Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Hyde Park V > O piratach słów kilka – część III
Shameus
Shameus - Superbojownik · 4 lat temu
Część I - https://joemonster.org/phorum/read.php?f=15&t=2678576
Część II - https://joemonster.org/phorum/read.php?f=15&t=2678806

Walka z piractwem

Tępienie plagi piractwa w różnych częściach świata wyglądało inaczej. W Europie, zwłaszcza na Morzu Śródziemnym, gdzie działały grupy freelancerów atakujący szlaki morskie za pomocą niewielkich jednostek, tworzono konwoje chronione przez okręt wojenny. Ten zabieg był kosztowny i wymagał ingerencji władz, ale zapewniał stabilność w regionie i rozboje nie czyniły szkód na tyle wielkich, aby się nimi przejmować. Handel też nie cierpiał zbytnio, gdyż – jak wspomniałem – każdy znał ryzyko, a jedna napaść i utrata towaru nie stwarzała zagrożenia w płynności handlarza. W rejonie Ameryki Północnej przy półwyspie Jukatan oraz Zatoki Meksykańskiej panowała hegemonia Europejczyków – ludy tubylcze nie znały piractwa, dlatego zetknięcie się z tym zjawiskiem było dla nich szokiem i zdewaluowało gospodarkę. Dla nich nowoczesne okręty to było UFO i nie wiedzieli, co mają z tym robić. Dochodziło tam do rzezi całych grup etnicznych i nie było żadnej siły, która była w stanie powstrzymać dominację piratów. Z czasem rejony te stały się sporne nawet dla samych Europejczyków, których ekspansja kolonialna sprowadziła kolejne wojny na dużą skalę. W Indiach piractwo było tak stare jak w Delcie Nilu, dlatego lokalni watażkowie inwestowali fortuny w zbrojne łodzie, które zwalczały drobne piractwo i zapewniały bezpieczeństwo żegludze. Jednak, gdy wpadli tam Europejczycy ze swoimi Galeonami, nie posiadali żadnej siły, aby przeciwstawić się nowemu zagrożeniu. I także tam piraci z Europy, początkowo Portugalczycy, następnie Hiszpanie, Anglicy i Francuzi zaznaczyli swoją obecność, dominując na wszystkich akwenach. Walka z piractwem była walką z wiatrakami – tak jak dzisiaj w markecie złapie się złodzieja i wracają nowi, tak powieszenie pirata jakoś specjalnie nie odstraszało ochotników. W ogóle wieszanie było jedynym rozwiązaniem, jakie władze stosowały jako metodę zapobiegawczą. Trup okraszony tabliczka „pirat” dyndał smutno, aż jego truchło zgniło i szkielet się rozpadł. Powieszenie całej załogi ze złapanej jednostki było wielkim wydarzeniem w rejonie i na jakiś czas dawało względny spokój, ale co to za atrakcja, która stała się chlebem powszednim? Z czasem wieszanie stało się problematyczne i nawet wojskowi zaczęli stosować metodę „puszczania wolno”.

Aż w końcu pojawił się Amber Gold ówczesnych czasów. Piramidy finansowe ukryte pod nazwą „Kompania”. Każdy kraj wystawiał swoją kompanię, a najbardziej znaną była Kompania Wschodnioindyjska. Była to gildia handlowa, która z jednej strony zapewniała napływ towarów pozyskanych w drodze handlu, ale dzięki zdobytemu bogactwu mogła wystawić ogromną flotę okrętów kaperskich działających na dalekich wodach Oceanu Indyjskiego. Jej głównym zdaniem było zwalczanie piractwa – czyli konkurencji. W najlepszych czasach tej instytucji złoto przelewało się tonami w niekontrolowany sposób, a jej dochody przekraczały zyski niejednego państwa! Ale walczyli z konkurencją bardzo dobrze, i z końcem XVII wieku pozostali jedynymi graczami w najbardziej „spiraconych” regionach świata. No, ale przecież sami siebie nie napadną, bo to byłoby głupie. A im nikt nie podskoczył. Wkrótce kompanii wszelkiej maści było tyle, że wspomniany Janusz z WodTransu był łupiony przy każdej okazji, więc musiał – chcąc nie chcąc – gdzieś przynależeć. Stąd wzięły się haracze wzbogacające skarbce tychże kompanii w znaczący sposób. I kolejne truchła powieszonych „piratów”, gdyż Janusz z WodTransu działający pod flagą jakiejś gildii zazwyczaj miał, wraz z podpisaniem kontraktu, nowych wrogów, o których dowiadywał się w jakimś porcie...

