Pewnie się narażę ale wisi mi to.
Każdy przedsiębiorca, który przeżył lub nie swój upadek wie, że więzi z pracownikami są przereklamowane i jednostronne. To deal za kasę jak z laską. Dopoki dobrze płacisz, nie przypierdzielasz się za bardzo, spoufalasz deko jest nawet miło.
Jak przestajesz dobrze płacić, dociskasz towarzystwo by trochę wzięlo się do pracy, poślesz na trawę paru pyskaczy czy opierdalaczy miłość zmienia się z nienawiść i walkę.
Jak firma Ci pada jesteś już chujem, najgorszym na Ziemi. Z dlugami zostajesz już sam, często na lata.
Zatem nie oszukujmy się, to deal na dość prostych zasadach. Nie wierzę, że firma to pracownicy dbający o nią.
Musisz dobrze płacić i nie wymagać zbyt wiele, nie spoufalać, ukrywać przychody, budować wielkie rezerwy na żle czasy i chronić je wypieprzając pracowników odpowiednio szybko. Inaczej zostaniesz goły i znienawidzony, sam jak palec na dodatek w dupie.
Mało tego, doswiadczenia wielu włascicieli daje się podsumować w smutny dla pracownika sposób. Otóż trzeba jakiś procent załogi systematycznie wymieniać i to wcale nie tych z najkrótszym stażem.
Zasiedzialy peacownik szybko staje się gwiazdą w firmie, jego przydatność czytaj zdolność generowania zysków zaczyna spadać, działa na innych jak trucizna, demotywuje...widzą, że bierze ich kasę.
Zatrzymanie gwiazd za długo skończy się upadkiem firmy. Paru moich kolegów to doświadczyło, potem podzielili się doswiadczeniami.
Resumee: spokojnej starosci i wzglednego luzu dożyjesz na panstwowym etacie, jako polityk lub ew. przedsiebiorca z mocną ręką bez zbytnich sentymentów.
W dobie kryzysu licz na siebie, zapomnij o pomocy pracodawcy i państwa. Nie dostaniesz jej bo nikogo na to nie stać. Dobranoc nadziejo.
--
"Poszerzaj swoje horyzonty- wyburz dom z naprzeciwka."