Teraz gdy jest już po wszystkim, gdy sprawcę całego zamieszania, którego w ogóle nie oceniam bo każdemu może się zdarzyć taki odjazd, wsadziłem do pociągu jadącego na Wschód do tej jego Polski B, coraz więcej myślę. czy ten człowiek na pewno był tym za kogo się podawał? Jakim cudem trafił akurat do mnie? A może źle zinterpretowałem całą sytuację. Może mi się wszystko to śniło. Może wszyscy doświadczamy tylko złudzenia, a w gruncie rzeczy jesteśmy bateryjkami zasilającymi wielkie komputery?
Dość! Zanim popadnę w solipsyzm, opiszę sytuację tak jak wygląda z mojego punktu widzenia.
To było parę dni, a właściwie pary nocy temu, data i godzina mi umyka. Spałem sobie słodko, śniąc o elektrycznych owcach, gdy obudził mnie mój kot. Ale nie tak jak zwykle, tylko cicho, delikatnie pacając mnie w twarz. Od razu zorientowałem się, że coś nie gra, Nelson był spięty, skoncentrowany, czujny. Wtedy z głębi mieszkania dobiegł mnie dźwięk: coś jakby szloch, jakby mamrotanie. Ktoś był w domu!
No ładnie, tyle się wymądrzałem na forach o bezsensie broni palnej, a teraz gnat w łapie by się przydał. Musiał wystarczyć boken: metr solidnego bukowego drewna, akurat żeby komuś przypieprzyć w razie czego. Wziąłem go w ręce i poszedłem cicho przez przedpokój, kot za mną.
Dźwięki stały się coraz wyraźniejsze, zacząłem rozróżniać słowa.
-Godność... Mhryhy...Ja im pokażę... Chlip... Zemszczę się...
No pięknie, jakiś psychol w mieszkaniu, wzywać policję czy wpadać z ogniem i mieczem? Ciekawość zwyciężyła, wpadłem do ubikacji i zapaliłem światło i go zobaczyłem.
Twarz pokryta łzami i smarkami, na głowie kask założony daszkiem do tyłu, włosy w strąkach, oczy zwierzęcia złapanego w światła samochodu
To był, jak się później okazało, Skijlen.
Siedział w kucki na podłodze w mojej ubikacji i srał mojemu kotu do kuwety.
Dość! Zanim popadnę w solipsyzm, opiszę sytuację tak jak wygląda z mojego punktu widzenia.
To było parę dni, a właściwie pary nocy temu, data i godzina mi umyka. Spałem sobie słodko, śniąc o elektrycznych owcach, gdy obudził mnie mój kot. Ale nie tak jak zwykle, tylko cicho, delikatnie pacając mnie w twarz. Od razu zorientowałem się, że coś nie gra, Nelson był spięty, skoncentrowany, czujny. Wtedy z głębi mieszkania dobiegł mnie dźwięk: coś jakby szloch, jakby mamrotanie. Ktoś był w domu!
No ładnie, tyle się wymądrzałem na forach o bezsensie broni palnej, a teraz gnat w łapie by się przydał. Musiał wystarczyć boken: metr solidnego bukowego drewna, akurat żeby komuś przypieprzyć w razie czego. Wziąłem go w ręce i poszedłem cicho przez przedpokój, kot za mną.
Dźwięki stały się coraz wyraźniejsze, zacząłem rozróżniać słowa.
-Godność... Mhryhy...Ja im pokażę... Chlip... Zemszczę się...
No pięknie, jakiś psychol w mieszkaniu, wzywać policję czy wpadać z ogniem i mieczem? Ciekawość zwyciężyła, wpadłem do ubikacji i zapaliłem światło i go zobaczyłem.
Twarz pokryta łzami i smarkami, na głowie kask założony daszkiem do tyłu, włosy w strąkach, oczy zwierzęcia złapanego w światła samochodu
To był, jak się później okazało, Skijlen.
Siedział w kucki na podłodze w mojej ubikacji i srał mojemu kotu do kuwety.
--
Od narzekania boli głowa i rozwolnienie gwarantowane!