Przechodzę często obok takiego miejsca, gdzie rozdaje się żywność potrzebującym. Zawsze są tam ogromne kolejki, samochody zaparkowane na chodnikach, nieraz płaczące dzieci.
Wczoraj jak szedłem, to na drugiej stronie na murku siedziały takie trzy kobitki, zaciągające się cienkimi papierosami i namiętnie dyskutujące
- wiesz, ja nie chce już tych twarożków, to takie niedobre jest
- ja bym chciała same actimele i nic więcej
- że też człowiek nie może sobie wybrać co chce..., ja bym wzięła samo masło orzechowe
Zawsze po takiej akcji rozdawania po okolicy walają się zgrzewki a to ryżu, a to innych produktów, których pewnie obdarowani nie chcieli. Czy więc są oni potrzebujący, czy nie? Ale to retoryczne pytanie.
Wczoraj jak szedłem, to na drugiej stronie na murku siedziały takie trzy kobitki, zaciągające się cienkimi papierosami i namiętnie dyskutujące
- wiesz, ja nie chce już tych twarożków, to takie niedobre jest
- ja bym chciała same actimele i nic więcej
- że też człowiek nie może sobie wybrać co chce..., ja bym wzięła samo masło orzechowe
Zawsze po takiej akcji rozdawania po okolicy walają się zgrzewki a to ryżu, a to innych produktów, których pewnie obdarowani nie chcieli. Czy więc są oni potrzebujący, czy nie? Ale to retoryczne pytanie.
--