Historię piszą zwycięzcy, a w tej wojnie było ich wielu. Do tego część zwycięzców z czasem okazała się przegranymi (sprzedani w Jałcie), a przegrani zwycięzcami (Niemcy, Austria, Włochy gospodarczo szybko wyrosły dzięki m.in. planowi Marschalla, bilans mają lepszy, niż zaanektowani przez ZSSR). I ta ilość wygranych i przegranych, do tego niestabilność obu list doprowadziła do dość zagmatwanego obrazu. Mamy teraz "polskie obozy", Austrię wyzwoloną przez Armię Czerwoną, nieznanego obywatelstwa nazistów, przemilczaną konferencję w Jałcie i sprzedaż połowy Europy i wiele innych.
I to wszystko może i nie byłoby szczególnie złe, gdyby nie to, że historia zaczyna się powtarzać i jacyś "anonimowi patrioci" ostrzeliwują się z jakimiś "banderowcami", zestrzelony zostaje przypadkowy samolot z 300 osobami, a świat stoi skonsternowany i patrzy i się dziwi.
Przypadkowi patrioci walczą z banderowcami, przy czym w kilka tygodni zaopatrzyli się w czołgi, artylerię, ciężkie karabiny, zorganizowali wojskowe struktury. Zrobili w kilkadziesiąt dni coś, co nigdy nie udało się Baskom, IRA i innym "bojownikom" walczącym latami. Cuda się dzieją...
--
b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b b