W kościole w mojej rodzinnej wsi, była knajpa. Nie wiedziałem, dopiero kumple z młodości mnie zaciągneli. Trzeba było wchodzić głównym wejściem i zdejmować buty, ale spoko, bo były dywany. Tyle, że dawało się dwójkę gostkowi przy wejściu, żeby buty odstawił na taką półeczkę. Te ławki co tam kiedyś normalnie były to były poodwracane co druga do siebie, a między nimi takie stoły jak ołtarz, tylko wąskie. I tam można było zasiąść i jak się zasiadło to przychodził gostek z pięćdziesiątką dla każdego i chlapał przy tym kropidłem.
Jedzenie i alkohol zamawiało się u takich fajnych kelnerek, które miały na sobie tylko te takie firanki co ministranci noszą, a poza tym były nagie. Na szefa kuchni mówili wszyscy "szefie biskupie". A on był taki gruby jak każdy biskup i tak samo ubrany, ale podobno robił zajebiste żeberka, z ryja podobny do Gordona Ramseya. Te żeberka to sam przynosił do stołu i mówił "ciało Chrystusa", a kości trzeba było odkładać i oddać do zrobienia następnych żeberek. A te kelnerki nalewały piwo i wódę z takiego nalewaka nad którym była figura Jezusa z rozłożonymi rękami i takim zabawnym uśmiechem. A one jak nalały to przyklękiwały i dopiero wtedy szły do klientów. Próbowałem przy tym zobaczyć ich dupeczki, ale mi się nie udało.
Jeden gostek machał takim czymś gdzie się paliło kadzidło i przez specjalną rurkę z maską można było wciągać ten dym za dwa zeta od zaciągnięcia. Było do tego chętnych paru cymbałów, między innymi mój syn, ale nie dałem mu dwójki to wciągał od kolegi okiem przez oko.
No i potem mi się zachciało do kibla, a nie go mogłem znaleźć i się obudziłem, bo faktycznie mi się chciało siku.
No i nie mam pojęcia gdzie tam był kibelek i ile kosztowały tam dania i trunki. Może dzisiaj mi się dośni? Czasem mi się tak zdarza.
No to
Jedzenie i alkohol zamawiało się u takich fajnych kelnerek, które miały na sobie tylko te takie firanki co ministranci noszą, a poza tym były nagie. Na szefa kuchni mówili wszyscy "szefie biskupie". A on był taki gruby jak każdy biskup i tak samo ubrany, ale podobno robił zajebiste żeberka, z ryja podobny do Gordona Ramseya. Te żeberka to sam przynosił do stołu i mówił "ciało Chrystusa", a kości trzeba było odkładać i oddać do zrobienia następnych żeberek. A te kelnerki nalewały piwo i wódę z takiego nalewaka nad którym była figura Jezusa z rozłożonymi rękami i takim zabawnym uśmiechem. A one jak nalały to przyklękiwały i dopiero wtedy szły do klientów. Próbowałem przy tym zobaczyć ich dupeczki, ale mi się nie udało.
Jeden gostek machał takim czymś gdzie się paliło kadzidło i przez specjalną rurkę z maską można było wciągać ten dym za dwa zeta od zaciągnięcia. Było do tego chętnych paru cymbałów, między innymi mój syn, ale nie dałem mu dwójki to wciągał od kolegi okiem przez oko.
No i potem mi się zachciało do kibla, a nie go mogłem znaleźć i się obudziłem, bo faktycznie mi się chciało siku.
No i nie mam pojęcia gdzie tam był kibelek i ile kosztowały tam dania i trunki. Może dzisiaj mi się dośni? Czasem mi się tak zdarza.
No to
--