(prośba do moderatora - nie udało mi się zmieścić w czasie przeznaczonym na edycję. Usuń pusty wpis)
Pisane dawno temu, miejsce i czas nieistotne.
refleksje późnonocne
Czy zastanawiacie się czasem nad swoim życiem? Nie nad samym "byciem", bezrozumnym trwaniem, a raczej nad samą jego istotą? Czy każdemu zdarza się myśleć o rzeczach strasznych, przerażających, ale w jakiś przewrotny sposób pociągających? O śmierci, o niebycie?
Czy ktoś z was nie ma czasem poczucia, że jego życie ucieka przed nim w sposób nieubłagany, ostateczny? że mógł zrobić tak wiele, a jednak nie uczynił nic? Że zaprzepaścił każdą szansę, jaką dał mu los? Że tracił każdą podsuwaną mu przez ślepe przeznaczenie okazję, by zrobić coś dobrego, coś stworzyć, poprawić?
Bo przecież nie mogły być to znaki dawane przez Boga, On jest ponoć miłosierny...
Czasem myślę że popadam w obłęd, próbując uporządkować myśli, które kłębią mi się pod czaszką. Czasami wstyd mi, że jestem takim tchórzem, gdyż mogąc zrobić coś, może najważniejszego w życiu, nie potrafiłem się na to zdobyć. Przeznaczenie? Bzdury. Moje przeznaczenie piszę sobie sam i mówię to z pełnym przekonaniem, gdyż każda moja akcja powoduje reakcję. Na każdy czyn przychodzi odpowiedź od życia. Wszystko, co robię czyni mnie tym, kim jestem. Wszystko, co czynię innym - powraca do mnie. Zawsze.
Czasem zazdroszczę ludziom, potrafiącym samym określić czas swojego trwania. Ludziom, którzy czując, że przyszedł ich czas, mówią życiu: "bye".
Ale przecież jestem tchórzem, więc pozostaje to tylko w mojej głowie. Nie w sercu, bo ono jest zimne jak lód.
Ale kim ja właściwie jestem? Czy ktokolwiek z otaczających mnie ludzi może powiedzieć że mnie zna, że znał mnie kiedykolwiek? Szczęście...miłość...nienawiść i gniew. Uczucia. Czymże są? Czy to one odróżniają mnie od zwierzęcia? To tylko puste, nic nie znaczące słowa dla człowieka, który nich nie poczuł, który nie próbował ich pojąć. A jeśli ich nie czuję? Jeśli nie nauczyłem się kochać, czy nienawidzić? Czy jestem człowiekiem?
A wiecie jak czuje się ktoś...pusty? Wypalony od środka? Czy ktoś z was wie, co to za uczucie? Ja wiele razy, od bardzo dawna wmawiam sobie, że coś czuję. Ale chyba tak naprawdę nie czuję nic. Od zawsze. W sumie czym jest nasze całe życie? Powielaniem genomu, przedłużaniem trwania gatunku, który tak naprawdę nie powinien nigdy zaistnieć w Edenie.
Co robimy? Rodzimy się, uczymy patrzeć na świat oczyma innych ludzi, naszych nauczycieli. A oni nie zawsze są tacy, jakich chcielibyśmy mieć i nie zawsze są tacy, jakimi być powinni. Dorastamy, marząc i w którymś momencie dostajemy to, na co zasłużyliśmy.
Gonimy za kasą, wmawiając sobie, że tak trzeba, że to dla nas i naszych bliskich. Starzejemy się i umieramy. Tyle, że dając inne życie, nasze traci rację bytu. Zrobiliśmy swoje. Jesteśmy zbędni.
Szczęście? A cóż to takiego? To dom z ogródkiem? Kochająca żona i gromadka dzieci? Każde z nas ma swoją definicję szczęścia. Każde z nas pragnie czego innego. Ja..spokoju. A wy? Czego pragniecie? Wciąż coś wali się nam na głowy, ale my uparcie idziemy dalej. Czepiamy się resztek nadziei i wmawiamy sobie, że tak widać miało być. Że Bóg/los/fatum/karma tak widać chciał/a/o. Podnosimy się i nawet jeśli cierpimy - mówimy sobie, że to minie. A co robić, jeśli nie mija?
