Pół miliona złotych zażądała spółka Polsteam Żegluga Szczecińska za trzydniowe udostępnienie 600-metrowego nabrzeża (chodzi o Bulwar Chrobrego i część Nabrzeża Wieleckiego) u stóp Wałów Chrobrego dla jednostek, które przypłyną do Szczecina na tegoroczne Dni Morza.
Akt pierwszy: zapłaćcie nam 500 tys. zł
Taką stawkę „w ramach współpracy [między PŻS a miastem] w organizacji wydarzeń o charakterze morskim” zaproponował 28 marca prezes tej zależnej od PŻM spółki Marek Witt (prywatnie mąż Małgorzaty Jacyny-Witt z PiS). Wielkodusznie zaproponował 10 proc. rabatu (50 tys. zł mniej), jeśli miasto podejmie decyzję do końca kwietnia.
Stawka, nawet po rabacie, była horrendalna i wzięta z sufitu, bo w poprzednich latach miasto płaciło za udostępnienie tego nabrzeża na Dni Morza najwyżej kilkanaście tysięcy złotych.
Nawet na finał The Tall Ships Races 2017 udało się zbić tę kwotę do 200 tys. zł.
Co znaczy „udostępnienie nabrzeża”? Chodzi o możliwość zacumowania żaglowców czy oldtimerów w czasie imprezy. Polsteam nie ponosi z tego tytułu żadnych nakładów. Ma czysty zysk.
W odpowiedzi na wygórowane oczekiwania spółki miasto poprosiło o cennik postoju jednostek przy nabrzeżu. W każdym porcie jest taki cennik, w którym stawkę za pobyt wylicza się w oparciu o tonaż danej jednostki lub liczbę metrów kwadratowych jej powierzchni. Magistrat chciał wiedzieć, ile „normalnie” wzięłaby Polsteam Żegluga Szczecińska za trzydniowy postój przy nabrzeżu konkretnej liczby konkretnych statków. Byłaby to jakaś podstawa do dalszych negocjacji.
– Do dziś nie otrzymaliśmy takiego cennika – podkreśla wiceprezydent Szczecina Krzysztof Soska, który prowadził rozmowy ze spółką w sprawie Dni Morza.
Akt drugi: zapłaćcie nam 50 tys. zł
W piśmie do magistratu z 27 maja Marek Witt stwierdza, że „prośba o przesłanie cennika opłat jest nieuzasadniona, bowiem pozostaje bez związku z przedstawioną przez nas propozycją komercyjnego udostępnienia nabrzeży”. W wypadku Dni Morza trudno jednak mówić o komercyjnej imprezie, bo to raczej igrzyska dla mieszkańców, na których miasto nie zarabia, tylko do tego dopłaca.
W tym samym piśmie prezes Polsteamu oferuje, że „mając na względzie dobrą współpracę i pozytywny wizerunek miasta akceptuje kwotę 50 tys. zł plus VAT zaproponowaną przez Krzysztofa Soskę”. Rabat zrobił się więc 90-procentowy. Prawdopodobnie PŻM wiedział już wtedy, że miasto zdecydowało się na przyjęcie 34 jednostek, które zawitają do Szczecina, na miejskich nabrzeżach na Łasztowni. Polsteam Żegluga Szczecińska próbowała po prostu w ostatniej chwili „wyszarpać” cokolwiek dla siebie.
Soska twierdzi, że na 50-tysięczną opłatę nigdy się nie zgodził. 18 kwietnia, na spotkaniu w Urzędzie Miejskim, zapowiedział tylko (w obecności miejskiego prawnika), że taką stawkę miasto „byłoby skłonne rozważyć”. Jednak czas mijał, Polsteam milczał, miasto organizowało Dni Morza dalej. Pismo Witta datowane na niespełna trzy tygodnie przed imprezą (Dni Morza odbędą się w daniach 4-16 czerwca) było już spóźnione. Miasto poradziło sobie bez Bulwaru Chrobrego.
Po raz pierwszy w historii żaglowce nie zacumują w czasie Dni Morza u stóp Wałów Chrobrego. To skutek wielkiej wojny, jaka rozpętała się między samorządem Szczecina a Polsteam Żeglugą Szczecińską po tym, jak w styczniu 2017 r. zarządcą komisarycznym PŻM został Paweł Brzezicki. To wszystko zmieniło.
Plany wykupienia udziałów Polsteamu należących do PŻM przez miasto i wyremontowania nabrzeży na wzór pozostałych nadodrzańskich bulwarów wzięły w łeb. Przedstawiciel miasta został wyrzucony z rady nadzorczej spółki. Szczecin nie ma żadnego wglądu w dokumenty firmy ani wpływu na jej działania. A przecież ma w Polsteam Żegludze Szczecińskiej prawie połowę udziałów – 49 proc. (pozostałe 51 proc. ma PŻM).
Czy deklarujący w kolejnych pismach dobrą współpracę, mający przewagę tylko tzw. złotej akcji wspólnik działa tak, żeby pozbawić mniejszościowego udziałowca jakiegokolwiek wpływu na spółkę? Czy próbuje zarobić kosztem mniejszego wspólnika wielkie pieniądze? Jeśli gdziekolwiek tak się dzieje, zachodzi obawa, że doszło do tzw. wrogiego przejęcia.
Nawiasem mówiąc, gdyby miasto zgodziło się na wziętą z kosmosu półmilionową stawkę, można by to uznać za nieuzasadnione pompowanie wyników finansowych spółki, której miasto jest współwłaścicielem, i niegospodarność. Jak nic – sprawa dla prokuratora.