Wpływ piractwa na świat

Jak już jakiś pirat się wybrał w swój rejs, i akurat zdarzyło się, że nie była to jego ostatnia podróż, to zazwyczaj odkrywał nieznane wyspy, akweny oraz państwa czy też ludzi. Wiedza piratów – tych, co wrócili, rzecz jasna – miała ogromny wpływ na ówczesną naukę geograficzną i polityczną. Wszelkie nowinki techniczne lub nowe rzeczy, nieznane Europejczykom, były wynikiem dalekich, morskich wypraw. Piraci bywali także głąbami, nie mającymi pojęcia o takich terminach jak „podaż” i „popyt”, toteż rujnowali gospodarki w danym regionie w sposób znaczący. Jeden taki, Janusz z tego WodTransu, złupił kilka statków u wschodniego wybrzeża Indii. Pech chciał, że głównym towarem był pieprz, którego wartość w Europie była ogromna. Janusz zacierał ręce całą drogę powrotną do Holandii, gdzie w Amsterdamie miał spieniężyć skarb. Przytargał do portu cztery tonu pieprzu. W pierwszy dzień sprzedaży jego wartość wynosiła 140 guldenów, w drugi jakby kupców brakło, bo rynek się nasycił, i wartość spadła o połowę. W trzeci dzień za uncję płacono tylko „dyszkę”, a w trzeci nikt nie chciał nawet pytać o pieprz (brzmi to jak zadanie z matmy dla przedszkolaka, co nie?). Po tygodniu pobytu w porcie Januszowi zostało dwie tony pieprzu i z braku kupców, wciskał pieprz komu się da za przysłowiową złotówkę. Efektem jego działań był spadek cen tego towaru na kolejne cztery lata, co doprowadziło do bankructwa nie tylko samego Janusza (bo hajs się nie zgadzał), ale wiele lokalnych firm, które trudniły się sprzedażą tej przyprawy. Takich działań, nie celowych, było każdego roku dużo.

Jednak największy wpływ działania piratów miały na sytuacje geopolityczne. Jakby ktoś powiedział, że banda rzezimieszków może zmienić układ sił w jakimś rejonie, to najpewniej zostałby wyśmiany. Ale faktem jest, że napady na lokalne ludności powodowały wymieranie szlaków handlowych, nie tylko morskich ale i lądowych, a to z kolei przyczyniało się do dużych migracji i zmiany w polityce danego regionu. Osłabione i pozbawione handlu osady wymierały. Czasem bywało tak, że garstka ludzi machająca czerwoną flagą niszczyła życie połowy kraju..., i tym samym piraci zachłysnęli się własnym sukcesem bo to, co dawało im wpływy przestało działać. A od braku kasy do buntu bliska droga...

I wrócę na chwilę do niewolnictwa. Piraci przyczynili się do rozwoju tego niechlubnego zjawiska, sprowadzali Murzynów i Azjatów do Europy, a w późniejszym okresie, pod koniec XVIII wieku, do obu Ameryk i nijako zaludnili nowe ziemie, co ukształtowało nowe państwa!

I na koniec trzeba dodać, że piraci spopularyzowali na Starym Kontynencie wiele potraw, upraw i nowych przypraw.

Tak, odwaga jednego człowieka lub garstki szajbusów miała ogromny wpływ na dzisiejszy świat, jaki znamy.

Dlaczego znani piraci są znani?

