- Chodź w góry-mówiła. Będzie fajnie - mówiła.
- Pakuj się Babo, jedziemy zatem! - Rzekłem
Chyba się ucieszyła
Przez kilka dni było naprawdę fajnie. Widoczki, upał, zimne piwo, znowu widoczki... Żyć nie umierać!
Ale przecież nie było by tej wrzuty, jeśli sielanka trwałaby w nieskończoność. Baba zaczęła robić dziwne miny na widok co wyższych górek. Coś jakby:
Czułem, że bez wlezienia na jakąś się nie obejdzie i delikatnie próbowałem przemówić do rozsądku. Żem bez kondycji, żem z nadwagą, żem z brakiem entuzjazmu, że ja jeszcze nigdy tego nie robiłem, itepeitede
Zaczęły się fochy i emocjonalne szantaże
W końcu chyba zrozumiałem wszystkie aluzje
Ruszyliśmy atakować Turbacz. Radośni jak szczygiełki, bo pogoda taka fajna. Nie za ciepła, nie za chłodna. Górka też niezyt wysoka, bo tylko 1310mnpm. Baba postanowiła nawet umyć nogi w pobliskim strumyku, ale wartki był i pewnie by kulaski poprzetrącał, więc umyła tylko ręce
W mniej więcej połowie drogi zaczęły się kryzysiki. Były łzy, krzyki, rozpacze i rezygnacje. Baba też wyglądała na ciut zadyszaną. Widoczki nie rekompensowały bólu, zmęczenia i braku nadziei na dotarcie do szczytu
Pogoda psuła się coraz bardziej i już nawet nie chciało mi się aparatu wyciągać. Umrzeć chciałem. Oddechu ni ma, siły ni ma, a ten cholerny Turbacz opisują jako bezproblemowy i przyjazny amatorom! Szlagbytrafił tego, który to opisywał!
Zdopingowała nas burza i doczłapaliśmy się do schroniska
Ni tu zostać, bo pokoi wolnych brak, ni tu wracać, bo wyszliśmy jak na spacerek w luźnych szmatkach. Jebło kilka razy pierunami jeszcze i jakby ucichło, więc zakupiliśmy kondony ochronne (BARDZO eleganckie ) i zaczęliśmy zejście
Po krótkim błądzeniu (dzik we mgle tumanieje ) wróciliśmy na szlak. Mokry, kamienisty, śliski. Zeszliśmy prawie bez kontuzji. Babie uszkodziło się kolanko, ale naprawiłem, bo ja sprytny jestem i znam się na leczeniu
Wyleczona zdawała telefoniczną relację rodzince, a ja się wlokłem jak połamany.
Konkludując: dupa ze mnie, a nie taternik Muszę się uodpornić na fochy i szantaże i nie dać się wciągnąć na następną górkę, którą już mam obiecaną Człowiek 45 lat tyje sobie godnie i nie może pozwolić tak nagle na stratę życiodajnego smalcu!
z płaskiej ziemi!
- Pakuj się Babo, jedziemy zatem! - Rzekłem
Chyba się ucieszyła
Przez kilka dni było naprawdę fajnie. Widoczki, upał, zimne piwo, znowu widoczki... Żyć nie umierać!
Ale przecież nie było by tej wrzuty, jeśli sielanka trwałaby w nieskończoność. Baba zaczęła robić dziwne miny na widok co wyższych górek. Coś jakby:
Czułem, że bez wlezienia na jakąś się nie obejdzie i delikatnie próbowałem przemówić do rozsądku. Żem bez kondycji, żem z nadwagą, żem z brakiem entuzjazmu, że ja jeszcze nigdy tego nie robiłem, itepeitede
Zaczęły się fochy i emocjonalne szantaże
W końcu chyba zrozumiałem wszystkie aluzje
Ruszyliśmy atakować Turbacz. Radośni jak szczygiełki, bo pogoda taka fajna. Nie za ciepła, nie za chłodna. Górka też niezyt wysoka, bo tylko 1310mnpm. Baba postanowiła nawet umyć nogi w pobliskim strumyku, ale wartki był i pewnie by kulaski poprzetrącał, więc umyła tylko ręce
W mniej więcej połowie drogi zaczęły się kryzysiki. Były łzy, krzyki, rozpacze i rezygnacje. Baba też wyglądała na ciut zadyszaną. Widoczki nie rekompensowały bólu, zmęczenia i braku nadziei na dotarcie do szczytu
Pogoda psuła się coraz bardziej i już nawet nie chciało mi się aparatu wyciągać. Umrzeć chciałem. Oddechu ni ma, siły ni ma, a ten cholerny Turbacz opisują jako bezproblemowy i przyjazny amatorom! Szlagbytrafił tego, który to opisywał!
Zdopingowała nas burza i doczłapaliśmy się do schroniska
Ni tu zostać, bo pokoi wolnych brak, ni tu wracać, bo wyszliśmy jak na spacerek w luźnych szmatkach. Jebło kilka razy pierunami jeszcze i jakby ucichło, więc zakupiliśmy kondony ochronne (BARDZO eleganckie ) i zaczęliśmy zejście
Po krótkim błądzeniu (dzik we mgle tumanieje ) wróciliśmy na szlak. Mokry, kamienisty, śliski. Zeszliśmy prawie bez kontuzji. Babie uszkodziło się kolanko, ale naprawiłem, bo ja sprytny jestem i znam się na leczeniu
Wyleczona zdawała telefoniczną relację rodzince, a ja się wlokłem jak połamany.
Konkludując: dupa ze mnie, a nie taternik Muszę się uodpornić na fochy i szantaże i nie dać się wciągnąć na następną górkę, którą już mam obiecaną Człowiek 45 lat tyje sobie godnie i nie może pozwolić tak nagle na stratę życiodajnego smalcu!
z płaskiej ziemi!
Ostatnio edytowany:
2018-08-19 21:13:05
--
Jako człowiek oblatany w najlepszych towarzystwach, z ukończoną szkołą tańców nowoczesnych i figurowych, zawsze robię wszystko a propos i wytrzymuję najcięższe nawet artykuła salonowego kodeksu karnego. Ale o wiele mnie kto niemożebnie podgrymasza, łobuz się robie i z samem sobą wytrzymać mnie trudno.