Jestem rozczarowana tak pobieżnym podejściem do tematu przez :pronda. Serio, uważasz, że obecność genów oporności na antybiotyki w gnijącym w ziemi fragmencie korzenia rośliny GMO jest większym zagrożeniem dla zdrowia publicznego niż powszechne nadużywanie tychże w medycynie często bez powodu? Hodujemy sobie superoporne bakterie w szpitalach, które zbierają po koleich geny oporności na wszelkie antybiotyki i dzięki ciągłej presji selekcyjnej ją utrzymuję. Bo o ile faktycznie zjawisko poziomego transferu genów istnieje to po pierwsze, częstość jego zachodzenia jest mizerna, a po drugie, przy braku presji selekcyjnej bakterie geny oporności najczęściej szybko tracą. Nie to co w szpitalach, gdzie dzięki sporym dawkom antybiotyków bakterie poddawane są ciągłej selekcji. Zagrożenie przeniesienia genów oporności z roślin GMO jest problemem czysto akademickim. Przypominam również, że to nie są geny stworzone przez człowieka- one występują naturalnie w przyrodzie w pewnych gatunach bakterii. No i jeszcze jak mnie uczyli, to antybiotyki standardowo stosowane w laboratorium były zazwyczaj inne niż te stosowane w medycynie (i weterynarii).
A jeśli chodzi o pomidory, które rosną dzięki opryskom z mleka, to ostatnio mój kuzyn z łezką w oku wspominał "czasy, kiedy pomidory rosły normalnie w ogródku". Poczekacjcie, choroby pomidorowe wcześniej czy później do Was też dojdą
Generalnie- o ile można mieć poważne i uzasadnione wątpliwości co do polityki koncernów takich jak Monsanto, to rozwiązaniem jest zakazanie praktyk stosowanych przez te firmy, a nie wylewanie dziecka z kąpielą i zakaz GMO. To dzięki polityce paranoi anty-GMO jedynymi podmiotami mogącymi faktycznie zajmować się komercjalizacją roślin GMO są bogate koncerny i faktycznie często wprowadzane uprawy są nakierowane głównie na zysk producenta- przykładem niech są odmiany soi opornej na herbicydy, gdzie zysk producenta jest podwójny- sprzedaje nasiona i herbicyd. Z drugiej strony inicjatywy nienakierowane na zysk, takie jak np. golden rice (polecam pogooglowanie na ten temat) przez kilkanaście lat borykają się z poważnymi problemami, chociaż tutaj faktycznie jest to non-profit i dla dobra mieszkańców biednych państw. Naprawdę, rosliny GMO to termin dla mnie bez sensu, nie jest ważne jak daną roślinę zrobiono, ale co jest w środku. I o ile kukurydza Bt coś mi mówi, to kukurydza GMO nie niesie żadnej użytecznej informacji.
PS W Indiach do tej pory są legalne zdaje się 2 rośliny GMO, z czego jedna to bawełna (niejadalna). Sprawa budzi tam spore kontrowersje. Co innego Chiny- tam hoduje się wszystko co z labu wyszło i szczerze mówiąc, w związku z tym jaką globalną wioską się stajemy, cokolwiek naprawdę głupiego zrobią Chińczycy, za jakiś czas do nas to dotrze. Dla środowiska dużo większym problemem jest model współczesnego rolnictwa, tj głównie duże monokultury. Ci co się martwią o pszczoły, jak myślicie, jak wygląda sytuacja pszczół, gdy większość okolicy to uprawy zbóż (nie produkują nektaru) czy np. rzepaku (kwitnie przez niecały miesiąc w roku), często brak jest nawet miedzy. Co one jedzą przez większość roku?
PPS Ziemniaki jako rośliny poliploidalne są dość trudnym obiektem do eksperymentów genetycznych, chociaż tutaj akurat bardzo by się taka mozliwość przydała, ze względu na dużą podatność na zarazę ziemniaczaną i obecność genów oporności w dzikich gatunkach. No ale tradycyjnie powinniśmy krzyżować je przez najbliższe 50 lat, żeby było zgodnie z naturą. Chyba że wrzucimy ziemniaka pod UV i poczekamy co się stanie, to też tradycyjna metoda uzyskiwanie zmienności. A tym, którzy wyrzekają na to, że nasiona trzeba co ruku kupować nowe, polecam poczytanie o zjawisku heterozji.