juz samo zdanie "Jak w ogóle można porównywać dzieci adopcyjne (nie mam oczywiście nic na przeciwko) do własnych dzieci?" pokazuje jak od dupy strony znasz temat. Nie wiem czy masz dzieci (po tym tekscie - nie sadze). Ja, jako rodzic, w zyciu bym takim tekstem nie pierdzielnal, bo dziecko sie zwyczajnie kocha - dlatego ze Twoje (czy z adopcji czy urodzone). To raz.
Dwa, ze tak - porownuje to z 500+. Bo i jedno i drugie to gra pod publiczke, tylko ze kierowana do roznych odbiorcow. 500+ ma przekupic wielodzietnych, "panstwowe" in vitro wrecz przeciwnie. A ja, kurde, nie chce - zwyczajnie i po ludzku - zeby panstwo przekupywalo kogokolwiek. I tak, dla mnie nie roznia sie niczym ludzie wyciagajacy reke po 500+ i wyciagajacy reke po (do)finansowanie in vitro. Chca _moich_ pieniedzy na _swoje_ cele. Jak ich nie stac, to niech (odpowiednio) nie zakladaja rodzin wielodzietnych i nie nastawiaja sie na in vitro.
--
ieciu - jest pare roznic. Chocby to, ze leczenie to zabieg ratowania zycia. Niemoznosc splodzenia dziecka, chocby smutna i bolesna, ratowaniem zycia nie jest. Druga, dosc wazna roznica, mozesz chorego leczyc albo nie - i to w zasadzie wyczerpuje mozliwosci. W przypadku in vitro - nie jest tak ze in vitro albo nic, jest mozliwosc adopcji, mozna isc w kierunku surogatu (chociaz nie wiem czy u nas to legalne). Wiec analogia srednia.