JAK TO LIS WYSZEDŁ NA „ŚWIĘCONEM“ U LUDZI
Pewien lis w karpackim lesie,
Pożegnawszy dzieci, żonę,
Przyjaciela Misia — wybrał
Się do ludzi na „Święcone”.
Szedł przez lasy, góry, drogi,
Kryjąc się wśród polnych krzaków,
Wkońcu ujrzał gród. Na bramie
Napisane było : „Kraków”.
…………………………………….
Gdy minęła już Wielkanoc,
Zrozpaczona żona lisia,
Że nie wraca mąż — zaczęła
Kokietować nawet Misia.
Wreszcie wrócił lis do lasu,
Łapy trzyma na żywocie.
Zapytuje go Miś, żona:
„ Lisie! Może boli co cię ?“
„O, tak! — jęcząc lis powiada —
„ Chory jestem, bardzo chory!
Coś mnie kłuje, gniecie. Nie wiem,
Czy dowlokę się do nory!“
Ą Miś na to: „Pewnoś musiał
Żreć, jak bydlę, boś łakomy;
Odwiedziłeś pewno wszystkie
Znakomite w mieście domy!‘
„Ba, żeby to, ba! — lis stęka —
Wiedziałbym przynajmniej wtedy
Za co jestem chory, za co
Nabawiłem się tej biedy!”
„Dziś u ludzi wielka wojna,
Dusze ludzkie pełne złości,
A „Święcone” Wielkanocne
Już należy... do przeszłości!
” I to właśnie mnie oburza,
To powiększa moje troski,
Że nie jadłem „Święconego”,
Tylko zwykły... chleb krakowski!
Feb.
Ilustrowany Kuryer Codzienny, 23 kwietnia 1916