Będzie dłużej. Ja też porzuciłem studia magisterskie. Skończyłem na inż. na jakiejś prywatnej uczelni, w dodatku otrzymanym po 3 latach ( uff... tylko 3 lata stracone, zwykle inż. trwał chyba 3,5 roku
). W czasie studiów pracowałem już tak czy siak ( a dzięki prywatnej uczelni, czyli pay2win
nie musiałem nawet za bardzo tam uczęszczać, więc pracę fulltime dało się pogodzić ze studiami, a i układy wśród kadry wykładającej tam jakieś się zdobyło
). I tak, poszedłem tam tylko dla nic nie wartego dziś papieru i głównie dlatego, że wszyscy wtedy szli. Obciachem przecież było to, że nie idzie się po liceum na studia
Ba! W moim przypadku nawet było obciachem przyznawanie się, że to prywatna uczelnia ( chociaż trafili się wykładowcy, którzy byli naprawdę dobrzy i jeśli ktoś chciał się czegoś nauczyć, to naprawdę mógł, inna sprawa że mało kto właśnie chciał ). Jak zdarzyło mi się spotkać ze znajomymi z LO kilka lat temu, to każdy się przechwalał, gdzie to nie poszedł. Dziś większość nie ma nic wspólnego z zawodem jaki sobie wybrali ( i tak, te zarządzanie i marketing to była większość ), sporo kobiet zostało "kurami domowymi", mimo że wcześniej miały dosyć konkretne aspiracje zawodowe. Pamiętam, że wielu właśnie takie myślenie reprezentowało - "skończę studia, a kariera i pieniądze same przyjdą". Ja się z tego szybko wyleczyłem. Całe studia przepracowałem w zawodzie. Na magistra się zapisałem, ale po kilku wykładach ( ale jeszcze przed zapłaceniem czesnego, taki trial
) olałem.
Nie wiem kto ma się czuć oszukany. Ludzie sami sobie wmawiali brednie, że studia to automatyczny awans społeczny i kariera sama ruszy z miejsca. Mi dziwili się, że w ogóle chcę pracować w czasie studiów. Powinienem się cieszyć czasami studenckimi, pić na umór, imprezować itd. bo po studiach to już nie będzie czasu. Cóż, jedni się cieszyli, a ci, którzy mieli głowę na karku po zdobyciu dyplomu mieli już 3-5 lat doświadczenia zawodowego.