Przedsięwzięcie związane z piractwem stanowiło, jak wiecie, niemałe wyzwanie. I tak jak założenie firmy wymaga głowy na karku, poza dobrym pomysłem, tak wyprawa potrzebowała całej tej otoczki znanej z prowadzeniem działalności: wiedzy, zaparcia, pomysłu i dążenia do dobrej realizacji powziętego planu. Gdyby Magda Gesler prowadziła „Pirackie Rewolucje”, większość załóg dowiedziałaby się, że nie mają pojęcia, co robią. Ale byli tacy, o których świat usłyszał. I był po temu powód. Niejaki Francis Drake..., Sir Francis Drake, najbardziej osławiony wśród piratów, prowadził „biznes” w rewolucyjny, jak na tamte czasy, sposób. Nie tylko budował konsekwentnie swój autorytet zdobywając kolejne łupy, ale też inwestował w załogi. Regularnie prowadził ćwiczenia z fechtunku oraz musztrę, ćwiczył artylerzystów, kupował cenne mapy i informacje gdzie się da i przede wszystkim, szanował swoich „pracowników”. Starannie podejmował każdą decyzję, konsultował swoje propozycje i pomysły z całą kadrą oficerską, przez co jego podopieczni czuli się ważni. Do tego miał dwóch biografów, którzy starannie zapisywali każdy etap podróży. Sława Drake’a była tak wielka, że doprowadziła go przed oblicze królowej, od której otrzymał tytuł szlachecki. A w Niemczech postawiono mu pomnik z napisem „Sir Francis Drake, człowiek który sprowadził ziemniaka do Europy i uratował miliony ludzi od głodu”.

Z tą popularnością było tak, jak ze współczesnymi mediami: czytelnictwo kiedyś kulało, ale najbardziej „oczytani” byli Anglicy, toteż ich bohater i świadomość o istnieniu takiej osoby dotarła do największej ilości odbiorców. Po prostu Drake poleciał viralowo i jakoś tak wyszło, że stał się tym „naj”. Jednak to Francuzi mieli najlepszych piratów – tak pod względem osiągnięć i zdobytych łupów, jak i ogólnych sukcesów. Może dlatego, że ze wszystkich piratów to właśnie ludzie znad Sekwany posiadali najbardziej honorowy kodeks. Zanim jednak Francuzi doczekali swoich asów, to Portugalczycy jako pierwsi zakosztowali sławy związanej z piractwem. Choć o tym nie wiedzieli...

Jednym z pierwszych, wielkich piratów był Vasco Da Gama, facet który otrzymał od swojego mocodawcy, króla Portugalii, ogromny kredyt zaufania oraz dużą flotę. Jego zadaniem było odnalezienie nowej drogi do Indii, czyli morskiego szlaku. Było to ważne zadanie, ponieważ statki mogły (teoretycznie) sprowadzać większe ilości towaru w szybszym czasie. No, więc ten farciarz otrzymał nieograniczoną moc prawną do czynienia, co trzeba, aby odnieść sukces i całkiem spory arsenał. Niewiedzieć, czy był idiotą czy sadystą, ale gdzie się nie pojawił siał zniszczenie. Spalić statek z dziećmi, aby wymusić handel z tubylcami? Pikuś! Odrąbać dwustu chłopom ręce i wsadzić ich do płonącej łodzi (z wiosłami!)? Żaden problem! Da Gama był pierniczonym sadystą, który swoimi działaniami stworzył ogromne uprzedzenie do ludzi z Zachodu w całych Indiach. Jednak sława spłynęła na niego jeszcze za życia, i choć popadł w niełaskę po licznych niepowodzeniach, przeszedł do historii jako wielki odkrywca. Phi, jakby nie mógł sprawdzić w google maps, czy w ogóle taki szlak istnieje...

Niejaki Cortes, ten od skarbu Corteza, gość z Hiszpanii, prowadził działalność piracką w imię korony i nikt nie patrzył, jakimi metodami ten rzeźnik się posługuje, ponieważ sprowadzał do kraju ogromne ilości złota, srebra i paciorków. Pławił się w zaszczytach, zaś jego sława dała sygnał jemu podobnym do działania. I w tym przypadku biografowie się popisali, i na kartach licznych pamiętników wykreowali postać wręcz niesamowitą.