==============
Po raz kolejny obejrzałem dziś "Cienką, czerwoną linię". I zapewne jeszcze kiedyś to zrobię.
Przeraża mnie to, co czynimy sobie nawzajem. Wojna wciąż trwa, odkąd zaczęliśmy być ludźmi. Wojna, ale nie ta toczona przy pomocy samolotów i czołgów - ta wojna, którą toczymy ze sobą co dzień. I nieprawda, że "pantha rhei". Wszystko się zmienia? Nie. Niektóre rzeczy przeżyją nawet nasz gatunek. Jeśli nawet nie będzie nas, zostaną ślady tego, co sobie uczyniliśmy.
Rozmawiam z ludźmi, czytam, patrzę. I wiem, że w pogardzie mają pokolenie Korczaków. Że słowa, które powinny coś znaczyć - nie znaczą nic, a jeśli nawet nam się tak wydaje - życie szybko odziera nas ze złudzeń.
Prawda? Fałsz? Można być szczęśliwym? Ile czasu? Kto precyzyjnie poda mi datę połowicznego rozpadu mojego szczęścia? Ile czasu zabierze tobie wygaszenie nienawiści do ludzi, którzy zrobili ci krzywdę? Ile czasu trwają te tzw. "uczucia"?
Jesteśmy śmiertelni. "Nic dwa razy się nie zdarza...".
To, co się raz straciło - nigdy nie wróci.
Ostatnio próbowałem zapić myśli. Bardzo próbowałem. Ponad dwa miesiące. Gówno mi z tego przyszło. Mam ich coraz więcej i coraz bardziej mnie pociągają. Nie było mnie. Nie było mnie dla nikogo, ale najbardziej pragnąłem, żeby nie było mnie dla mnie samego. I właśnie wtedy, na granicy jawy i kompletnego upojenia coś próbowało się przebić. Coś ulotnego, nieuchwytnego, już od dawna zapomnianego...
A gdy czasem wszystko staje się na powrót szare - nic nie ma znaczenia. Krążę po pokoju jak wielka, bezrozumna ćma a moje myśli są ciężkie i bolą. Chodzę i myślę, ale wszystko zlewa się w jeden wielki bełkot szaleńca.
Kiedyś, na ścianie jednej z niezliczonych cel, jakie widziałem w życiu, ktoś wydrapał koślawe słowa: :To ludzie ludziom zgotowali ten los". Ten bezimienny więzień pozwolił przetrwać mi najgorsze...bo wzbudził nie nadzieję..lecz wściekłość.
Czas, jak szemrzący strumień, przecieka przez palce. Można próbować go zatrzymać, lecz jakbyś się nie starał, kiedyś wyschnie ostatnia kropla, jaką trzymasz w dłoni.
*************************
Podaj mi swoje serce, a ja je zranię. I może nawet nie bezlitośnie, a dlatego, że cie nie rozumiem. Że nie wiem co cię boli i kim naprawdę jesteś. A może zranię cię świadomie, z żalu do ciebie, do siebie, do świata.
Może wbije ci nóż w plecy..bo potrafisz, ufając, odwrócić się tyłem.
Nie wiem jak i kiedy...ale zranię cię na pewno.
Zawsze się wszystko psuje, jakoś tak...samo. Każdy odkrywany przeze mnie skarb okazuje się być li tylko kupą nic nie wartych świecidełek. Szukam, ale nie znajduję. Nie szukałem i też nic się nie działo.
Wiara, jedyne co pozostaje, ale z biegiem lat jakoś jej coraz mniej i mniej.
Nie ma pereł. Prawdziwych. Są sznury sztucznych, złudnych i nieprawdziwych błyskotek. Łudzę się tylko. A gdzieś bardzo głęboko wiem, że nie ma.
Nie wiem kim byłem w poprzednim życiu, jeśli było. Ale raczej nikim dobrym.
Wszystko co się zaczyna od olśnień, nadziei i marzeń wypala się właśnie tak:
Rozmawiamy
słowami
ze znaczeń
obdartymi
do kości.
Co dzień ciszej i chłodniej.
Aż pozostanie
jedno słowo
tak ciche
jak
--
I osobno i na kupę, z włosem, albo i pod włos,
całujta mnie wszyscy w doopę, lub ewentualnie - w nos.