
Herbatka bostońska to wojna o niepodległość, a nie secesyjna. Tak prawie 90 lat różnicy.


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

zyggi
zyggi - Superbojownik · 4 lat temu
no ciekawe....

--
"...niczego o Nas nie ma w Konstytucji..."

Shameus
Shameus - Superbojownik · 4 lat temu
Tak, tak - był cały akapit o tym - edytowałem, poprawiałem, i wyszło jak wyszło. W skrócie: Chodziło o to, że BTP zapoczątkowało powstanie USA, a potem się lali.

--
I am the law!

Peppone
Peppone - Nowy Ruski · 4 lat temu
:shameus - , jak to skorygujesz, będzie gites majonez.


--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry! Postaw mi kawę na buycoffee.to - teraz można również przez Paypala i Google Pay

somsiad
somsiad - Superbojownik Klasyczny · 4 lat temu
A Potiomkin kiedy bedzie?

--
Tango Alpha Xray Alpha Tango India Oscar November India Sierra Tango Hotel Echo Foxtrot Tango

waldek52
waldek52 - Superbojownik · 4 lat temu
A potem były drewnoty.

--
Nie lubię siebie sam. Za dobrze siebie znam (J.Sztaudynger)

jachont
jachont - Superbojownik · 4 lat temu
Doskonale się to czyta, nie zmieniaj stylu! Czekam z niecierpliwością na kolejne części.

--
– Chciałem powiedzieć (…) że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć. Śmierć zastanowił się przez chwilę. KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.

fulmar
fulmar - Superbojownik · 4 lat temu
Nabój scalony, nie pocisk. Nabój składa się z pocisku, łuski, ładunku i spłonki.

--
A nade wszystko - słowom naszym, zmienionym chytrze przez krętaczy, jedyność przywróć i prawdziwość. Niech prawo zawsze PRAWO znaczy, a sprawiedliwość - SPRAWIEDLIWOŚĆ. Teraz jest szansa.

Forum > Hyde Park V > Morskie ciekawostki: Pancerniki – Część II
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj