Oglądam sobie filmiki Ukraińców, na których pokazują jak robią zakupy w polskich supermarketach. I tak się zastanawiam: czy oni są w tym samym miejscu w którym ja byłem w 1990 roku, jak zaczynały do polski napływać zagraniczne towary i jako dzieciak wychowany na szarym peerelowskim syfie i kartkach dostałem po oczach kolorowymi opakowaniami i możliwością włożenia towaru po prostu do koszyka. I drugie: dzisiaj widziałem grupę Ukraińców w Tesco, w grupie. Zachowywali się jak stado pawianów. Nie mam zamiaru obrażać nikogo porównaniem do małp, po prostu tak szli: dwie laski i dziecko w środku grupy, na zewnątrz faceci, wszyscy nieufni i łypiący spod byka, ale równocześnie pakujący żarełko do koszyków. I rozkmina: czy my się tak zachowywaliśmy, i czy dalej się tak zachowujemy za granicą (miałem szoka jak we Francji, w markecie w środku Burgundii zobaczyłem 1,5- metrowego rekina na lodzie na stoisku rybnym, z ceną, znaczy że ktoś kupuje).
--
Od narzekania boli głowa i rozwolnienie gwarantowane!