Akt pierwszy: zapłaćcie nam 500 tys. zł
Taką stawkę „w ramach współpracy [między PŻS a miastem] w organizacji wydarzeń o charakterze morskim” zaproponował 28 marca prezes tej zależnej od PŻM spółki Marek Witt (prywatnie mąż Małgorzaty Jacyny-Witt z PiS). Wielkodusznie zaproponował 10 proc. rabatu (50 tys. zł mniej), jeśli miasto podejmie decyzję do końca kwietnia.
Stawka, nawet po rabacie, była horrendalna i wzięta z sufitu, bo w poprzednich latach miasto płaciło za udostępnienie tego nabrzeża na Dni Morza najwyżej kilkanaście tysięcy złotych.
Nawet na finał The Tall Ships Races 2017 udało się zbić tę kwotę do 200 tys. zł.
Co znaczy „udostępnienie nabrzeża”? Chodzi o możliwość zacumowania żaglowców czy oldtimerów w czasie imprezy. Polsteam nie ponosi z tego tytułu żadnych nakładów. Ma czysty zysk.
W odpowiedzi na wygórowane oczekiwania spółki miasto poprosiło o cennik postoju jednostek przy nabrzeżu. W każdym porcie jest taki cennik, w którym stawkę za pobyt wylicza się w oparciu o tonaż danej jednostki lub liczbę metrów kwadratowych jej powierzchni. Magistrat chciał wiedzieć, ile „normalnie” wzięłaby Polsteam Żegluga Szczecińska za trzydniowy postój przy nabrzeżu konkretnej liczby konkretnych statków. Byłaby to jakaś podstawa do dalszych negocjacji.
– Do dziś nie otrzymaliśmy takiego cennika – podkreśla wiceprezydent Szczecina Krzysztof Soska, który prowadził rozmowy ze spółką w sprawie Dni Morza.
Akt drugi: zapłaćcie nam 50 tys. zł
W piśmie do magistratu z 27 maja Marek Witt stwierdza, że „prośba o przesłanie cennika opłat jest nieuzasadniona, bowiem pozostaje bez związku z przedstawioną przez nas propozycją komercyjnego udostępnienia nabrzeży”. W wypadku Dni Morza trudno jednak mówić o komercyjnej imprezie, bo to raczej igrzyska dla mieszkańców, na których miasto nie zarabia, tylko do tego dopłaca.
W tym samym piśmie prezes Polsteamu oferuje, że „mając na względzie dobrą współpracę i pozytywny wizerunek miasta akceptuje kwotę 50 tys. zł plus VAT zaproponowaną przez Krzysztofa Soskę”. Rabat zrobił się więc 90-procentowy. Prawdopodobnie PŻM wiedział już wtedy, że miasto zdecydowało się na przyjęcie 34 jednostek, które zawitają do Szczecina, na miejskich nabrzeżach na Łasztowni. Polsteam Żegluga Szczecińska próbowała po prostu w ostatniej chwili „wyszarpać” cokolwiek dla siebie.
Soska twierdzi, że na 50-tysięczną opłatę nigdy się nie zgodził. 18 kwietnia, na spotkaniu w Urzędzie Miejskim, zapowiedział tylko (w obecności miejskiego prawnika), że taką stawkę miasto „byłoby skłonne rozważyć”. Jednak czas mijał, Polsteam milczał, miasto organizowało Dni Morza dalej. Pismo Witta datowane na niespełna trzy tygodnie przed imprezą (Dni Morza odbędą się w daniach 4-16 czerwca) było już spóźnione. Miasto poradziło sobie bez Bulwaru Chrobrego.
Po raz pierwszy w historii żaglowce nie zacumują w czasie Dni Morza u stóp Wałów Chrobrego. To skutek wielkiej wojny, jaka rozpętała się między samorządem Szczecina a Polsteam Żeglugą Szczecińską po tym, jak w styczniu 2017 r. zarządcą komisarycznym PŻM został Paweł Brzezicki. To wszystko zmieniło.
Plany wykupienia udziałów Polsteamu należących do PŻM przez miasto i wyremontowania nabrzeży na wzór pozostałych nadodrzańskich bulwarów wzięły w łeb. Przedstawiciel miasta został wyrzucony z rady nadzorczej spółki. Szczecin nie ma żadnego wglądu w dokumenty firmy ani wpływu na jej działania. A przecież ma w Polsteam Żegludze Szczecińskiej prawie połowę udziałów – 49 proc. (pozostałe 51 proc. ma PŻM).
Czy deklarujący w kolejnych pismach dobrą współpracę, mający przewagę tylko tzw. złotej akcji wspólnik działa tak, żeby pozbawić mniejszościowego udziałowca jakiegokolwiek wpływu na spółkę? Czy próbuje zarobić kosztem mniejszego wspólnika wielkie pieniądze? Jeśli gdziekolwiek tak się dzieje, zachodzi obawa, że doszło do tzw. wrogiego przejęcia.
Nawiasem mówiąc, gdyby miasto zgodziło się na wziętą z kosmosu półmilionową stawkę, można by to uznać za nieuzasadnione pompowanie wyników finansowych spółki, której miasto jest współwłaścicielem, i niegospodarność. Jak nic – sprawa dla prokuratora.
Ostatnio edytowany:
2019-06-10 10:16:56
--
Hello world! Thanks for creating me. I'll keep an eye on your stuff. Love, Gary.