O Kolumbie nawet nie ma co wspominać. Nauka w szkole jedno, a historia – ta prawdziwa – podpowiada co innego. Sławni stali się sławni ponieważ w odpowiednim czasie zadbali o dobry PR. Nic od lat się nie zmieniło. A wiecie, że niektórzy myślą, że Krzysztof Kolumb był Polakiem?

Mity i kity

Dowiedzieliście się już, że piraci raczej prowadzili marny żywot. I krótki. Walczyli mężnie, posiadali niewyobrażalną odwagę i hart ducha. Ale w dzisiejszych czasach jest jeszcze wiele mitów, które – podsycane przez różne media – będą stanowić o nośności historii z ich udziałem. Opiszę te najbardziej znane i powielane od dawna.

Flaga – Czaszka i kości.

Piśmiennictwo w dawnych czasach stało na bardzo niskim poziomie i dziewięć na dziesięć osób było analfabetami, dlatego niektóre rzeczy, aby dotarły do każdego, zapisywano w formie graficznej. Jednym z takich ogólnych znaków była czaszka oznaczająca trucizny lub zagrożenie. Znaki takie umieszczano przy niebezpiecznych szlakach, bagnach, ruchomych piaskach, zatrutych wodopojach i zazwyczaj doskonale spełniały swoją funkcję, odstraszając ludzi od niebezpieczeństwa. Taki znak miał duża moc oddziaływania na świadomość. Po prostu, jak ktoś widział „trupią czachę” to nie kozaczył w stylu „Ja nie przejdę?!” tylko oddalał się od zagrożenia. Jakimś cudem, znak ten znalazł się na fladze piratów... ale czy na pewno?

Od starożytności każdy bunt był okraszony kolorem czerwonym. Kolor ten miał przywodzić na myśl złość, krew i agresję. Buntownicy na przestrzeni wieków posługiwali się czerwonymi flagami i przyjęli tę barwę, aby pokazać swoją niezależność. Francuzi, którzy przeszli potężną rewolucję, nazywali te flagi Jolie Rogue – Radosna Czerwień. I nie dziwi ta nazwa, ponieważ rewolucja doprowadziła do bardzo szerokich zmian w ich kraju. Po prostu była to dobra zmiana. Tym chętniej używano flag w kolorze czerwonym, im bardziej chciano odciąć się od dawnych czasów. Piraci, francuscy zwłaszcza, nosili wielkie czerwone flagi jako symbol niezależności. Anglicy też. I każdy inny pirat, czy z Berberii, czy z Holandii. Tylko, że francuscy piraci mieli wspaniałą nazwę dla swoich kolorów, a pozostała brać morskich grabieżców miała czerwoną szmatę. I tym sposobem, nie do końca zaznajomieni z historią barwy swoich kolegów po fachu, Anglicy zaczęli nazywać swoje kolorki Jolly Roger. Miało to niewiele sensu, ale brzmiało fonetycznie podobnie do nazwy francuskiej, i to im wystarczało. Jolly oznaczał radosny, a Roger, hmmm... Oczywiście, to się kupy nie trzyma bo jak to goły kawał szmaty nazywać imieniem jakiegoś gostka?
Wróćmy na chwilę do trucizny wspomnianej na początku. Otóż, piraci często opuszczali swoje „leże” na długi okres, dlatego kryjówki lub drogi prowadzące do osad oznaczali trupią czachą, aby odstraszyć innych piratów. To działało. A, że z czasem trupia czacha nabrała mocy urzędowej, ktoś umieścił ją na czerwonej fladze – symbolu buntu i niezależności – nagle wesoły Roger zyskał „twarz”. I tak powstał Jolly Roger. A kiedy to nastąpiło? Wtedy, gdy pewien pisarz, chcąc nadać charakteru fladze (onegdaj flagi miały naprawdę wielką wartość dla każdego narodu) umieścił w swojej powieści powyższe zdarzenie. Tak więc flaga piratów, tych prawdziwych, była gładka jak prześcieradło, tylko czerwona. A Jolly Roger, uśmiechnięta trupia czacha, to wymysł fikcji literackiej. Skuteczny zresztą. Dla dodania dramatyzmu, Roger zrobił się biały a czerń ozdobiła tło. Czerwony gryzł się z czarnym i był słabo widoczny, druk książek w kolorze też był niemożliwy, dlatego autor – który tę flagę wymyślił – zrobił, co mógł aby z jego tworu powstało coś, co zadziała na wyobraźnię. Co ciekawe, fikcja literacka przeniknęła do rzeczywistości i faktycznie wielu piratów pod koniec XVIII wieku pływało pod nową banderą, ale stało się to wtedy, gdy piraci byli nic nie liczącą się bandą wykolejeńców.

