"Polacy są tak agresywni, bo nie ma słońca, przez 7 miesięcy w roku, a lato nie jest gorące. Wciąż zimno i pada, zimno i pada na ten kawałek Europy, gdzie samochody są kradzione a waluta to polski złoty" - jak śpiewał Kazik.
Okazuje się, że Słońce poza innymi dobrodziejstwami jak witamina D, wydzielanie endorfin czyli hormonów szczęścia, daje nam także odporność. Życie w kraju bez słońca skazuje nas na osłabienie układu odpornościowego, a to się sprowadza do ciągłych chorób. Wystarczy się rozejrzeć dookoła, albo sami jesteśmy chorzy, albo znamy kogoś takiego z naszej rodziny i znajomych. Epidemia grypy i przeziębień zaczyna się już we wrześniu, a trwa do maja. W tym okresie przetrzebione są szkoły i przedszkola, a dzieci mają słabą frekwencję, a przecież to akurat okres roku szkolnego.
Wielu rodziców nie chce dać swoich dzieci do przedszkola, aby właśnie się nie zarażały stale chorobami od innych.
Inną sprawą, że rozwalamy swoim dzieciom odporność podając przy lekkich zmianach w oskrzelach od razu antybiotyki. Zapomnieliśmy o naturalnych specyfikach, jak syrop sosnowy, sok malinowy, cytryna, czosnek, wyciąg z cebuli, imbir, zielona pietruszka, bańki etc. etc. Od razu lecimy do apteki wracając z torbą pełną cudów. I nie zdajemy sobie sprawy, że sobie tak bardziej szkodzimy niż pomagamy, bo to działanie na krótką metę. Zarzucając własny organizm lekami nie dajemy mu szans na wyrobienie naturalnej odporności, co więcej zabijamy ją. Zatem, gdy znów wyjdziemy z nagrzanych do 28 stopni mieszkań na 10 stopniowy mróz, będziemy musieli niebawem po raz kolejny udać się do apteki i tak w kółko.
Szczepienia przeciwko grypie są praktycznie bez sensu, gdyż dotyczą mutacji wirusów z poprzedniego roku, a jak wiadomo, każdej zimy są one w znacznej ilości inne.
Kompletnie nie zrozumiała jest też panika rodziców gdy dziecko ma stan podgorączkowy, zamiast dać organizmowi dziecka czas i szansę na samoistne zwalczenie choroby, bo akurat wyższa temperatura organizmu eliminuje wiele wirusów, to my od razu lecimy po leki na zbicie gorączki lub szprycujemy biedne dzieci antybiotykami.
Nie wiemy też, że odporność jest głównie w jelitach, a nasza dieta woła o pomstę do nieba. Witaminę C kupujemy w aptece, nie zdając sobie sprawy, że w takich tabletkach jest jej znikoma ilość i tak naprawdę płacimy tylko za wypełniacze. Masowo stosujemy suplementy diety, które zamiast uzupełniać nam witaminy i minerały często powodują uzależnienie psychiczne, lęki i chorobowe fobie. Zamiast urozmaicać sobie nasze posiłki, co praktycznie powinno zaspokajać potrzeby organizmu na wszystkie witaminy i minerały, jemy praktycznie codziennie to samo. Kanapki z szynką, ziemniaki, czasem makaron, kurczak, biała kapusta, sporo ciastek i czipsów, a odskocznią od takiego domowego jedzenia są co najwyżej fast foody. A potem się dziwimy, że mamy słabą odporność, wydolność i apatię.
O naturalnym hartowaniu, jak morsowanie, obniżenie temperatury w mieszkaniach do 23-24 stopni w dzień i ok. 20-22 stopni w nocy, albo niżej, wiele osób nie chce słyszeć. Są przekonani, że dobrze nagrzane mieszkanie ich ochroni przed chorobą. Co więcej chwalą się przed innymi jak to oni mają ciepło, a u nas taki ziąb. Problem w tym, że akurat najwięcej chorują osoby właśnie z takich przegrzanych mieszkań.
Jesteśmy zatem krajem, w którym permanentnie występuje zagrożenie epidemiologiczne, a grypa jak wiemy jest chorobą śmiertelną, potrafi atakować stawy, mięsień sercowy, mózg.
O zmianie klimatu i wyjazdach zagranicznych zimą do ciepłych krajów wiele osób nie chce słyszeć, bo nie ma pieniędzy, urlopu, bo ma dzieci, bo nie zna języka, bo tam zamachy, tajfuny i.....choroby Niewielu zdaje sobie sprawę, że to tylko wymówki. Ale nikogo nie uszczęśliwi się na siłę.
Wolimy własne sztormy nad Bałtykiem i halny, grypę, 37 stopniowe mrozy, smog i chlorowaną wodę oraz konserwowane chemicznie jedzenie, bo to nasze, polskie i dobre. No i przecież u nas zimą można pojeździć na nartach, choć wiele z osób, które to mówi, akurat jeździ co najwyżej na 1 tydzień na Słowację, do Włoch lub Austrii, albo nie jeździ na nartach wcale.
Lubujemy się w rozmowach o tym, co komu dolega, jakie leki bierze i który lekarz jest ok. Możemy o tym rozmawiać godzinami, jak Anglicy o pogodzie.
Walka z chorobami, dręczącymi ciało i umysły, w Polsce trwa, a słońca nie widać
Zatem słońca i zdrowia wszystkim życzę.
Co wy na to?
--
Lepiej spróbowac, niz nie spróbowac i żałować.