, a wiesz, że też bym nie chciała, żeby z moich podatków państwo finansowało tego projektanta? Tak samo, jak nie chcę, żeby z moich podatków leczono skrwieli, którzy po pijaku wsiadają za kółko i raczą się rozyebać nie na drzewie, żeby zdechnąć, tylko na drugim samochodzie, żeby wraz ze sobą do szpitala pociągnąć Bogu ducha winne osoby trzecie (jeśli przeżyją)... I nie chcę, żeby z moich podatków utrzymywane były więzienia, w których siedzi wszelkiej maści zwyrodnialstwo, siedzi na tych szanownych dupencjach, paluszkami nie rusza, jedzenie dostaje, spać gdzie ma - wolałabym, żeby zaprzęgnięto ich do roboty, żeby na swoje utrzymanie robili. I nie chcę, żeby z moich podatków w izbach wytrzeźwień roiło się od żuli, pijanego gówniarstwa itp.
Wielu rzeczy nie chcę, wymienione elementy społeczeństwa mogłyby w jakiś sposób być indywidualnie obciążone za to wszystko, co opisałam, ale kto się za to zabierze?
A jeszcze wracając do tych, którzy się celowo nie ubezpieczają, choć np. mieszkają na terenach zagrożonych zalaniem (wybacz, macleod, nie zauważyłam Twojego posta wcześniej) - kij im w oko, a drugi w rzyć! Bo to akurat wg mnie jest chore, że taki człowiek patrząc na to, co się wokół dzieje, może pomyśleć "ch*j! nie ubezpieczę domu, bo jak przyjdzie co do czego, to jakiś polityk mi załatwi odszkodowanie!"...
No i dochodzimy do momentu, w którym mam ochotę wstać i krzyknąć "no to zakładamy partię monsterową, startujemy do sejmu i rozwalamy ten bajzel, ustalając nowe reguły gry!" - tylko obawiam się, że ta energia i zapał do wprowadzania zmian skończyłaby się z momentem, w którym niektórzy poczuliby, jak to fajnie siedzieć przy korytku, z dala od zwykłych śmiertelników.