Skarby, mapy i wyspy.

Największa legendą pośród wszystkich mitów, jest ta, która opowiada o skrzyniach ze złotem zakopanych gdzieś na bezludnej wyspie, sto kroków na zachód od samotnej palmy. Jest w tym ziarnko prawdy – dotyczy zakopywania przedmiotów. Piraci prowadzili bardzo niebezpieczne zajęcie i z racji wybranego fachu, byli ścigani przez wszystkich i wszędzie. Ich standardowym rytuałem było umieszczanie broni, amunicji i wioseł, a także narzędzi, na bezludnych wyspach, o których oni sami tylko wiedzieli, celem zabezpieczenia się na wypadek niepowodzenia w trakcie wyprawy. Wiecie, nagle puszczają cię wolno, więc masz szansę dostać się na jedną z tych wysp! Zabierasz sprzęt i wracasz do akcji. Przez wieki malutkie wysepki zostały „przeorane” przez piratów, którzy tworzyli sieć zabezpieczeń.

A co ze złotem? Legenda głosi, że był jeden francuski pirat, który przeładował okręt cennym kruszcem i musiał zrzucić balast – wybrał więc wysepkę i tam umieścił skarb. Pech chciał, że nigdy nie udało mu się odnaleźć tej wyspy i złoto przepadło. Ale jest to legenda, którą być może wymyślił, aby wytłumaczyć się z tego, że miał puste ładownie. Złoto i przedmioty wartościowe były sprzedawane w portach, ewentualnie przenoszone do własnych baz, skąd wpuszczano je w obieg drogą lądową. Rozumiecie, zakopane złoto nie stanowiło żadnej inwestycji, zwłaszcza w niestabilnych czasach – załoga musiała widzieć efekty swojej pracy, więc żaden pirat nie patrzałby ze spokojem, jak jego hajsy lądują w ziemi. Drugą odnogą tej legendy są opowiastki kapitanów – otóż, byli oni dobrymi bajarzami, więc gdy wracali z mało udanej wyprawy, tłumaczyli się – podobnie jak wspomniany Francuz – ukryciem skarbów, co gwarantowało im nietykalność, a niejednokrotnie doprowadzało do sfinansowania kolejnej wyprawy, celem odzyskania skarbów. Po prostu byli naciągaczami i nieudacznikami, którzy w ten sposób łowili frajerów. Cóż, świat nie zmienił się specjalnie od tamtego czasu...

Z mapami jest zgoła inaczej. Stanowiły one najważniejszą rzecz, jaka znajdowała się na statku. Były cholernie cenne i starannie skrywane. W przypadku ryzyka utracenia okrętu, nie mógł on wpaść w ręce wroga wraz z mapami. Dlatego bardzo często były one chowane w ziemi, jak mityczne skarby, jeśli nie dotyczyły akwenu, na którym zostały „zakopane”. Bardzo często kapitanowie tworzyli kopie map, zaznaczając na nich fałszywe szlaki oraz wyspy, następnie pozostawiano je na „widoku”, aby wpadły w ręce innych piratów, i w ten sposób wyprowadziły przeciwnika w pole, uhm, w morze...

