Gdy moja starsza córka skończyła 12 lat, to pomyślałam, że czas najwyższy porozmawiać z nią na temat wszystko o seksie /ze mną mama tylko tyle, żebym nie dała się tam dotknąć chłopakowi aż do ślubu, bo ksiądz, jak się o tym dowie na spowiedzi, to ogłosi to w kościele na ślubie i będzie wielki wstyd dla mnie, i rodziny
/ i zaczęłam z córką poważnie o tym rozmawiać, oczywiście nie tak, jak moja, głupia w tym temacie matka, która narobiła mi tym więcej szkody niż pożytku.
Córka z uwagą słuchała i w pewnej chwili powiedziała do mnie: mamuś, super że mi o tym tak dobrze tłumaczysz, ale to co najmniej 2 lata za późno, bo ja już wszystko wiem, ale fajnie, że nie ściemiasz, jak rodzice innych dzieci.
Rośnie młodsza córka i zbliża się do 10-tego roku życia, więc pamiętając, co powiedziała starsza córka, zaczynam edukować młodszą 2 lata wcześniej niż starszą i co słyszę?
Mamuś, nie musisz mnie uświadamiać, bo ja to już wszystko wiem.
Pytam skąd? Z internetu i pokazała mi strony, gdzie się o tym wyedukowała.
Całe szczęście, że z dobrych stron korzystała i jeszcze dzieliła się tymi informacjami z koleżankami, i kolegami - tak z kolegami też.
A, gdy wybierała się na obóz z Fundacji JPII nie miała jeszcze 16 lat, więc poprosiła mnie, żebym z nią poszła do gina po tabletki antykoncepcyjne tak na wszelki wypadek - bo wiesz mamuś, ja nic nie planuję, ale ja jeszcze nie znam sama siebie, a nie chcę w razie czego wpaść. Poszłam z nią po te tabletki i byłam dumna, że mam bardzo mądrą córkę, lekarz też ją pochwalił. Dokupiłam jej jeszcze prezerwatywy z myślą o chorobach, gdyby jakiś chętny chłopak nie miał takiego zabezpieczenia.
Po powrocie z obozu córka pokazała, że prezerwatywy nie były potrzebne, bo żaden chętny nie był jej wymarzonym Romeo.
Uważam, że odpowiednio prowadzona edukacja seksualna powinna zaczynać się od przedszkola - zaczynać od tzw. złego dotyku i stopniowo wprowadzać więcej, ale najpierw trzeba zacząć edukować też rodziców, jak mają rozmawiać na te tematy z dziećmi, zanim te dzieci im się urodzą.