Robią mi pod oknem od poniedziałku wymianę chodników i schodów przed sklepami. Ekipa naprawdę sprawnie wszystko układa, średnio w jeden dzień robią więcej, niż niektóre ekipy przez tydzień. W związku z tempem prowadzonych prac, rozkopana jest całkiem spora powierzchnia, w tym jeden trawnik, przez co ludzie powinni być zmuszeni chodzić dookoła kompleksu sklepów. Tak się jednak nie dzieje. Pomimo znaków, porozwieszanej taśmy, krzyków próśb i gróźb robotników, ludzie walą prosto na przełaj pomiędzy koparkami, wibratorami (Nigdy nie przestanie mnie bawić ta nazwa. Zwłaszcza lubię jej nadużywać żaląc się innym, że jakiś oblech z wąsami wujka Tadzia biega z wibratorem pod moim oknem ) i wykopami. Zupełnie nie przejmują się tym, że od kilku dni pada i ładują się w jedno wielkie bagno. Starzy i młodzi, niscy i wysocy, na rowerach i o kulach, wszyscy twardo przed siebie. Nikt nie nadłoży 5 kroków żeby wygodnie przejść się chodnikiem.
Wczoraj naszło mnie na słodkie, więc po amerykankę ruszyłem do spożywczaka (Podobno amerykanka, to tylko u mnie w rejonie występuje i ludzie spoza nie wiedzą co to jest. Jedliście kiedyś amerykankę? To jest o takie coś:
)
Tak czy inaczej wędruję sobie kulturalnie obchodząc prace brukarskie, ale jednocześnie obserwuję jak ludzie kombinują. Na początek Ciotka Klotka, prosto w wykop, potyka się, zapada, ale leci pod górkę. Panowie pracujący już ją widzą i próbują przechwycić, bo zaraz sobie kostkę skręci, wyskoczyli przed nią z łopatami i każą zawrócić, ale nie, nie po to męczyła się taki kawał, żeby odpuścić, podwinęła spódnicę i sru przebiegła obok. To, że po rajdzie na przełaj wyglądała jak po spotkaniu z betoniarką ewidentnie jej nie przeszkadzało. Powiem więcej, wyglądała na wyjątkowo usatysfakcjonowaną, że nie dała się zawrócić i poszła tak jak ona sama chciała.
Jestem w połowie trasy, tym razem widzę babcię o kulach. Nie, nie zostanie na chodniku, w piach z tymi kulami. Rzuca się jak węgorz wyjęty z wody, nie jest w stanie ani w przód, ani w tył, podpiera się jedną, a drugą odpycha, potem zmienia technikę, teraz używa obu niczym czekanów, dla niej jest to niczym próba zdobycia K2. Jak ją robotnicy zobaczyli, to z miejsca wystartowali, biegną, pędzą, wzbijają piach, woda chlupocze, wiatr rozwiewa ich włosy (na klacie), miejski baywatch. Babcia też już zauważyła, zaczyna sapać i dyszeć, przebierać tymi łapkami szybciej i szybciej i szybciej i chlast. Jak deska. Leży na płasko, nie rusza się, budowlańce hyc ją pod ręce, stawiają do pionu, otrzepali jako tako, piasek z berecika zdmuchnęli i odstawili z powrotem na chodnik, upewnili się, że babcia nie schodzi właśnie na zawał i tylko się odwrócili, babcia kule pod ręce i na jednej nodze hop, hop, hop, przekicała przez cały piach.
I teraz niech mi ktoś wyjaśni, czy naprawdę takie trudne jest nadłożenie kilku kroków i pozostanie czystym? Co to za naród pojechany.
Wczoraj naszło mnie na słodkie, więc po amerykankę ruszyłem do spożywczaka (Podobno amerykanka, to tylko u mnie w rejonie występuje i ludzie spoza nie wiedzą co to jest. Jedliście kiedyś amerykankę? To jest o takie coś:
)
Tak czy inaczej wędruję sobie kulturalnie obchodząc prace brukarskie, ale jednocześnie obserwuję jak ludzie kombinują. Na początek Ciotka Klotka, prosto w wykop, potyka się, zapada, ale leci pod górkę. Panowie pracujący już ją widzą i próbują przechwycić, bo zaraz sobie kostkę skręci, wyskoczyli przed nią z łopatami i każą zawrócić, ale nie, nie po to męczyła się taki kawał, żeby odpuścić, podwinęła spódnicę i sru przebiegła obok. To, że po rajdzie na przełaj wyglądała jak po spotkaniu z betoniarką ewidentnie jej nie przeszkadzało. Powiem więcej, wyglądała na wyjątkowo usatysfakcjonowaną, że nie dała się zawrócić i poszła tak jak ona sama chciała.
Jestem w połowie trasy, tym razem widzę babcię o kulach. Nie, nie zostanie na chodniku, w piach z tymi kulami. Rzuca się jak węgorz wyjęty z wody, nie jest w stanie ani w przód, ani w tył, podpiera się jedną, a drugą odpycha, potem zmienia technikę, teraz używa obu niczym czekanów, dla niej jest to niczym próba zdobycia K2. Jak ją robotnicy zobaczyli, to z miejsca wystartowali, biegną, pędzą, wzbijają piach, woda chlupocze, wiatr rozwiewa ich włosy (na klacie), miejski baywatch. Babcia też już zauważyła, zaczyna sapać i dyszeć, przebierać tymi łapkami szybciej i szybciej i szybciej i chlast. Jak deska. Leży na płasko, nie rusza się, budowlańce hyc ją pod ręce, stawiają do pionu, otrzepali jako tako, piasek z berecika zdmuchnęli i odstawili z powrotem na chodnik, upewnili się, że babcia nie schodzi właśnie na zawał i tylko się odwrócili, babcia kule pod ręce i na jednej nodze hop, hop, hop, przekicała przez cały piach.
I teraz niech mi ktoś wyjaśni, czy naprawdę takie trudne jest nadłożenie kilku kroków i pozostanie czystym? Co to za naród pojechany.
Ostatnio edytowany:
2016-10-07 09:24:16
--
"Więc kim ty jesteś? Tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, lecz czyni tylko dobro" "Oh no, she's killing blind orphans! That's so evil, I mean which is great but blind orphans!" "Odmawianie kobiecie tańca to ignorowanie części jej osobowości. To zniewaga, którą niełatwo zapomnieć. Bowiem ona miała coś do zaoferowania: swoje oddanie. Przed mężczyzną, który z nią nie tańczy, nigdy nie otworzy swej duszy do samego końca."