A co z bezludnymi wyspami? Legenda zawiera sporo prawdy. Wystarczy odjąć skarby, dodać szkielety trupów i otrzymujemy rzeczywisty obraz z życia piratów. Wiele tych marynarzy, co ich „puścili wolno” miało ten fart i niefart, że docierali w miarę żywi do lądu. W tamtym czasie wszystkie tereny były dziewicze, więc jeśli na wyspie było pożywienie, mogli dotrwać tam spokojnej starości, czekając na ewentualny ratunek. Buntownicy z „Bounty” dotarli na wyspę, Pitcairn gdzie założyli z sukcesem miasteczko (polecam „Jutro przypłynie królowa” – Macieja Wasilewskiego – traktuje o tym temacie). Niestety, nieliczni mieli te szczęście. Zazwyczaj umierali z głodu i braku zapasów w bardzo szybkim czasie, pozostawiając po sobie szkielety. Pozostała jeszcze inna kwestia – nawet, jeśli rozbójnicy zeszli na ląd dobrowolnie, mieli nikłe zdolności adaptacyjne do nowych ziem, i po założeniu osady szybko przekonywali się o tym, że głód potrafi rozwalić nawet najlepsze więzy. Kanibalizm to tylko jedna z ciemnych kart wyrwanych z działu „Bezludna wyspa”.
Ostatnio edytowany: 2020-03-02 18:20:41

--
I am the law!

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 4 lat temu
Szacun za ogrom wykonanej roboty ale może warto tak trochę to porcjować (może raz dziennie, raz na dwa dni)? Ja wiem, że kusi wrzucanie wszystkiego co się napisze, ale pewne interwały czasowe są nawet wskazane

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Shameus
Shameus - Superbojownik · 4 lat temu
ja to pisałem jakiś czas temu i zastanawiałem się, co z tym zrobić, to wrzucam, co sobie "poprawię". Jak się komuś podoba, to super Mam tego jeszcze troszkę, wyjdzie kolejne dwie części to dodam... pojutrze :p Zabawne, bo jak zacząłem to pisać to miał to być króciutki tekst, przedstawiający piratów, a wyszło tego znacznie, znacznie więcej.

--
I am the law!

Yoop
Yoop - Superbojownik · 4 lat temu
Prrrrr szalony! Ogólnie bardzo ładnie ale nie wrzucaj wszystkiego na raz!
Raz, góra dwa na tydzień, musi być czas na shitstormy!

Sambojka
Sambojka - Skioskara · 4 lat temu
:shameus dziękuję. Dawno nie czytałam tu czegoś równie dobrego. Walić interpunkcję czy tam składnię. Lubię czytać żywego człowieka, odsłaniasz się w tych tekstach i dlatego są cenne. Brońborzeiglasty nie poprawiaj w nieskończoność, bo tekst tylko straci. Dziękuję jeszcze raz!

--
Skiosku&Pokiosku

Breata
Breata - Kajakowicz Namiętny · 4 lat temu
:shameus
Podzieliłbyś to na jakieś mniejsze bloki i jako arty podesłał

--
So it goes.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Gutex1 - Superbojownik · 4 lat temu
co do walki z piractwem Hiszpanie w pewnym momencie stworzyli własne Straż Miejską wg. naszych standardów bo była to banda rzezimieszków na małych łodziach ( z reguły wiosłowych) którzy mieli łapać i wieszać piratów - a na Karaibach każdego nie papistę bo to na pewno pirat na tamtych wodach skoro te tereny przyznał Papaj Hiszpanom i Portugalczykom . Utrzymywali się z tego co odebrali piratom więc głównie łupili statki Holenderskie pływające tam z kontrabandą . Przez pewien czas nawet udało im się niemal wytępić bukanierów .
A co do Tortugi itp. czy Port Royal nie stanowił pierwowzoru ?

Forum > Hyde Park V > O piratach słów kilka – część III
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj